Kard. Semeraro o Franciszku: Kiedy usłyszałem jego nazwisko po wyborze na papieża, ogarnęło mnie wzruszenie
- Trzeba umieć słuchać, co dzisiaj się dzieje i umieć wyciągnąć z tego wnioski. Myślę, że aspekt wrażliwości powiedziałbym terapeutycznej ze strony Franciszka, jest wyrazem szacunku dla dzisiejszego społeczeństwa - powiedział kard. Marcello Semeraro, prefekt Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych.
Piotr Dziubak (KAI): Czym zaskakuje Księdza Kardynała papież Franciszek?
Kard. Marcello Semeraro: - Kardynała Bergoglio poznałem przy okazji Synodu Biskupów w 2001 roku. Byłem sekretarzem w czasie obrad. Głównym sprawozdawcą miał być arcybiskup Nowego Jorku. Jak wszyscy pamiętają we wrześniu 2001 roku miał miejsce zamach na World Trade Center. Dramatyczne wydarzenia wymagały obecności kard. Edwarda Egana w Nowym Jorku. Wobec tego papież Jan Paweł II zdecydował, że kard. Bergoglio zostanie sprawozdawcą dodatkowym. Pamiętam słowa papieża, że musimy teraz wybrać jakiegoś kardynała z Ameryki Łacińskiej. Tuż przed oficjalnym ogłoszeniem kard. Bergoglio spotkaliśmy się i następnie w czasie prac synodu biskupów współpracowaliśmy. Ilekroć przyjeżdżał do Rzymu widywaliśmy się.
Wybór kard. Bergoglio na papieża był zaskoczeniem?
- Kiedy usłyszałem jego nazwisko po wyborze na papieża, ogarnęło mnie wzruszenie. Dwa dni później mieliśmy okazję spotkać się osobiście. Papież poprosił mnie, żebym mu pomógł w pracy Rady Kardynałów. Była to okazja, aby widywać się częściej. Wiedziałem, że jego nazwisko, jako kandydata, pojawiło się już w czasie konklawe, które wybrało Benedykta XVI. Żartując mówiło się, że chyba raczej “kardynałowie nie wrócą na miejsce zbrodni”, ale oni jak widać wrócili (śmiech). Prosiłem go, żeby po konklawe nie wracał od razu do Argentyny, ale żeby został kilka dni. Stało się inaczej. Jego wybór to znak Opatrzności Bożej. Dla wielu osób, które są zaangażowane w Kościele rzeczy nie dzieją się przypadkowo. Istnieje Boży plan. Mamy takie przysłowie: “człowiek proponuje, Pan Bóg rozporządza”. W historii Kościoła było wiele takich opatrznościowych wyborów na papieża. Wystarczy wspomnieć postać św. Jana XXIII, św. Pawła VI i św. Jana Pawła II.
Jakimi szczególnymi cechami wyróżnia się Franciszek?
- Bardzo mnie uderzyła jego wrażliwość duchowa i zdolność rozeznania teologicznego. To na pewno charakterystyka jego formacji ignacjańskiej. Miałem okazję później przeczytać różne teksty jego autorstwa. To mnie tylko utwierdziło w jego zdolności bycia mistrzem duchowym. Z dużą łatwością poruszał się w cytowaniu Ojców Kościoła, włączając w to metodologię rekolekcji ignacjańskich. Bardzo mnie zaskoczyła jego uwaga w kwestii wyjścia “do”.
Wyjścia do kogo?
- To co Franciszek nazywa Kościołem wychodzącym. Pewnego razu zapytałem go, czy dobrze zrozumiałem jego myśl w kwestii Kościoła wychodzącego na peryferie. Dla nas to znaczy, że wyruszamy z centrum i idziemy na peryferie. Dodałem wtedy: Myślę, że kiedy Ojciec Święty mówi o peryferiach ma przede wszystkim przed oczami jakąś perspektywę. Peryferia to nie tylko miejsce, do którego można jakoś dotrzeć. Peryferia to miejsce, z którego można wejść do miasta. To klucz do jego myśli. Zapytałem czy peryferia to miejsce, do którego mamy dotrzeć, a może miejsce z którego mamy wyruszyć? Czy to ma się stać perspektywą naszego myślenia? Papież powiedział mi krótko: „zgadza się”. To ma być naszą perspektywą.
Myślę, że wrażliwość Franciszka wyraża się bardzo dobrze w naszych czasach. “Widzę Kościół, jako szpital polowy” - to też bardzo znane wyrażenie papieża. Zachodnie społeczeństwa przeżywają doświadczenie kruchości i słabości. Skończył się już czas, w którym myślano, że wszystkie rozwiązania problemów przyniesie nam nauka i technika. W czasie pandemii koronawirusa często byliśmy świadkami debat naukowców, którzy przeciwstawiali sobie nawzajem argumenty. Jedni wskazywali takie albo inne rozwiązania. Oczywiście teraz łatwo jest wskazać, że ktoś nie miał racji. Wcześniej wszystko było łatwe, jeśli chodzi o rozwiązania. Teraz wszystko jest problematyczne.
Myślę, że wizja Kościoła jako „szpitala polowego” jest w stanie zaistnieć w życiu ludzi dotkniętych nagłym cierpieniem. Później przyjdzie lekarz i podejmie decyzję o leczeniu, ale pierwsza pomoc w kontekście społeczeństwa zagubionego, jest szalenie istotna. Pamiętajmy o młodzieży, o ich próbach “odlotu”. Trzeba umieć słuchać i widzieć, co dzisiaj się dzieje wśród młodych ludzi i umieć wyciągnąć z tego wnioski. Myślę, że aspekt wrażliwości powiedziałbym terapeutycznej ze strony Franciszka, jest wyrazem szacunku dla dzisiejszego społeczeństwa. Ta charakterystyka sprawia, że jest on bardzo aktualny.
Co można powiedzieć o sposobie nauczania Franciszka?
- Odniosę się do stylu papieża. Chodzi mi o jego magisterium, czyli nauczanie. Kiedy wykładałem na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim przychodziło wielu studentów, także z Polski, którzy chcieli przygotować licencjat albo doktorat o nauczaniu Jana Pawła II, kiedy jeszcze papież Wojtyła żył. Rzecz dość trudna, ponieważ jego pontyfikat trwał wiele lat. W swoich pracach do magisterium papieskiego włączali wypowiedzi papieża z modlitwy Anioł Pański. Zwracałem im na to uwagę, że to wprowadzenie do modlitwy i ma inny ciężar gatunkowy niż encyklika, adhortacja, albo homilia wygłoszona w czasie uroczystej mszy św. Nie trudno było zauważyć tendencję studentów, do tego że każda wypowiedź papieża to magisterium - nauczanie.
Z kolei papież Franciszek pomaga nam uporządkować rzeczy znajdując dla każdej z nich właściwe miejsce. Papież powiedział pewnego dnia: „jestem grzesznikiem”. Papież jest biskupem i pasterzem. Możemy pozwolić mu mówić tak, jak mu dyktuje serce i świadomość sytuacji. Trzeba jednak umieć rozróżnić duszpasterską rozmowę, tworzenie relacji z innymi osobami. Papież pisze wstępy do książek, udziela wywiadów, w samolocie dialoguje z dziennikarzami. Tym samym, papież prowadzi nas do wymiaru ludzkiego w życiu Kościoła. Kiedy pisze się encyklikę albo inny dokument szuka się odpowiednich, trafnych słów. Rozmawiając w serdecznej atmosferze z ludźmi najważniejszym jest, żeby wszyscy się rozumieli. Nie możemy patrzeć na papieża jakby cały czas miał na głowie mitrę a w ręku pastorał. To Papież, który siada na wózku inwalidzkim a czasami potrzebuje laski do chodzenia. Ludzki wymiar życia papieża mieliśmy już okazję zobaczyć pod koniec pontyfikatu Jana Pawła II kiedy zdrowie stawało się coraz słabsze. Dialogowanie nie jest problem papieży, ale tych którzy chcą takim trochę “naukowym” stylem mowy móc ogłosić, że są nieomylni.
Źródło: KAI / tk
Skomentuj artykuł