Tego w dyskusjach o serialu "Dojrzewanie" nie słyszę

fot. depositphotos

"Dojrzewanie". Serial, którego nie oglądałam i raczej nie obejrzę, ale w myśl polskiej (niechlubnej) tradycji się wypowiem. No dobrze, żartuję. Nie tyle o samym „Dojrzewaniu”, co do dyskusji wokół niego chciałabym się odnieść. Przyglądam się bowiem licznym recenzjom i komentarzom w sieci poświęconym temu filmowi i budzą się we mnie przykre odczucia.

Zobacz, jak wygląda świat twojego dziecka

"Dojrzewanie" opowiada historię trzynastolatka, który zostaje oskarżony o morderstwo koleżanki z klasy, a w poszczególnych odcinkach dorośli próbują zrozumieć, co naprawdę się wydarzyło – tyle wiem. Przyznam jednak, że gdy ktoś próbuje mnie namówić do obejrzenia tego filmu, bym mogła zobaczyć, w jakim świecie funkcjonuje dzisiejsza młodzież, odpowiadam, że naprawdę nie trzeba mnie przekonywać do tego, że wśród dzieci jest dziś niebywała przemoc i że wirtualny świat, który dla nich stał się równolegle funkcjonującą rzeczywistością, jest pełen szlamu, brudu i zła. Mam dzieci w wieku szkolnym, otwarte uszy i oczy na historie, które mi przynoszą z życia swoich klas, a - zajmując się zawodowo naukami społecznymi - o patologiach w internecie przeczytałam już niejedną książkę. Odnoszę też wrażenie, że naukowcy, pedagodzy, nauczyciele i wielu rodziców (przynajmniej z mojej bańki medialnej) trąbią o tym non stop. Podobnie jak od pięciu lat tu i ówdzie powstają opracowania, analizy i raporty, że mamy w świecie zachodnim galopującą epidemię samotności, która w różnym stopniu dotyka wszystkie pokolenia - i dzieci, i młodzież, i dorosłych, i seniorów. I co? I nic. Jak kulą w płot.

DEON.PL POLECA

 

 

Czy serial może zmienić rzeczywistość?

Byłabym więcej niż szczęśliwa, gdyby za poruszeniem wywołanym tym serialem, poszły jakieś konkretne zmiany w nas, dorosłych, i w systemie, w którym funkcjonujemy (ot, choćby faktyczne egzekwowanie wymogu minimalnego wieku na zakładanie kont w mediach społecznościowych czy ustawowe uregulowanie obecności smartfonów w szkołach). Doświadczenie podpowiada jednak, że są to marzenia ściętej głowy. Powrze, powrze i za tydzień będzie już nowa drama, hit Netflixa czy sensacja, o której będzie się dyskutować.

Nowy pejczyk dla/na rodziców

Nie liczę więc, że "Dojrzewanie" da jakiś konkretny impuls do faktycznych zmian w funkcjonowaniu społeczeństwa. Tym, co mnie jednak szczególnie martwi, przyglądając się dyskusjom okołoserialowym toczącym się w internetach i na szkolnych korytarzach, jest to, że wyrasta nam nowy pejczyk do (samo)biczowania. Poruszając bardzo ważne problemy osamotnienia i przemocy wśród młodzieży, utrwala się w tych dyskusjach, niejako przy okazji, swego rodzaju wyrzut wobec nas, współczesnych rodziców, wpisujący się w kakofonię głosów o tym, co rodzic dziś powinien. Mówię "kakofonię", bo jestem o tym przekonana, że nikt z nas, kto ma w obecnych czasach dzieci, nie zaprzeczy, że głosów o tym, jacy powinniśmy być dla naszych dzieci jest wiele i często są one sprzeczne. Na fali opinii o serialu "Dojrzewanie" bez trudu znajdziemy zatem litanię zarzutów, że dzisiejsi rodzice – „za mało są z dzieckiem", że "za bardzo są przy dziecku", że „nazbyt uważni na małe dziecko”, ale też, że zupełnie nie wiedzą, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami nastolatka, że nie śledzą grup whatsappowych, a powinni, że nie reagują na niepokojące sygnały... Litania pretensji (często formułowana przez rodziców w kierunku rodziców) nie ma końca. I choć nie twierdzę, że o tym nie powinno się rozmawiać, uwrażliwiać, pokazywać różne bolączki funkcjonowania współczesnych rodzin, to jednocześnie irytuje mnie, że równie intensywnie nie podejmuje się w dyskusjach wątku oczekiwań i wymagań wobec tych, którzy nasz świat układają ani wobec tych, którzy cementują dzisiejsze problemy i nierówności - czyli wobec polityków, właścicieli korporacji międzynarodowych czy np. dziennikarzy.

Rodzice contra świat

Trafia mnie, gdy raz po raz czytam, że "dzisiejsi rodzice wciskają telefony dzieciom, a to tak, jakby wpuszczali dilerów narkotykowych pod swoją strzechę". Bo choć zgadzam się co do meritum z tą tezą i jestem pierwsza, która przyzna, że to na nas, rodzicach, spoczywa największa odpowiedzialność za wychowanie, to jednocześnie uważam, że bez rzeczywistego wsparcia systemowego (prawnego, instytucjonalnego, edukacyjnego) zdecydowana większość z nas nie ma ani zasobów, ani wiedzy, ani umiejętności, by radzić sobie z dzisiejszymi wyzwaniami, które fundują nam politycy i możni tego świata: korporacje, potentaci medialni i władcy algorytmów. To oni tworzą prawa, to oni tworzą pewne ramki, w których my - mniej lub bardziej świadomie - funkcjonujemy. I te nieszczęsne media społecznościowe to świetny przykład. Bo choć w komentarzach pod recenzjami serialu "Dojrzewanie" zawsze znajdą się ci rodzice, którzy natknęli się na patostreaming i szybko włączyli ograniczenia swoim latoroślom, to na drugim biegunie będą ci, których guzik obchodzi, co ich dzieci robią w necie, bo "bez sprawnego poruszania się w technologii dziecko nie ma przyszłości na rynku pracy". Tyle, że dzieci tych drugich siedzą w klasie z komórką bez żadnych rodzicielskich ograniczeń, a nad nimi wisi wianuszek dzieci tych pierwszych. Nauczyciel jest bezradny, bo przecież nie ma prawa konfiskować własności swoich podopiecznych, a jak jeszcze nałożymy na to galopujący kryzys autorytetów, to mamy przepis na samonapędzającą się katastrofę. Kto winny? Oczywiście, rodzice, nauczyciele, inne dzieci. Ale nie ci, którzy na tym zarabiają, nie ci, którzy projektują świat oparty na przemocy, manipulacji i kłamstwie.

A gdyby zacząć wymagać od polityków i biznesu?

Dwójka z naszych dzieci jest w szkole podstawowej. Są jedynymi dziećmi w swoich klasach (trzeciej i piątej), które nie mają własnych telefonów i zasilają nieliczną grupę "cyfrowych odludków" (czyli dzieci z dumbphonami a nie smartfonami) wśród swoich rówieśników. Mamy w szkole szkolenia rodzicielskie z wyzwań dotyczących współczesnych technologii, nauczyciele raz po raz wysyłają cenne artykuły, przypominajki, zaproszenia na webinary, tyle, że trzeba by mieć naprawdę życie całkowicie skoncentrowane na dziecku (najlepiej jednym), by tę całą wiedzę śledzić na bieżąco, ciągle się w niej szkolić i sukcesywnie stawać się dla dobra swojego potomka coraz bardziej profesjonalnym couchem/trenerem/dietetykiem/psychologiem/lekarzem/nauczycielem/ochroniarzem itd. itp. Jeśli jednak cały przemysł skoncentrowany jest na tym, żeby sprzedawać apki, gry, dostępy na smartfony i przekonywać społeczeństwo niemalże od etapu prenatalnego, że bez internetu ludzkość jest dziś skazana na wymarcie, to naprawdę wygląda to na starcie a la Dawid z Goliatem. Dorzućmy do tego jeszcze system edukacyjny pełen sprzecznych i niespójnych komunikatów (bo z jednej strony eksperci huczą np. że dzieci mają upośledzoną pamięć przez zrośnięcie z telefonami, ale jednocześnie szkoła musi nadążać za cyfrową rewolucją, więc właściwie najlepiej, żeby już w przedszkolu zacząć uczyć dzieci programowania). W tej perspektywie zupełnie mnie nie dziwi, że argument z presji rówieśniczej ("mamooo, wszyscy z tego korzystają") i społecznej ("nie rób z dziecka dziwaka") wydaje się większości rodzicom bardzo zasadny. Szkoda, że energię, którą koncentrujemy, by wymyślać samodzielnie jakieś cud-patenty na ochronę własnych dzieci, nie intensyfikujemy, by wywierać presję na polityków i biznes, by to oni wzięli odpowiedzialność za świat, który nam kreują.

DEON.PL POLECA


Przyzwolenie na przemoc ma się u nas świetnie

Przemoc stała się swojska i tak wszechobecna, że właściwie niewielu prowokuje do reakcji: jest w języku naszych mediów, jest w naszej tzw. debacie publicznej, jest w relacjach między ludźmi w szkole, w pracy, w rodzinie, bywa - niestety - w Kościele. Czytamy o niej, (nad)używamy jej w internecie, ba!, ochoczo zwiększamy na nią wydatki z budżetu państwa. Pokażcie mi, proszę, kandydata na prezydenta czy na inne stanowisko publiczne w świecie, który w swojej kampanii będzie koncentrował się na tym, by rozbrajać armie i popularyzować metody Rosenberga dotyczące porozumienia bez przemocy? My, obywatele, konsumenci, dajemy gremialnie na to wszystko nasze ciche przyzwolenie: nie wymagamy od naszych decydentów ani od tych, którzy nam wirtualny świat meblują żadnych wartości i etyki. Jeśli pokój, to tylko ten, który zagwarantuje nam siła, broń i władza... Właściwie ta historia toczy się niezmiennie od zarania świata, a my, ludzie, kiepsko wyciągamy wnioski. Jako chrześcijanie nie musimy się nic a nic obawiać, że zabraknie nam obszarów do (re)ewangelizacji…

Szansa dla Kościoła?

Nie oglądałam serialu "Dojrzewanie", więc nie wiem, czy pojawia się tam wątek wiary dziecka, rodziców czy kogokolwiek. Uderza mnie jednak, że w opiniach widzów, które czytałam, ten aspekt nie jest poruszany. Być może jest to dobre odzwierciedlenie szerszego zjawiska, tzn. tego, że kiedy dyskutujemy o przemocy wśród dzieci i młodzieży, skupiamy się na objawach, a nie źródłach problemu. Gremialnie nie widzimy, że pogoń za postępem i nachalne deprecjonowanie humanistyki, głębokiego namysłu nad naszą kondycją moralną, kwestiami etycznymi i światem wartości, prowadzi nas w coraz większe dramaty. Historia uczy, że Pan Bóg towarzyszy ludziom wszystkich czasów, w każdej krzywdzie, ucisku i dramacie. Człowiek co prawda nie ustaje w roztrwanianiu darów, łask i powierzonych dóbr, nie mówiąc już o tym, że z uporem maniaka uprawia bałwochwalstwo... Ale wiem, że ludzkość nie była, nie jest i nie będzie sama. Być może to właśnie ten kryzys, który w stosunkach międzyludzkich sobie za pomocą dyktatu technokracji fundujemy, sprawi, że dobra nowina o zbawieniu znowu zacznie dotykać pustyni naszych serc. Oby. Oby.

Żona, mama, córka, z zawodu animatorka społeczności lokalnych, z zamiłowania doktorka nauk społecznych, w wolnych chwilach pisze bloga "Dobra Wnuczka" i prowadzi konto na Instagramie. Razem z mężem od lat zaangażowana w Ruch Spotkań Małżeńskich i wrocławską Wspólnotę Jednego Ducha. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Tego w dyskusjach o serialu "Dojrzewanie" nie słyszę
Komentarze (17)
AM
~Anna Maria
11 kwietnia 2025, 23:17
Proponuję jednak obejrzeć serial.
ED
~Ewa Dojrzała
9 kwietnia 2025, 22:47
Kat staje się ofiarą , ofiarą staje się katem ....błędne koło. Przemoc rodzi przemoc , nikt nie jest bezkarny ....Świat zwariował i szybciej się kręci , ale nie każdy potrafi utrzymać się na tej karuzeli emocji...samotność ...koniec
AC
~Alicja C
9 kwietnia 2025, 21:43
Może lepiej obejrzeć ten film zamiast mędrkować
LJ
~Lidia J
9 kwietnia 2025, 17:12
Artukuł z serii: Nie wiem (bo nie oglądałam), to się wypowiem. Serial też jeszcze przede mną, więc skomentuję media społecznościowe. Moje obydwa dzieciaki niedawno przekroczyły próg dorosłości, i żadne z nich nie jest uzależnione od mediów społecznościowych, w przeciwieństwie do wielu moich znajomych w wieku od dawna dorosłym. Nie odnoszę przy tym wrażenia, że moja rodzina jest jakaś wyjątkowa. Pozdrawiam :)
IR
Iwona Rudol
9 kwietnia 2025, 15:38
Zupełnie chybiony tekst. Serial nie celuje w rodziców, raczej się z nimi solidaryzuje. W wielu analizach się ten wątek powtarza. I dzieci z wierzących rodzin także są samotne, także doświadczają hejtu i także bywają przemocowcami. Przemoc rówieśnicza istniała zawsze i istnieć będzie. W tej chwili zyskała po prostu dodatkową przestrzeń i narzędzia.
TD
~Tomasz Dzikowski
9 kwietnia 2025, 20:44
Dokładnie, samemu miałem to napisać. Rodzice są tam pokazani w raczej pozytywnym świetle, serial opowiada o zjawisku incelizmu (involved celibacy - niedobrowolny celibat), czyli młodych ludziach wykluczonych przez otoczenie, nie mogących znaleźć partnerki. Chociaż trochę dziwne, że twórcy postanowili w tym celu użyć 13 latków :/ Problem dotyczy raczej osób + 18. Odrzucenie wzmocnione internetowym hejtem prowadzi do działań destruktywnych np. zaszlachtowania agresywnej rówieśniczki. Na szczęście nie doczekaliśmy się w Polsce jeszcze masakry szkolnej rodem z USA, czy zabójstwa ale samobójstwa i próby samobójcze się zdarzają, fora internetowe pełne są też historii ludzi poranionych przez otoczenie w dzieciństwie. W wielu odrzucanych mężczyznach rodzi się też niechęć do kobiet i mizogińskie poglądy. Artykuł byłby też poważniejszy gdyby autorka nie siliła się na geopolityczne wstawki.
AA
Agnieszka Augustyńska
10 kwietnia 2025, 07:14
Tutaj nie chodzi o to, że serial celuje w rodziców tylko o komentarze ludzi na temat serialu, którzy za taką fikcyjną tragedię lub prawdziwą w Helmond, gdzie 14 letnia Nina nie wytrzymała już nękania grupy rówieśniczej całą odpowiedzialność zrzucają na rodziców i ewentualnie nauczycieli oraz dzieci "potwory", a chory jest cały system. Dopóki każdy z nas nie zacznie brać odpowiedzialności za swoje słowa i nie przestanie wspierać hejt lub milczeniem na niego przyzwalać będziemy coraz częściej tracić coraz młodsze dzieci.
AE
Anna E-M
9 kwietnia 2025, 10:36
Dziękuję Pani Agato. Myśl z rozdziału "Szansa dla Kościoła?" Jest moim zdziwieniem, wyrażanym pod komentarzami np o. Mateusza Filipowskiego o tym serialu. Dlaczego duchowny ubolewając nad kondycją moralną dzieci nie zauważył że ich rodzice wyparli się Boga? Skazali Go na niebyt w swoim życiu, a jeżeli nawet istnieją w ich rodzinach materialne lub niematerialne elementy religijne, to i tak są raczej tradycją lub ideą a nie żywą relacją, pełną radości, zachwytu i bezpieczeństwa. Dlaczego ludzie Kościoła nie diagnozują - dla mnie oczywistej przyczyny ogarniającego dzieci i młodzież zła? Dlaczego? Ponieważ niestety...ta diagnoza wskaże na winowajcę: kto wypaczył obraz Boga i spowodował że ludzie uciekli? No kto? Ten .kto zajął się wszystkim, oprócz powszechnego głoszenia Dobrej Nowiny Nie każdy dotrze do M.Zielińskiego, W. Wilka, o. Jarosiewicza lub bp Ważnego. Większość tych którzy jeszcze są, pójdzie na rekolekcje do parafii. A tam ...szkoda słów. Pozdrawiam. AEM Boża genetyka
ŁR
~Łukasz Ruda
9 kwietnia 2025, 10:14
Wydaje się że aby wygrać walkę o dojrzewanie dzieci trzeba na wstępie przyjąć (jak Dawid), że będzie to “wojna Pana” i On będzie walczył u naszego boku. Inaczej w końcu każdy pęknie.
KD
~Kinga Delta
9 kwietnia 2025, 00:53
Nie ma nic o religii....I szokujące jest dla mnie jak 13 letnie dzieci w UK są rozseksualizowane....
AM
~Alicja M.M.
8 kwietnia 2025, 21:23
I rzeczywiście, w tym serialu nie ma wiary. Ale też niemal w ogóle nie ma miłości. Współczuciem nie otacza się ani rodziny zabitej dziewczynki, ani jej przyjaciółki (która jawi się jako ktoś przeraźliwe samotny), ani rodziny chłopca-zabójcy. Nawet dziadkowie, którzy w jego wspomnieniu (w rozmowie z psychoterapeutką) byli ciepłymi, bliskimi, znikają. Nikt do nikogo nie wyciąga ręki. (Tylko rodzina zabójcy próbuje utrzymać więź, i ten wątek osobiście najbardziej mnie poruszył). Dla mnie zatem podstawowe pytanie wynikające z tego serialu brzmi: jak to się dzieje, że gubi się nam ludzki świat? Nie tylko w social mediach, w świecie realnym też?
AM
~Alicja M.M.
8 kwietnia 2025, 21:21
Serial obejrzałam. I przyznam, że choć w nim samym wątek social mediów jest intensywnie obecny, to odniosłam wrażenie, że przedstawiona tragedia, paradoksalnie, niewiele ma z nimi wspólnego. Albo może inaczej: równie dobrze mogłaby się wydarzyć bez ich udziału. Social media po prostu intensyfikują to, co jest w nas… nie one są winne temu, c o w nas jest. A ten serial pokazuje to, co dla mnie, pewnie dla wielu osób, jest niezrozumiale, a jednocześnie z czy się stykamy w życiu, w świecie. I wobec czego bywamy bezradni. Pogarda dla słabszego. Pozycjonowanie innych i siebie. Brak miłości.
JM
~Justyna MP
8 kwietnia 2025, 21:20
Z większością Pani artykułu się zgadzam, natomiast nie o tym traktuje "Dojrzewanie" i nie w związku z tym,że porusza temat przemocy jest tak wybitny. A nawet pokuszę się o stwierdzenie,że po części porusza tematy, które Pani podjęła w tym artykule. Pokazuje właśnie,że nie szkoła, nie rodzic,nie dziecko są winne. Pokazuje, trzecia zasadę dynamiki Newtona, jest akcja i reakcja,a winnych personalnie nie ma. Winny jest właśnie system. Dlatego jako kolejna osoba polecam Pani obejrzeć ten serial. Myślę,że do Pani przemówi (celowo nie pisze,że się Pani spodoba, bo to się nie może spodobać).
PS
Paulina Sopata
8 kwietnia 2025, 19:15
Artykuł super. Trafiony w punkt. Szkoda tylko, że na końcu odniesienia do wiary chrześcijańskiej, które zdecydowanie zmniejszą jego moc i każą się dwa razy zastanowić nad udostępnieniem jeżeli jest się buddystą, ateistą czy muzułmaninem. Fajnie jednak, źe ktoś zwrócił uwagę na sedno problemu i wieczne obwiniania rodziców.
QV
~Quo Vadis
8 kwietnia 2025, 17:46
Stopień przemocy wśród młodocianych będzie ciągle narastał. Jedynym rozwiązaniem będzie państwo totalitarne, bezwzględnej kontroli obywateli. To już działa w Chinach i będzie w UE. Zatoczyliśmy koło w rozwoju cywilizacyjnym.
JJ
~Just Just
9 kwietnia 2025, 20:53
Jeśli problem narasta, to znaczy, że kiedyś był mniejszy . Jeśli kiedyś było lepiej, to może być znowu lepiej: można zawrócić ze zgubnej drogi. To się nazywa nawrócenie czyli zmiana myślenia i zmiana postępowania na lepsze i jest możliwe. Pytanie więc : dlaczego było mniej przemocy kiedyś ?
KK
~karol karol
8 kwietnia 2025, 16:45
"Nie oglądałam serialu "Dojrzewanie", więc nie wiem, czy pojawia się tam wątek wiary dziecka, rodziców czy kogokolwiek". Myślę,  że popełnia Pani podstawowy błąd, utożsamiając humanistykę wyłącznie z wiarą. Tak jakby nie było innej duchowości, a osoby niewierzące były skrajnymi materialistami xd. Ale rozumiem, że to być może efekt katechizacji szkolnej.