Czy "odklepana" spowiedź jest ważna?
Całkiem niedawno w mediach poruszono problem nadużyć podczas spowiedzi dzieci. Chodziło o kreowanie podczas sprawowania stresującej sytuacji, jaka może dzieci do spowiedzi zniechęcić. W reakcji na to zwolennicy radykalnych rozwiązań sugerowali, aby w ogóle przestać stresować dzieci spowiedzią. A ja uważam, że lepiej byłoby zadbać o to, aby już od samego początku zacząć uczyć dzieci przystępować do spowiedzi ze zrozumieniem, tym bardziej, że problem ten dotyczy nie tylko samych dzieci, ale także - może nawet jeszcze bardziej - dorosłych.
Przed nami święta, i pewnie jak to zwykle bywa, w ostatnie dni przed wigilią wielu z nas stanie w kolejkach do konfesjonałów. Nie będą to tłumy tak wielkie, jak przed Wielkanocą, ale mimo wszystko w wielu kościołach zostaną wyznaczone dodatkowe dyżury w konfesjonałach - taką mamy tradycję. Niestety, im większa kolejka, tym mniej czasu na spokojne przeżycie tego sakramentu. Jednak nie ma co ukrywać, że wielu spowiadającym właśnie o to chodzi - szybko mieć to za sobą, żeby z poczuciem wypełnienia przykrego obowiązku i bez jakiegokolwiek planu na poprawę wrócić do “normalnego” życia. I tak przeżyć aż do następnych świąt, przed którymi znów będzie nas czekało… trzy minuty wstydu.
Dlaczego spowiadamy się przed świętami?
Większość z nas doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że pełne uczestniczenie w Eucharystii wiąże się z przystąpieniem do komunii - to jeden z niewielu owoców katechezy, jaki wynieśliśmy z czasu edukacji. Idziemy więc do spowiedzi, bo chcemy, aby msza świąteczna była rzeczywiście pełna. Ci, którzy przystępują do spowiedzi przed Bożym Narodzeniem, stanowią tę bardziej świadomą grupę, ponieważ oprócz tych, którzy w ogóle Boga mają “w wielkim poważaniu”, jest jeszcze spora grupa sakramentalnych minimalistów, którzy wypełniając kościelne zarządzenie, spowiadają się raz w roku - właśnie przed Wielkanocą. Niestety, spowiedź przed samymi świętami, w ostatniej chwili, wiąże się też z przesądami albo błędnym przekonaniem, że nie da się bez grzechu wytrwać dłużej niż kilka dni, a już maksymalnie miesiąc. Bezmyślnie hołdując tym dziwacznym opiniom, często nie zastanawiamy się, czy w konsekwencji tych codziennych grzechów i niedoskonałości rzeczywiście wyrzucamy Boga ze swojego życia i w razie czego - raz jeszcze podkreślam: bezmyślnie i bez żadnej logicznej przyczyny - w razie czego nie przystępujemy do komunii. Nic tym samym nie zyskujemy, a wręcz pozbawiamy się czegoś bardzo ważnego.
Co przy spowiedzi jest najważniejsze?
Do ważności sakramentu potrzebne jest rozgrzeszenie. Teoretycznie więc wszystko inne jest mniej ważne - zatem da się spowiedź odbyć na szybko i byle jak. W praktyce jednak, jeśli nie chodzi nam wyłącznie o to, żeby nas na pasterce sąsiedzi nie wytykali palcami, trzeba znacznie więcej. Znamy z katechizmu pięć warunków dobrej spowiedzi, a to oznacza, że aby sakrament ten przyniósł realne i w miarę trwałe efekty, potrzebna jest świadomość zła, jakiego się dopuściliśmy względem Boga i ludzi, konsekwentnie poczucie wstydu i żalu z powodu własnego postępowania, no i pragnienie przemiany własnego życia i poprawy. Niebagatelne jest też to, co nazywamy “zadośćuczynieniem”, bo spowiedź to nie tylko załatwienie starych spraw, ale także otwarcie nowej perspektywy. No i po to, aby spowiedź była dobra, trzeba spokojnie i szczerze do niej przystąpić.
Co nam w spowiedzi przeszkadza?
Zakładając, że do spowiedzi już przystąpimy, warto zadbać o to, aby słowa, które wypowiadamy podczas tego sakramentu, rzeczywiście płynęły od serca. Niestety, zdecydowana większość (także księży) nie jest w stanie wyzwolić się z niewoli utartych formułek i katalogów grzechów. W ten sposób coś, co ma być żywym spotkaniem z miłosiernym Bogiem, przekształca się w recytację schematów, w tym tych z książeczkowego rachunku sumienia. I nie chodzi o to, żeby z tego wszystkiego zrezygnować. Przecież kulturalnie jest, żeby przystępując do konfesjonału, najpierw się przywitać. Pożyteczne jest powiedzieć, kiedy ostatnio korzystało się z sakramentu. Trzeba powiedzieć, że żałujemy - ale o ile łatwiej byłoby sakrament ten przeżyć jako prawdziwe spotkanie z Bogiem, gdybyśmy - zamiast recytować formułki - mówili ludzkim językiem…
Ale największym wrogiem spowiedzi jest bezmyślność. I tu wracamy do problemu, z jakim spotykamy się przy spowiedzi dzieci (zmuszanych do używania niezrozumiałych dla nich słów), ale i do tego samego problemu u dorosłych. No bo co można pomyśleć, gdy z ust penitenta słyszy się: “przeklinałam na daremno”, albo: “analizowałem się” (grzechy przeciwko 6. przykazaniu najbardziej pobudzają twórcze inwencje). Albo jak zareagować, gdy mężczyzna lub kobieta w moim wieku (hahaha! zgadnijcie, w jakim) mówi, że “paciorka nie odmawia”, a w dodatku jest “nieposłuszna rodzicom”. Wielu uparcie spowiada się ze zjedzenia w piątek plasterka kiełbasy, o niczym innym nie wspominając. Dopiero gdy zada się parę pytań, okazuje się, że w ogóle się nie modli i żyje pokłócona z rodziną i sąsiadami. W dodatku często wszystko kończy się wykoślawioną formułką typu: “a ciebie, Ojcze wszechmogący” proszę o pokutę…”.
Bezmyślność to największy wróg pobożności. Bo nie tylko, że do niczego nie prowadzi, ale dając złudne poczucie bycia “w porządku”, w rzeczywistości nas ośmiesza.
Skomentuj artykuł