Czy kapłan powinien być też psychologiem?

(fot. Wikimedia Commons)
KAI / mm

Wielki Czwartek to dzień, w którym Kościół w szczególny sposób wspomina ustanowienie sakramentu kapłaństwa. O. Józef Augustyn SJ - duszpasterz i ceniony kierownik duchowy mówi m.in. o tym, na ile kapłan, poza tym, że jest duszpasterzem, powinien także znać się na psychologii.

Jezuita przybliża m.in. problem lęku przed psychologią, odpowiada na pytanie czy ksiądz może być zawodowym psychoterapeutą, podkreśla także pilną potrzebę ogólnopolskiej refleksji na temat: jak korzystać z psychologii w badaniu kandydatów do zakonu i seminarium.

Poniżej wypowiedź o. Józefa Augustyna SJ:

DEON.PL POLECA

"Czy i na ile w tzw. dzisiejszych czasach kapłan, oprócz tego, że jest duszpasterzem, powinien być także psychologiem?" Takie pytanie zadała mi Redakcja KAI w Wielki Czwartek. Jest ono uzasadnione, wszak dzisiaj w sposób szczególny zastanawiamy się i zadajemy sobie pytanie o kapłańską tożsamość: Kim naprawdę jest ksiądz? Jakie są jego zadania wobec człowieka, który prosi go o duchową pomoc?

Podejmuję się tego pytania, ponieważ sam - rozmawiając z wielu osobami, których sytuacja psychologiczna i duchowa jest bardzo nieraz złożona - zastanawiam się nad rolą psychologii i psychoterapii w pracy duszpasterskiej i formacyjnej. Co robić, gdy zgłasza się do nas osoba z głębokimi nieraz problemami natury psychologicznej i oczekuje od nas pełnej integralnie rozumianej pomocy? Czy możemy jej takiej pomocy udzielić?

Niniejsze refleksje podyktowane okolicznościami będą oczywiście niepełne, fragmentaryczne i będą wymagać uzupełnienia. Niech więc ci, którzy będą czytać tekst uwzględnią moje zastrzeżenia.

Sobór Watykański II zauważył i docenił nauki humanistyczne, szczególnie zaś psychologię i pedagogikę. W Konstytucji Duszpasterskiej o Kościele w Świecie Współczesnym czytamy: "Rozwijające się nauki biologiczne, psychologiczne i społeczne nie tylko pomagają człowiekowi do lepszego poznania samego siebie, ale wspierają go też w tym, by (...) wywierał bezpośrednio wpływ na życie społeczeństw". Stąd wniosek Soboru: "W duszpasterstwie należy uznawać i stosować w dostatecznej mierze nie tylko zasady teologiczne, lecz także zdobycze nauk świeckich, zwłaszcza psychologii i socjologii" (KDK 5, 62). Zaś Dekret o Duszpasterskich Zadaniach Biskupów mówi, że hierarchowie winni zatroszczyć się o stosowne przygotowanie katechetów świeckich i duchownych do ich zadań, by mieli oni "dokładną znajomość nauki Kościoła oraz zasad psychologii, oraz by wiedzę pedagogiczną opanowali teoretycznie i praktycznie" (14). Już te kilka zdań z dokumentów soborowych pokazują, że Kościół nie tylko przekroczył nieufność do psychologii, ale zachęca wręcz, by duchowni korzystali z niej jako narządzi w pracy formacyjnej i duszpasterskiej.

Jednak wbrew temu nauczaniu w polskim Kościele długo trwała jeszcze nieufność w posługiwaniu się psychologią. Złożyło się na to wiele przyczyn. Jedną z najważniejszych była niewątpliwie "żelazna kurtyna", która odgrodziła nas skutecznie na całe dziesięciolecia od ogólnokościelnej myśli teologicznej i duszpasterskiej. Teraz możemy powiedzieć z satysfakcją, że wreszcie i u nas została doceniona psychologia i psychoterapia w pracy formacyjnej i duszpasterskiej. Nie mamy oporu, aby w seminarium zaproponować alumnowi pomoc psychologiczną, odesłać na terapię księdza z problemem alkoholowym, dawać wiernym w parafii okazję do konsultacji psychologicznej zapraszając do współpracy doświadczonych psychologów.

Rodzi się jednak pytanie, czy sami księża powinni zajmować się psychologią, psychoterapią, psychoanalizą? Niewątpliwie duszpasterze winni posiadać wiedzę psychologiczną, a nawet psychiatryczną, by byli w stanie rozeznać stany psychiczne wiernych, penitentów, którzy szukają u nich pomocy. Kapłan nie może mylić problemów natury psychologicznej z problemami duchowymi i moralnymi. Pomylenie choroby psychicznej z opętaniem przez złego - to istna katastrofa dla osoby proszącej księdza o pomoc. Jan Paweł II zwraca uwagę, że "sakrament pokuty nie jest i nie powinien stać się techniką psychoanalityczną czy psychoterapeutyczną", chociaż zastrzega się przy tym, że "dobre przygotowanie psychologiczne i znajomość nauk o człowieku w ogóle z pewnością ułatwią spowiednikowi poznanie tajników sumienia". Właśnie dlatego w czasie studiów przygotowujących się do kapłaństwa alumni mają wykłady z psychologii, zdobywają pewną wiedzę psychiatryczną. Pomocne mogłyby też okazać się zajęcia z psychoterapii czy też sama psychoterapia.

Celem "dobrego przygotowania psychologicznego" kapłana nie jest jednak przyszła praca psychologiczna i terapeutyczna, ale nabycie pewnej umiejętności poznawania "tajników sumienia", tajników serca - mówi Jan Paweł II. To zdanie Papieża jest mi bardzo bliskie. Ono podpowiada nam, w jaki sposób jako księża mamy posługiwać się psychologią i psychoterapią w codziennej pracy duszpasterskiej i formacyjnej.

Lęk przed psychologią i psychoterapią, jaki do niedawna panował w niektórych środowiskach kościelnych, a który zdarza się jeszcze i dzisiaj, bywa oznaką lęku przed sobą i własnymi problemami; to przejaw obawy, że ktoś może wedrzeć się przemocą do serca, duszy i spenetrować jej tajniki bez naszego udziału i naszego przyzwolenia. Z drugiej zaś strony przecenianie przez księdza w jego pracy formacyjnej i duszpasterskiej analizy i interpretacji psychologicznej zdradza jego powierzchowność duchową i moralną oraz niedocenianie wymiaru religijnego w całym procesie wzrostu i przemiany człowieka. Wielu psychologów, którzy lekceważą wymiar duchowy i moralny, przyjmuje błędne założenie, że już samo odsłonięcie, analiza ludzkich potrzeb, zachowań, postaw i mechanizmów łączy się niemal automatycznie z odkryciem głębszej energii i mobilizacji człowieka do wysiłku ludzkiego i duchowego w pracy nad sobą.

Nie tylko duchowni, ale i psychologowie winni pamiętać o fundamentalnych założeniach każdej autentycznej antropologii, sformułowanych przez świętego Pawła: "Stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło. Albowiem wewnętrzny człowiek we mnie ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym. W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego w moich członkach. Nieszczęsny ja człowiek Któż mnie wyzwoli z ciała, co wiedzie ku tej śmierci?" (Rz 7,21-24).

Każdy, kto z zaangażowaniem pragnie wesprzeć bliźniego w jego zmaganiach się o lepszy, pełniejszy kształt jego życia staje przed problemem, jak mu pomóc, gdy wewnętrznie doświadcza owego pawłowego: "Nieszczęsny ja człowiek". Wszak jest to powszechne doświadczenie ludzkie, jakiego doświadcza każdy od wczesnych lat aż do późnej starości. Ileż dzieci i nastolatków dotykając boleśnie granic swojej niemocy i bezradności powtarza niemal dosłownie to właśnie zdanie. Czyż to nie rozpacz i niemoc każe nieraz młodym targać się na swoje własne życie?

Św. Paweł, który mówi o sobie "nieszczęsny ja człowiek", daje nam jednak świadectwo głębokiej nadziei w kolejnym zdaniu: "Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego" (Rz 7, 24). Pokonanie stanu wewnętrznego rozdarcia i poczucia nieszczęścia jest możliwe dzięki doświadczeniu łaski Pana naszego Jezusa Chrystusa. Dając wielokrotnie rekolekcje byłem świadkiem takiego właśnie cudu, gdy "zdołowany" wręcz zrozpaczony człowiek, rozmawiając z Bogiem przestaje się bronić przed własną niemocą i własnym nieszczęściem, i wtedy nagle i niespodziewanie ogarnia go poczucie wyzwolenia, pocieszenia i pokoju.

Obserwując przez wiele lat pracę księży, którzy przedstawiają się jako psychologowie i psychoterapeuci, byłbym zdecydowanie przeciwny czynnemu, wręcz profesjonalnemu zaangażowaniu księży psychologów i psychoterapeutów. To nie jest praca dla nas. Męskie ambicje pomagania ludziom winny sytuować się najpierw na poziomie religijnym, moralnym i duchowym. Łączenie zaś psychoterapii, kierownictwa duchowego, czy tym bardziej spowiedzi, uważam za niedopuszczalne i swoistą profanację samego sakramentu. To dwa całkowicie różne, choć wzajemnie się wspomagające, sposoby pomagania człowiekowi.

A ponieważ człowiek nie jest panem drugiego człowieka, stąd też dobrze dzieje się, gdy doświadczony kierownik duchowy pomaga penitentowi rozeznać jakość terapii, z której korzysta oraz sam sposób traktowania go przez terapeutę. I odwrotnie.

Tak więc księża dzisiaj nie powinni parać się w sposób niemal zawodowy psychoterapią, psychoanalizą. To nie nasza rola. Jeżeli jakiś ksiądz określa siebie jako psycholog, należy od razu sprecyzować, co to znaczy w jego konkretnej sytuacji. Dobrze zrobione studia psychologiczne oraz towarzysząca studiom osobista psychoterapia może być dokonałym przygotowaniem do pracy kapłańskiej, ale nie do uprawiania psychoterapii w sposób zawodowy. Jeżeli zaś ksiądz pełni funkcję terapeuty, psychoanalityka, stawia diagnozy, prowadzi badania - oczywiście za zgodą przełożonych - winien mieć na to nie tylko profesjonalne przygotowanie, ale i odpowiednie dokumenty, jakich wymaga w danym kraju środowisko medyczne i prawo państwowe.

Zakładam oczywiście, że powyższe uwagi nie wykluczają sytuacji wyjątkowych, szczególnych. Bywają przecież księża, którzy mają nie tylko profesjonalne wykształcenie, odpowiednie przygotowania terapeutyczne, certyfikaty, ale przede wszystkim szerokie kontakty ze środowiskiem psychiatrycznym i psychologicznym. Praca takiego księdza w takim środowisku bywa wręcz bezcenna. Przypomina bowiem zarówno psychologom jak i samym księżom, że nie są "inżynierami ludzkich dusz", ale jedynie skromnymi sługami. Obaj bowiem, zarówno ksiądz jak i psycholog dotykają tajemnicy ludzkiej duszy, do której nie ma dostępu żadna nauka i żaden człowiek, uczony i nieuczony, poza samym Stwórcą.

Mam niekiedy wrażenie, iż w środowiskach formacyjnych, w których brakuje głębokiego doświadczenia formacyjnego: ludzkiego, wspólnotowego i duchowego, nadużywa się psychologii i psychoterapii. Korzysta się z niej ot tak, na ślepo. Przełożeni i wychowawcy przyjmujący osoby do seminarium i nowicjatu, dopuszczający alumnów do diakonatu, prezbiteratu, ślubów zakonnych nie mogą opierać się najpierw, jedynie na diagnozach stawianych przez psychologów i psychiatrów. Muszą mieć oni swoje własne kryteria i metody badania i rozeznania ludzkiej dojrzałości, odpowiedzialności osobistej, autentyczności powołania, uczciwości moralnej i głębi życia duchowego. Żadne, najbardziej precyzyjne metody psychologiczne i naukowe nie uchwycą daru łaski, jakim jest powołanie. W związku z problemem pedofilii w Stanach Zjednoczonych Jan Paweł II upomniał kiedyś biskupów amerykańskich, by nie decydowali jedynie w oparciu o opinie lekarzy, ale sami podejmowali trud osobistego rozeznania stanu psychicznego, emocjonalnego i moralnego swoich duchownych.

Każda niemal diecezja, zakon czy inne środowiska kościelne posiadają pewne zwyczaje czy też zasady korzystania z pomocy psychologicznej i terapeutycznej. Na ogół ich jednak nie ujawniają, nie publikują. To nierzadko taki własny, "domowy" sposób wykorzystywania psychologii w formacji. Istnieje dzisiaj - w moim odczuciu - pilna potrzeba ogólnopolskiej gruntownej refleksji, dyskusji i rozeznania na temat: ? Jakim alumnom należałoby proponować psychoterapię? W jaki sposób? Jakie stosować metody terapJak korzystać z psychologii w badaniu kandydatów do zakonu i seminariumeutyczne? Jak przygotowywać współpracowników do prowadzenia badań i terapii? W jaki sposób interpretować wyniki badań? Jak uczyć alumnów owej wrażliwości psychologicznej, o której mówił Jan Paweł II?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy kapłan powinien być też psychologiem?
Komentarze (2)
M
Marco
18 kwietnia 2014, 11:25
Ja natomiast uważam, że nie tyle skończone studia czy zdobyta oficjalnie czy nieoficjalnie wiedza z zakresu psychologii, psychopatologii czy pedagogiki, ale własna psychoterapia, treningi interpersonalne czy warsztaty psychologiczne usprawniają kapłanó i dają "narzędzia" do głębszego poznania i zrozumienia osób, które są czy będą im powierzone.
Z
z
18 kwietnia 2014, 09:52
Ja uważam wręcz ,że do seminarium powinni przyjmować po skończonej psychologii lub pedagogice.