Komisja w ogniu krytyki. Czy Kościół dostanie jeszcze jedną szansę?
Dyskusja wokół komisji niezależnych ekspertów w Kościele coraz mniej dotyczy merytoryki, a coraz bardziej emocji i personalnych ocen. Tymczasem fakty pokazują, że kontrowersje wokół zespołu bp. Odera nie różnią się tak bardzo od wcześniejszych prac ekipy abp. Wojciecha Polaka.
Biskup Sławomir Oder przedłożył biskupom – ordynariuszom projekty dokumentów dotyczące powołania komisji niezależnych ekspertów do zbadania zjawiska wykorzystania seksualnego osób małoletnich przez niektórych duchownych. Zadanie to powierzono mu w czerwcu, wcześniej dziękując – w praktyce zaś rozwiązując – zespół abp. Wojciecha Polaka, który od dwóch lat przygotowywał dokumenty w tej samej sprawie. Tamta – nie do końca zrozumiana, także przeze mnie - decyzja biskupów spowodowała wiele emocji. W przestrzeni publicznej pojawiły się zarzuty, że hierarchowie nie chcą żadnej komisji, że zmiana osób opracowujących podstawy prawne jest wyłącznie zasłoną dymną, graniem na czas, itd.
Teraz, gdy biskup Sławomir Oder poinformował, że w oparciu o projekty przygotowane przez zespół prymasa Polski, jego zespół opracował stosowne procedury umożliwiające powołanie komisji zgodnie z prawem kościelnym, jak i państwowym, i przesłał je do zaopiniowania Radzie Prawnej KEP emocje odżyły na nowo. Ordynariuszowi gliwickiemu wytknięto przede wszystkim dwie sprawy: anonimowość członków jego zespołu oraz brak konsultacji z osobami skrzywdzonymi.
Sam biskup wytłumaczył, że osoby współpracujące z nim przy tworzeniu procedur nie chciałby, by ujawniać ich personalia – obawiają się bowiem hejtu. Brak konsultacji z osobami pokrzywdzonymi hierarcha wyjaśnił tym, że on i jego ludzie podjęli wyłącznie próbę opracowania procedury powołania komisji – do tego konsultacje ze środowiskiem pokrzywdzonych potrzebne nie są.
Nie zamierzam występować w roli adwokata biskupa gliwickiego, ale warto w tej debacie zwrócić uwagę na pewne fakty, o których już zdążyliśmy zapomnieć. Gdy wczesną wiosną 2023 r. KEP zdecydowała o przystąpieniu do prac koncepcyjnych nad komisją znaliśmy jedno nazwisko – abp. Wojciecha Polaka, któremu powierzono to zadanie. W czerwcu 2023 r., gdy zdecydowano, że komisja ma mieć charakter interdyscyplinarny podano, że do zespołu wchodzą: abp Grzegorz Ryś (dziś kardynał), bp Ryszard Kasyna oraz bp Jan Kopiec. Personaliów innych członków zespołu nikt właściwie nie znał. Ujawnili się sami, ale dopiero po tym, gdy w czerwcu w Katowicach biskupi „podziękowali” im za pracę. Do tamtego momentu był to – podobnie jak teraz zespół ludzi całkowicie anonimowych.
Rzecz kolejna. Zespół prymasa oficjalnie nie korzystał z żadnego wsparcia i konsultacji pokrzywdzonych. Zastanawiając się nad składem osobowym komisji rozważano udział w niej osób pokrzywdzonych, ale jak wynika z moich informacji przeważały głosy, że ich ewentualne zaangażowanie może sparaliżować prace komisji.
O tych dwóch kwestiach nikt dziś nie wspomina. Pojawia się raczej zdecydowana negacja działań zespołu Odera. Idzie to niestety w kierunku, o którym kilka tygodni temu tu pisałem: zespół prymasa był dobry, zespół Odera jest zły. W związku z tym wszystko co wypracuje będzie złe. W dyskursie na temat komisji nie dostrzegam właściwie żadnych propozycji merytorycznych – dociera do mnie wyłącznie niepotrzebne bicie piany i negacja wszelkich poczynań po stronie KEP.
Owszem, sporo w tym winy biskupów, którzy do tematu wyjaśnień spraw wykorzystywania podchodzą jak pies do jeża. Trudno jest dziś właściwie zliczyć wystąpienia, w których potępiali sprawców przestępstw seksualnych i obiecywali rzetelne zabranie się za wyjaśnienia. Słowa rozpływały się w przestrzeni, inne pozostały tylko na cierpliwym papierze. Teoretycznie jakieś tam działania podejmowano, w praktyce zaś robiono niewiele albo nic. I to się dziś mści. Owo zaklinanie rzeczywistości, robienie uników – nie przez rok, czy dwa, ale kilka lat. Stąd też zrozumiałe są emocjonalne wystąpienia i naciski pokrzywdzonych i rzeszy osób zainteresowanych problemem. Tyle tylko, że nie możemy dziś negować wszelakich poczynań hierarchów. Czasem – mimo wszystko – trzeba dać im jeszcze jedną szansę.
Skomentuj artykuł