Dojdzie do przełomu w stosunkach Chin z Watykanem?
(fot. shutterstock)
KAI / mc
W światowych środkach przekazu pojawiło się ostatnio niemal jednocześnie kilka dużych materiałów nt. stosunków Stolicy Apostolskiej z Chińską Republiką Ludową, sugerujących nawet możliwość ich normalizacji w najbliższym czasie.
Napisali o tym w dwóch oddzielnych artykułach dwaj kardynałowie z Hongkongu: John Tong Hong i Joseph Zen Ze-kiun. Przy tym jeśli pierwszy dostrzega trochę pozytywnych zmian w stosunkach watykańsko-chińskich w ostatnim czasie, o tyle drugi, znany ze swego krytycznego nastawienia do watykańskiej polityki wschodniej, przestrzega Kurię Rzymską przed nadmiernym pośpiechem w tych działaniach, kosztem samych katolików chińskich.
Najpierw jednak należy odnotować obszerny wywiad z prof. Fenggang Yangiem - chińskim socjologiem religii, autorem licznych książek i opracowań na ten temat - poświęcony obecnej sytuacji religii i polityce władz w Pekinie w tej dziedzinie. Na łamach internetowego magazynu polityczno-społecznego "The Diplomat" z 4 sierpnia zwrócił on uwagę, że oficjalnie komuniści chińscy głoszą pogląd, oparty na ateizmie marksistowsko-leninowskim, iż religie znikną, gdy zaistnieją odpowiednie warunki społeczne. Od lat dziewięćdziesiątych XX wieku partia komunistyczna twierdzi, że religia może wprawdzie odgrywać w społeczeństwie rolę zarówno pozytywną, np. przez działania charytatywne i nauczanie wartości moralnych, jak i negatywną, ale pozostaje ona "opium dla ludzi".
Partia wymaga od swych członków, aby byli ateistami i temu podporządkowany jest państwowy system oświatowy i medialny, a wszystkie organizacje religijne muszą być kontrolowane przez państwo, aby zapewnić stabilność polityczną i społeczną w państwie - przypomniał stanowisko władz rozmówca magazynu.
Zaznaczył następnie, że w Chinach mogą działać legalnie, za pośrednictwem swych stowarzyszeń "patriotycznych", wyznawcy 5 religii: buddyzmu, taoizmu, islamu oraz katolicyzmu i protestantyzmu. Kilka dalszych wyznań działa nielegalnie, w podziemiu lub na granicy legalności, nie mając własnych ugrupowań "patriotycznych", istnieją też liczne religie i wierzenia poza wszelkimi statystykami.
Zdaniem profesora większość ludzi wierzących w łonie przeważającej w tym kraju narodowości Han stanowią buddyści i chrześcijanie; ok. 20 proc. dorosłych utożsamia się z buddyzmem, nawet jeśli formalnie nie należą do żadnej wspólnoty. W ostatnich 30-40 latach ogromnie wzrosła liczba chrześcijan, średnio o ponad 10 proc. rocznie. Jeśli wzrost ten utrzyma się na poziomie co najmniej 7 proc. rocznie, to około 2030 roku Chiny staną się największym chrześcijańskim państwem świata - uważa prof. Fenggang Yang. Jednocześnie zaznaczył, że islam ma w tym kraju charakter czysto etniczny, a 10 mniejszości, które go wyznają, liczy ponad 22 mln ludzi.
Rozmówca magazynu zwrócił uwagę, że nacjonalizm chiński rósł równolegle do rozwoju gospodarczego i wzrostu znaczenia politycznego Chin na świecie. Podczas gdy władze partyjno-państwowe popierają patriotyzm zmieszany z nacjonalizmem, religie próbują podkreślać powszechny wymiar swych nauk. W tej sytuacji rząd zaczął kontrolować obecność treści patriotycznych w kazaniach i nauczaniu wspólnot wyznaniowych oraz zmusza je do wywieszania na budynkach świątyń flag państwowych. Jeśli niektórzy chrześcijanie i muzułmanie buntują się przeciw tym nakazom, to taoiści i buddyści są bardziej ulegli.
Władze zaczęły ostatnio lansować nawet konfucjanizm, którego dotychczas nie uważano za religię, ale obecnie nadaje mu się taki wymiar. "Forma radykalnego lub fundamentalistycznego konfucjanizmu ukazuje silne uczucia nacjonalizmu o nastawieniu antyzachodnim i antymodernistycznym" - podkreślił naukowiec.
Wymienił następnie trzy główne tendencje w życiu religijnym w swoim kraju: po pierwsze, wielki wzrost chrześcijaństwa, które zaczyna odgrywać znaczącą rolę społeczną, np. przez chrześcijańskich prawników odważnie walczących o prawa obywatelskie i człowieka. Chociaż chrześcijanie starają się być apolityczni, to ich wierzenia i życie wspólnotowe pomagają dowartościować godność ludzką i umacniać zasady demokratyczne. Po drugie, rośnie popularność buddyzmu tybetańskiego wśród Hanów w niektórych miastach, szczególnie wśród biznesmenów i w świecie pracy. Nie odpowiada im ich własny buddyzm, który uważają za konsumpcyjny i skorumpowany, podczas gdy tybetański jest czysty i bardziej przekonujący. I po trzecie, partia komunistyczna wzmogła walkę o oczyszczenie swych szeregów z ludzi wierzących, z drugiej jednak strony wiadomo, że wielu jej członków nadal wierzy w różne istoty nadprzyrodzone i stosuje praktyki duchowe.
Z kolei własne wizje stosunków chińsko-watykańskich przedstawili na portalu włoskiej agencji misyjnej AsiaNews dwaj kardynałowie z Hongkongu. Biskup tego miasta 77-letni obecnie kardynał John Tong Hong zamieścił duży artykuł poświęcony "wspólnocie Kościoła w Chinach z Kościołem powszechnym". Ogólnie uważa on za cenne dotychczasowe kontakty Stolicy Apostolskiej z władzami w Pekinie, których celem jest - według niego - usunięcie wszelkich nieporozumień oraz umożliwienie narodowi chińskiemu obiektywnego zapoznania się ze znaczeniem i pozytywną wartością Kościoła katolickiego. W ten sposób można będzie usunąć wszelkie ograniczenia narzucone mu w tym kraju. Inaczej mówiąc chodzi o zapewnienie wolności religijnej i podstawowych praw zapisanych w konstytucji chińskiej - podkreślił biskup Hongkongu.
Jednocześnie skrytykował on tych, którzy uważają, iż Watykan, rozmawiając z Pekinem, wyrzeka się krytyki polityki chińskiej łamiącej prawa człowieka, składa na ołtarzu dobrych stosunków Kościół "podziemny" czy rezygnuje z propagowania niektórych wartości podstawowych. Kardynał przypomniał List do wszystkich katolików chińskich, napisany przez Benedykta XVI w 2007 roku, w którym stwierdzał on wyraźnie, że Kościół musi troszczyć się o sprawiedliwość społeczną i podejmować działania na rzecz szerzenia jej, nie ma natomiast zamiaru mieszania się w sprawy należące do kompetencji władz państwowych. Misją Kościoła nie jest zmiana instytucji rządowych i administracyjnych ani mieszanie się w sprawy polityczne, powinien natomiast pomagać rozpoznawać i pobudzać siły duchowe osób zaangażowanych w taką działalność.
Autor zwrócił uwagę na niektóre elementy świadczące o jedności Kościoła lokalnego z Kościołem powszechnym: łączność z biskupem Rzymu i uznawanie jego władzy oraz swobodne mianowanie przezeń biskupów dla danego kraju. "Posługa Następcy Piotra należy do istoty każdego Kościoła lokalnego, co więcej - wspólnota wszystkich Kościołów partykularnych w jednym Kościele «pod władzą Piotra» jest gwarancją jedności wiary wszystkich katolików" - podkreślił kard. Tong. Dodał, że dlatego niezbędne jest, aby dla zachowania jedności Kościoła lokalnego, każdy biskup pozostawał w komunii z biskupami a wszyscy oni w komunii z papieżem. Tych wszystkich warunków nie spełnia jeszcze Kościół w Chinach, ale jeśli powstanie Chińska Konferencja Biskupia, która będzie miała prawo swobodnego przedstawiania swych kandydatów do swobodnego wyboru przez Ojca Świętego, to zostanie spełniony podstawowy warunek uznania jej za kanoniczną. Zdaniem purpurata taka konferencja winna objąć w przyszłości wszystkich chińskich biskupów katolickich - oficjalnych, uznanych przez władze, i "podziemnych", a więc tych, którym władze odmówiły oficjalnej akceptacji.
Na zakończenie swych obszernych rozważań kard. Tong wyraził nadzieję, że wznowiony ostatnio dialog między Chinami a Stolicą Apostolską przyniesie pozytywne wyniki i doprowadzi do normalizacji stosunków między nimi.
Znacznie mniej optymistyczny jest 84-letni kard. Joseph Zen Ze-kiun, który w bardzo długim artykule wyraził obawy o losy zarówno dialogu chińsko-watykańskiego, jak i Kościoła w Chinach kontynentalnych. Przypomniał autorytarne dążenia władz w Pekinie do kontrolowania m.in. wszelkiej działalności religijnej. Podkreślił, że zgoda na posłuszeństwo Rzymowi ma swoje granice, wynikające z rozeznania na miejscu tego, co naprawdę służy Kościołowi, podczas gdy Watykan może nie uświadamiać sobie wszystkich uwarunkowań. Biskup-senior Hongkongu potwierdził swój stanowczy sprzeciw wobec wstąpienia do kontrolowanego przez komunistów Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich (PSKCh), nawet gdyby miał to być warunek uznania praw Kościoła przez władze.
Ale największy niepokój sędziwego purpurata chińskiego budzi fakt, że "nie wiemy niczego pewnego, jesteśmy całkowicie w ciemnościach [gdy chodzi o ewentualne porozumienie chińsko-watykańskie - KAI], wiemy jedynie, że kontakty te się mnożą, ale nie wiemy nic, o co w nich chodzi". Zen przypomniał, że kontakty takie istniały już w przeszłości, np. gdy prefektem Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów był kard. Jozef Tomko, a więc do roku 2000, czyli zanim powstała watykańska Komisja ds. Kościoła w Chinach. Uczestniczyło w nich wiele osób, z Watykanu i z Chin. Wszystko to ustało po ustąpieniu kard. Tomki i prowadzone potem rozmowy były już wewnętrzną sprawą Kurii, bez informowania Komisji - przypomniał z goryczą emerytowany biskup Hongkongu. A teraz nie ma nawet komunikatów o jej posiedzeniach - dodał.
Kardynał podkreśla, że jest głosem tych, którzy go nie mają, i nie tylko po to, aby protestować przeciw władzom komunistycznym, ale także dlatego, że chce zadać kilka pytań władzom w Watykanie. Jak postępować w sytuacji, gdy w Chinach wielu niekanonicznych i ekskomunikowanych biskupów odprawia Msze, udziela święceń, ale też biskupi kanoniczni uczestniczą w wyświęcaniu biskupów niekanonicznych i w obradach PSKCh?
Autor skrytykował też obecną watykańską "Ostpolitik", twierdząc, że nie dała ona wiele Kościołowi, umacniała natomiast politykę ucisku ludzi wierzących przez komunistów i przypomniał, że politykę tę, uprawianą przez Jana XXIII i Pawła VI, zakończył ostatecznie Jan Paweł II, który poza tym pokonał komunizm. W sumie biskup-senior obawia się, że ewentualne porozumienie między Chinami a Stolicą Apostolską przede wszystkim umocni komunistów a bynajmniej nie pomoże Kościołowi.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł