Jezuici i działka w Krakowie
Niestety, nikt z piszących na ten temat dziennikarzy nie skontaktował się ze mną, aby zapytać o fakty i moją opinię. A byłem wówczas prowincjałem i jako taki miałem pełną wiedze na temat sprawy. Ów absolutny brak kontaktu jest zadziwiający. Dziennikarzy nie interesowała jednak rzeczywistość, ale jedynie gotowe, kłamliwe tezy. To, co napisano o odszkodowaniu dla jezuitów było przemieszaniem kłamstw, insynuacji i przemilczeń. Przypomnijmy podstawowe fakty, które obnażają medialne manipulacje.
Jezuitom bezprawnie (niezgodnie z prawem obowiązującym w PRL) zabrano atrakcyjne nieruchomości w Lublinie: teren i okazały budynek, który zakon zaczął budować z własnych środków w roku 1922. W budynku tym mieściła się uczelnia "Bobolanum", która była uznana nie tylko przez Stolicę Apostolską, ale także przez władze polskie przed wojną. Co więcej, status jezuickiej uczelni został potwierdzony przez Ministerstwo Oświaty jeszcze w 1946 roku. W czasie wojny budynek został zajęty przez Niemców, a wielu jezuitów aresztowano i wywieziono do obozów. Po wojnie w budynku zainstalował się szpital wojskowy, który tyleż systematycznie, co bezprawnie, bez żadnych odszkodowań wypychał jezuitów. Ostatni jezuici zostali zmuszeni do opuszczenia nieruchomości w 1951 roku. Wojsko przejęło cały teren i budynek. Na mocy ustawy z 17 maja 1989 roku pojawiła się możliwość oddania zabranego mienia lub wyznaczenia sprawiedliwego odszkodowania. Podmiotami w sprawie są wojsko i jezuici. Wieloletnie starania, podejmowane w ścisłym porozumieniu obydwu stron i w oparciu o procedury działania Komisji Majątkowej, przyniosły efekt w postaci obustronnych porozumień zmierzających do zakończenia sprawy. I wtedy rozpoczął się medialny festiwal oszczerstw.
22 X 2008 r. ukazał się tekst w "Gazecie Wyborczej" zatytułowany "Kraków: ta ziemia jest nasza nie jezuitów". Czytamy w nim: "Komisja Majątkowa działająca przy MSWiA przekazała zakonowi jezuitów atrakcyjne nieruchomości w Krakowie. Władze miasta mówią dość. [...] Na tym terenie trzy krakowskie dzielnice chciały zbudować komisariat policji". Otóż nie było i nie jest prawdą, że Komisja przekazała jezuitom działkę. Taka decyzja nie została podjęta. Drugie matactwo jest jeszcze bardziej podstępne. "Wyborcza" sugeruje mianowicie, że jezuici zabierają coś "na siłę" Krakowowi, który tym samym jest pokrzywdzony. A przecież wskazana przez wojsko nieruchomość w krakowskich Bronowicach jest własnością wojska. Miasto nie jest w tej sprawie żadną stroną. Kraków mógłby jedynie tę działkę kupić, gdyby wojsko chciało mu ją sprzedać. Co więcej, w piśmie z 31 X przesłanym przez Ministerstwo Obrony Narodowej do warszawskiej prowincji jezuitów stwierdza się, że działka w Bronowicach nie zostanie jednak przekazana zakonowi jako nieruchomość zamienna za nieruchomości w Lublinie, gdyż "powinna pozostać w zasobach nieruchomości wojskowych, jako nadal niezbędna na cele obronności i bezpieczeństwa państwa". O żadnych planach przekazania działki miastu nie było i nie ma mowy. Jakże więc można dawać tytuł "Kraków: ta ziemia jest nasza..."? Ta ziemia nigdy nie należała do miasta Krakowa i nie ma planów, aby miasto ją nabyło. A skoro tak, to jakim prawem władze miasta ingerują w porozumienia pomiędzy stroną wojskową a stroną jezuicką? W jednym z ostatnich tekstów dziennikarka "Gazety Krakowskiej" stwierdza: "Na razie nie wiadomo, jakie działki zaproponuje MON w zamian za tę w Bronowicach. Urzędnicy mają cichą nadzieję, że będą to tereny poza naszym regionem, bowiem przyznanie w Krakowie gruntów zakonnikom z dalekiej Lubelszczyzny wywołało spore emocje". Zadziwiające, urzędnicy niby praworządnego miasta mają nadzieję (rozumiem, że za nadzieją może iść działanie w pożądanym przez nich kierunku), że jeden podmiot (wojsko) nie odda zgodnie z prawem drugiemu podmiotowi (jezuitom) należących do niego (a nie do miasta) nieruchomości. Czy to nie jest dyskryminacja podmiotu kościelnego? Urzędnicy mają działać zgodnie z prawem a nie swoimi (np. antykościelnymi) emocjami. Ponadto nie chodzi o zakonników z dalekiej Lubelszczyzny, tylko o Prowincję Wielkopolsko-Mazowiecką jezuitów, która działa jako podmiot prawny na terenie całego kraju.
W artykule "Gazety Wyborczej" z 22 X czytamy: "Miesiąc temu rozmawialiśmy z ministrem Klichem i wszystko wskazywało na to, że będzie to [zbudowanie na działce przez miasto jakiegoś obiektu] możliwe - mówi radny Piotr Klimowicz. - Okazało się jednak, że komisja przekazała teren zakonowi jezuitów". Tymczasem otrzymałem kopię listu, jaki radny Klimowicz wysłał do redaktora naczelnego "Gazety". W liście czytamy m.in.: "wnoszę o zamieszczenie następującego sprostowania: W związku z przytoczeniem mojej wypowiedzi w artykule «Kraków: Ta ziemia jest nasza, nie jezuitów» informuję, że nie wyrażałem i nie wyrażam negatywnej oceny w sprawie zwrotu na rzecz Zakonu Jezuitów (ani na rzecz innych kościelnych osób prawnych) nieruchomości położonych w Bronowicach. Nie uważam decyzji Komisji Majątkowej w tej (i w innych znanych mi sprawach) za wymagające «podważania»". Ale cóż pomogą sprostowania, skoro kłamstwo poszło już w świat. Wszak nie chodzi w całej sprawie o prawdę, ale o robienie antykościelnego szumu. Podobny list radny Piotr Klimowicz wysłał do naczelnego "Trybuny", która 23 X opublikowała perfidny tekst pod tytułem "Miasto skubane przez Kościół". Teksty te można znaleźć na stronach internetowych. Kłamstwa w nich zawarte zaowocowały chamstwem i agresją w komentarzach internautów.
29 X w "Gazecie Wyborczej" ukazał się tekst "Kościołowi źle oddane", którego autorka insynuuje: "Zakon [...] składa wniosek o zwrot utraconego majątku. Jest to najczęściej niemożliwe, bo od lat na odebranym terenie stoi szpital albo centrum handlowe. Wtedy zakon wskazuje inną ziemię, którą jest zainteresowany - jej wartość ma być zbliżona do wartości utraconego majątku. Rzecz w tym, że cenę obu nieruchomości określa sam zakon. [...] Po uzyskaniu nieruchomości zakon sprzedaje ją na wolnym rynku, często z kilkakrotnym przebiciem". Tyle "GW". A jak w przypadku sprawy "jezuickiej" wyglądają fakty?
Po wielu latach starań ze strony jezuitów, którym władze PRL ukradły nieruchomości w Lublinie, Ministerstwo Obrony Narodowej w piśmie z dnia 21 II 2007 r. wskazało nieruchomości w Białymstoku, Poznaniu, Krakowie jako możliwe nieruchomości zamienne za będącą w rękach wojska jezuicką nieruchomość w Lublinie. Prowincja zakonna przyjęła ofertę działki krakowskiej. Po czym MON w oficjalnym piśmie potwierdził, że akceptuje nieruchomość w Bronowicach jako nieruchomość zamienną. Dalsza procedura dokonała się również z najwyższą starannością. Zakon jezuitów dokonał na własny koszt wyceny nieruchomości w Lublinie. Strona Wojskowa dokonała wyceny nieruchomości zamiennej w Krakowie. Obydwie powyższe wyceny, na wniosek Strony Wojskowej, zostały przesłane do oceny Komisji Arbitrażowej przy Polskiej Federacji Stowarzyszeń Rzeczoznawców Majątkowych w Warszawie. Okazało się, że utracona działka w Lublinie jest więcej warta niż działka w Krakowie. Mimo to jezuici, biorąc pod uwagę upływający czas oraz trudności z uzyskaniem faktycznie równoważnej nieruchomości zamiennej, ostatecznie zgodzili się uznać obie nieruchomości za równoważne. W odpowiedzi na naszą zgodę około miesiąca temu został przygotowany przez Stronę Wojskową (Departament Infrastruktury MON) i uzgodniony z Prowincją projekt ugody. Projekt ten został również uzgodniony w Resorcie Obrony Narodowej z Departamentem Prawnym i Biurem Antykorupcyjnym. Po tych uzgodnieniach jezuici zostali poinformowani, że projekt ugody zostanie przedstawiony Ministrowi Obrony Narodowej do ostatecznej akceptacji.
W tym właśnie czasie zaczęły się - jak już zauważyłem - oszczercze ataki w mediach. Długi okres obustronnych porozumień został przerwany wycofaniem się strony wojskowej. "Gazeta Wyborcza" z 8-9 listopada w tekście "Ziemia dla jezuitów? Nie od razu" ogłosiła to jako niebywały sukces wojska: "Kiedy dwa tygodnie temu Komisja Majątkowa [...] wskazała ten teren jako rekompensatę dla zakonu jezuitów w zamian za ziemie utracone w Lublinie, wydawało się, że dla wojska Bronowice są już stracone". Cóż za kłamliwy patos! W świetle przedstawionych powyżej faktów działka w Bronowicach została zaproponowana prawie dwa lata temu przez samo wojsko i nic nikomu się nie wydawało, ani nikt do niczego nie był przymuszany. Po prostu, dwie strony realizowały z wielką starannością kolejne stopnie prawnej procedury.
Dziennikarka "GW" opowiada banialuki stwierdzając: "Trzy dni temu nieoczekiwanie Komisja Majątkowa zaprosiła na spotkanie przedstawicieli wojska na negocjacje w sprawie działki. W efekcie komisja uwzględniła oczekiwania właścicieli". Prawda jest taka, że Komisja Majątkowa o spotkaniu planowanym na 4 XI 2008 r. powiadomiła wszystkie strony postępowania listem z dnia 20 X. Nic tu nie działo się nieoczekiwanie (nieoczekiwane było jedynie wycofanie się wojska z przygotowywanej wspólnie od wielu miesięcy ugody). Zresztą wszystkie strony były powiadamiane o wcześniejszych spotkaniach w tej sprawie. Przede mną leżą kopie stosownych zawiadomień z lat 1999, 2001, 2005 i 2006. Dlaczego więc cytowany w artykule "Ziemia dla jezuitów?" pełnomocnik prezydenta miasta Krakowa stwierdza: "Pierwszy raz strony zostały potraktowane jak uczestnicy postępowania"?.
"Gazeta Krakowska" ogłosiła z radością: "W bitwie o ziemię jezuici polegli pod Bronowicami". W tekście czytamy: "Atrakcyjna działka, na której mógłby stanąć duży komisariat, akademiki AGH lub budynki sądu okręgowego, zostaje w gminie Kraków. Tak zakończył się bój wojska z jezuitami". Kilka zdań, a tyle przekłamań i manipulacji. Znowu sugestia, że chodziło o działkę, której oddanie jezuitom byłoby stratą dla Krakowa. Powtórzmy raz jeszcze, że działka należała i należy do wojska, które samo już dwa lata temu postanowiło przekazać ją jako nieruchomość zamienną. Proszę pokazać mi na papierze, kiedy władze Krakowa lub jakaś instytucja krakowska zwróciła się do wojska z formalną prośbą o możliwość nabycia działki. A poza tym, gdyby jezuici otrzymali tę działkę w ramach słusznego odszkodowania, to działka też zostałaby w gminie Kraków (przecież nie zostałaby przeniesiona na księżyc) a wszystkie wymienione instytucje mogłyby, gdyby rzeczywiście chciały, zwrócić się do zakonu z propozycją wykupu ziemi dla swoich celów. "Gazeta Krakowska" sugeruje jakąś zaciętą bitwę, w której jezuici ponieśli porażkę. W świetle przedstawionych faktów sprawy przedstawiają się zdecydowanie inaczej. Zakon zwrócił się do wojska o załatwienie - zgodnie z ustawa z 1989 r. - sprawy należącego się odszkodowania. Wojsko samo wskazało działkę, po czym obydwie strony w kolejnych, merytorycznych i spokojnych porozumieniach zmierzały ku podpisaniu ostatecznego porozumienia. Bitwę wywołały media (nie wnikam, w jakiej mierze i przez kogo podjudzone), których dziennikarze ze złą wolą lub tylko nieświadomą głupotą pisali swoje ideologiczne teksty. W kontekście owego medialnego ostrzeliwania wojsko - wbrew wielomiesięcznym uzgodnieniom - w ostatnim tygodniu finalizowania sprawy wycofało się i oświadczyło, że działka w Bronowicach okazała się raptem niezbędna dla obronności kraju. A bezinteresownie antykościelni dziennikarze odtrąbili zwycięstwo. Jeśli pod Bronowicami coś poległo, to były to uczciwość i prawda.
Swoją drogą może ktoś z internautów wie, co teraz dzieje się na wojskowej działce w Bronowiczach?
Skomentuj artykuł