Karolina Kózkówna - chłopski doktor wiary

Karolina Kózkówna - chłopski doktor wiary
Bł. Karolina Kózkówna (1898-1914) (fot. diecezja.tarnow.pl)
KAI / ptsj

Pierwsza dusza do nieba, chłopski doktor wiary - tak mówiono o niej za życia i po przedwczesnej śmierci. Dziś zwykła dziewczyna ze wsi, która zginęła z rąk rosyjskiego żołnierza broniąc się przed gwałtem, jest patronką wsi, Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży (KSM), diecezji rzeszowskiej, przygotowań do Światowych Dni Młodzieży w 2016 r., będzie też ogłoszona patronką polskiej młodzieży. 18 listopada przypada 100. rocznica śmierci Karoliny Kózkówny.

W grudniu 1914 r. chłopi z niewielkiej podtarnowskiej wioski Wał Ruda odnaleźli ciało współmieszkanki, którą dwa tygodnie wcześniej, 18 listopada, rosyjski żołnierz wywlókł z domu żeby ją zgwałcić w pobliskim lesie. Choć ranił ją wielokrotnie, dziewczyna stawiała zacięty opór i zbrodnicza próba się nie powiodła.

Szesnastoletnia Karolina Kózkówna była jedną z wielu ofiar wojennego zdziczenia. O tym, że była wyjątkowa, pokazała jej śmierć - nie tylko heroiczna obrona dziewictwa, ale także przeświadczenie mieszkańców okolicznych wiosek - na jej pogrzeb do parafii Zabawa mimo działań wojennych przybyło ponad 3 tys. żałobników. Od tego dnia lud Boży nie miał wątpliwości - to męczennica. Niektórzy twierdzili, że widzieli snującą się po okolicy opromienioną postać zakrwawionej dziewczyny.

DEON.PL POLECA

Kościół potwierdził tę intuicję - Jan Paweł II beatyfikował ją w czasie pielgrzymki 10 czerwca 1987 r. w Tarnowie. Jej sanktuarium w parafii Zabawa jest zadziwiającym fenomenem, bo pielgrzymują tu nie tylko młodzi, ale też rodziny ofiar przemocy i wypadków komunikacyjnych. Ilość pielgrzymów zwiększa się z roku na rok - w ostatnich latach jest ich 70-80 tys. A lista powodów, dla których tu przybywają, wciąż się wydłuża.

List do odczytania

- Karolina jest listem od Pana Boga, trzeba go dokładnie odczytać - mówi ks. Zbigniew Kucharski, asystent generalny Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, któremu patronuje męczennica z Wał Rudy. Przez kilka lat wraz z kustoszem sanktuarium, ks. Zbigniewem Szostakiem, próbowali wydobyć przesłanie, jakie Bóg ma dla współczesnych i pilnować, by jej obraz nie został wypaczony, tak jak stało się z "podlanym lukrem" św. Stanisławem Kostką. Wynik ich pracy jest zaskakujący. - Uderzające bogactwo treści wobec tak krótkiego życia - komentuje asystent KSM.

Ks. Kucharski sprzeciwia się pokazywaniu Karoliny wyłącznie jako męczennicy czystości. Tak, jej heroizm był ukoronowaniem jej pragnienia bliskości Boga, ale trzeba pamiętać, że przeżyła szesnaście lat i mimo, że w chwili śmierci była bardzo młoda, ludzie we wsi dostrzegli jej wyjątkowe zalety.

Pochodziła z ubogiej, wielodzietnej rodziny. Kózkowie byli biedni, ale niezwykle zaradni i pracowici. Gdy ojciec Karoliny, Jan, żenił się z jej matką, Marią Borzęcką, małżeństwo można było uznać za mezalians - Jan był sierotą, nic nie posiadał. Małżonkowie otrzymali niecałe dwa hektary pod uprawę, ale ciężką pracą dorabiali się kolejnych gruntów. W Wał Rudzie zbudowali skromny dom. We wsi wzbudzali szacunek - byli pobożni, mówiono o nich, że byli "kościółkiem", nigdy nie odmawiali pomocy.

Chodzili do kościoła do oddalonego o osiem kilometrów Radłowa, później wraz z innymi mieszkańcami wioski budowali kościół pw. Trójcy Przenajświętszej w Zabawie. Świątynia powstała z inicjatywy okolicznych mieszkańców, którzy sami podjęli decyzję o budowie i zrealizowali projekt. W 1913 r. świątynia była już w stanie surowym, a jedyną troską biskupa było przysłanie duszpasterza.

Urodzona 2 sierpnia 1898 r. Karolina wychowywała się w atmosferze modlitwy i pracy. Dni rodziny wyznaczały rytm prac polowych i rok liturgiczny. Dzień rozpoczynali od śpiewania Godzinek, w południe odmawiali Anioł Pański, kończyli zaś wieczornym pacierzem. Kózkowie mieli w domu modlitewniki, czytali prasę religijną. Byli członkami kilku bractw i stowarzyszeń kościelnych, znajdowali na to czas, choć praca od świtu do nocy pochłaniała ich siły. Od świtu do nocy pracowała też Karolina - ich czwarte z jedenaściorga dzieci. Żeby pomóc finansowo rodzicom najmowała się do pracy, ale gdy uznała, że pracowała krócej, nie brała całej dniówki - była sumienna i drobiazgowa, pracę wykonywała z wielką starannością, nie znosiła bylejakości.

Krótko się uczyła, sześć klas, które zakończyła z celująca oceną, ponieważ była bardzo zdolna i pracowita. Dzięki wujowi Franciszkowi Borzęckiemu, który cieszył się wielkim autorytetem i był świeckim apostołem w wiosce, korzystała z literatury religijnej, a zdobytą wiedzę przekazywała dzieciom z Wał Rudy. Ich ulubionym miejscem spotkań była stara, stuletnia grusza.

Na mieszkańcach wioski robiła wrażenie jej stała modlitwa. Pracując czy idąc przez pola śpiewała pobożne pieśni i odmawiała różaniec. Tak została zapamiętana przez jedną z mieszkanek. Blisko stuletnia Maria Kotwa całe życie pamiętała, jak będąc dzieckiem przestraszyła się ptaków w polu, a Karolinka, która wracała z kościoła i pięknie śpiewała, przytuliła ją i oddała mamie. Pomagała biednym i chorym. Była w praktyce świecką katechetką, bo katechizowała nie tylko dzieci, ale przygotowywała chorych do przyjęcia Komunii św. w domu przed przyjściem księdza z sakramentami. Była łagodna, ale i bezkompromisowa i stanowcza. Koleżankę, która wybierała się na wiejską zabawę, przestrzegała przed "szmaceniem".

Zachowało się tylko jedno zdjęcie dziewczyny z Wał Rudy na zbiorowej fotografii. Miała regularne rysy i była rudą pieguską - z powodu tego "defektu" nie pozwalali jej nieść feretronu w czasie procesji w kościele parafialnym w Radłowie.

Działamy jak CIA

- Gdyby owej tragicznej nocy Karolina miała na nogach sznurowane buty, miałaby szansę na przeżycie - mówi ks. Kucharski. W nocy 18 listopada 1914 r. młoda kobieta wraz z ojcem została wywleczona przez rosyjskiego żołnierza. - pierwsza wojna światowa trwała już kilka miesięcy.

- Działaliśmy z ks. Szostakiem jak CIA - mówi asystent KSM. Aby lepiej zrozumieć, co się wówczas wydarzyło, skontaktowali się z kryminologiem i inżynierem leśnikiem. Ten pierwszy po zapoznaniu się z faktami stwierdził, że niedoszły gwałciciel działał z premedytacją, gdyż wcześniej krążył po wsi, badał zwyczaje jej mieszkańców, więc starannie opracowywał swój plan. Kolejny specjalista opowiadał, jak mógł wyglądać las sto lat temu, w chwili, gdy rozegrała się w nim ponura tragedia.

Przestępca wiedział, że w czasie wieczornego nabożeństwa wieś pustoszeje, bo wielu mieszkańców idzie do kościoła. Tak zrobiła matka Karoliny, która poszła do Zabawy z młodszym rodzeństwem, a córce nakazała zostać, być może dlatego, że sądziła, że w domu dziewczyna będzie bezpieczna. W domu zostali ojciec i córka, odczuwająca tego dnia wielki niepokój. Bardzo chciała być w kościele, bo tego dnia kończyła się nowenna do św. Stanisława Kostki, patrona młodzieży, do którego dziewczyna miała wielkie nabożeństwo.

Gdy uzbrojony sołdat wtargnął do chałupy, próbowała ukryć się za piecem, ale ją stamtąd wyciągnął. Ojca wypytywał o miejsce pobytu austriackich wojsk - to był jego pretekst. Wszystko odbyło się tak szybko, że Karolina zdążyła założyć tylko drewniaki i narzucić na ramiona kurtkę brata. Rosjanin pognał ich w stronę pobliskiego lasu, tu sterroryzował ojca i odprawił go - mimo rozpaczliwego błagania córki, by jej nie zostawiał.

Tragedia rozegrała się w lesie, dość blisko domu Kózków. Chłopcy ze wsi, pilnujący ukrytych przed rabunkiem koni, widzieli, jak Karolina ucieka. - Mimo strachu rozumowała logicznie - mówi ks. Kucharski. Próbowała uciec napastnikowi i ukryć się w chaszczach. Ale był listopad, trudno było się schować wśród bezlistnych drzew i krzewów, teren podmokły, bagienny, a ona w chodakach. Zgubiła kurtkę, potem chodaki, biegła boso przez chaszcze. Gdyby choć miała sznurowane buty...

Jej zmasakrowane ciało znaleziono dopiero dwa tygodnie po tragedii, 4 grudnia. Napastnik zadał jej "szaszką" kilka ran i ostatni, śmiertelny cios, którym przeciął tętnicę szyjną. Uciekł, a dziewczyna zmarła w skutek wykrwawienia. Sekcja zwłok wykazała, że do gwałtu nie doszło. - Morderca pozostaje bez twarzy, nigdy go nie ujęto, nic o nim nie wiemy poza tym, że był rosyjskim żołnierzem - mówi ks. Kucharski.

Chłopski doktor wiary

Heroizm skromnej mieszkanki wioski bardzo mocno przemówił nie tylko do zwykłych wiernych. O jej świętości od początku przeświadczony był proboszcz Zabawy ks. Władysław Mendrala. To on wyczuł niezwykłość swej młodej parafianki. Kilka dziesięcioleci przed Soborem Watykańskim nie wahał się świeckiej dziewczynie powierzyć katechizację dzieci i młodzieży, a także dorosłych. Choć Karolina nie studiowała teologii, jej wiedza musiała być bardzo kompletna, skoro w pełni zaakceptował jej kompetencje jako katechetki. Po jej śmierci proboszcz Zabawy powtarzał, że Karolina to chłopski doktor wiary. Nie pisała rozpraw teologicznych, ale swoim życiem pokazała, na czym polega istota chrześcijaństwa. "Anioł" i "pierwsza dusza do nieba" - mówił o niej ks. Mendrala.

Na grób dziewczyny z Wał Rudy zaczęli przybywać pielgrzymi z okolic, później z całej Polski. Już trzy lata po jej śmierci bp Leon Wałęga polecił, by przenieść szczątki Karoliny i pochować na przykościelnym placu. Jej kult ożywił się po II wojnie światowej. Kolejny duchowny - tym razem biskup miejsca - dostrzegł jej świętość. Bp Jerzy Ablewicz, który zapoczątkował proces beatyfikacyjny, uzasadniał swą decyzję, zwracając się w 1965 r. do kapłanów: "Jest naszym świętym obowiązkiem czuwać nad tym, żeby nie traciły blasku i nie przygasły gwiazdy, które naszemu ludowi wskazują drogę niewinności. Jest bowiem świętym obowiązkiem kapłańskim, biskupim, czuwanie, abyśmy nie zgubili przez nasze zaniedbanie ani jednego zapachu kwiatu z Bożego ogrodu świętości".

Karolina Kózkówna, dziewica i męczennica, została beatyfikowana przez Jana Pawła II 10 czerwca 1987 r. w Tarnowie. W kazaniu opisywał jej dramat, jej trwogę i modlitwy o ratunek, cytatami z psalmów. Zostały one później wykorzystane w stacjach Drogi Krzyżowej, ustawionych na szlaku jej męczeństwa w lesie pod Wał Rudą. Jan Paweł II mówił też, że święci są po to, żeby świadczyć o wielkiej godności człowieka. A ona zginęła w obronie tej godności.

Przemawia do wszystkich

Ks. Kucharski sprzeciwia się przedstawianiu Karoliny wyłącznie jako ofiary przemocy. - A co tam, nie dała się zgwałcić - mówią ludzie, którzy słyszą o niej, ale dokładnie nie wiedzą, kim naprawdę była.

W rzeczywistości na długie lata przed Soborem była świecką liderką życia kościelnego, katechetką, współpracowała z proboszczem w dziele ewangelizacji. Realizowała już wówczas soborową wizję świeckich w Kościele.

- Dla mnie jest wzorem nauczycielki, bo ciężko jest w dzisiejszych czasach zgromadzić dzieci tak, jak ona to robiła - mówi Jadwiga Bieś, wieloletnia dyrektorka szkoły, do której chodziła Karolina, a obecnie pracuje w Radłowie. Mimo że nie miała wykształcenia pedagogicznego i nie studiowała psychologii, czytała Pismo Święte i inne książki. Jest wzorem współczesnego nauczyciela, który powinien wiedzieć, że dziecko potrzebuje innego spojrzenia na nie - z miłością. Dziś trzeba dzieciom pokazywać pracowitość, uczciwość, skromność - tego jest za mało.

Dziś promowany jest ten, co coś pokaże, zabłyśnie. Mówię uczennicom żeby nie malowały paznokci, bo jeszcze jest czas na to, popatrz na swoją patronkę, na Karolinę - mówi Jadwiga Bieś.

Mimo że nie zostawiła takiej spuścizny jak Jan Paweł II, swoją prostotą przemawia do wszystkich, wszystkich zachwyca - stwierdza.

Pierwsza edycja Konkursu "Błogosławiona Karolino, świeć nam przykładem" odbył się w 2002 r. i w wydarzenie zaangażowały się tylko trzy powiaty. Uczestnicy wysłali 800 prac, 600 plastycznych i 200 poetyckich - wspomina Jadwiga Bieś. W V edycji było tych prac 1081 i do konkursu włączyli się także dorośli, którzy zaczęli pisać i malować. Jest ich mniej, ale ich prace są bardzo przemyślane i dopracowane - komentuje organizatorka konkursu.

W tym roku, roku 100. rocznicy śmierci Karoliny, nadeszło 1600 prac z całej Polski. Praktycznie nie ma miejsca, skąd nie zostałyby nadesłane. - To fenomen, a my jesteśmy zaskoczeni odzewem - mówi Jadwiga Bieś i opowiada o dziewczynie, która zaczęła pisać wiersze o Karolinie w podstawówce i regularnie co roku wysyłała swe utwory na konkurs aż do 1. roku studiów. Organizatorzy byli głęboko wzruszeni, bo męczennica z Wał Rudy przez lata towarzyszyła tej dziewczynie. Niedawno dostali od Izy tomik poezji, który zawierał też wiersze o Karolinie.

Po każdym konkursie organizatorzy wydają zbiory z nagrodzonymi utworami. Pielgrzymi dowiadują się w samym sanktuarium o konkursie, my też go promujemy i to przynosi efekt - mówi organizatorka. Pochodzi z Wał-Rudy i w pamięci utkwiły jej wspomnienia swej babci o Karolinie. - Ona we mnie tkwi - wyznaje. - Gdy zdawałam maturę była beatyfikowana, w grupie młodzieżowej brała udział w sztukach, m.in. "Gwieździe ludu", odprawiała Drogi Krzyżowe. A to mnie kształtowało, jak również młodzież z Zabawy.

Dogaduje się z rówieśnikami

To naturalne, że do Zabawy przyjeżdżają ludzie młodzi, gdyż, jak mówią tutejsi duszpasterze, potrafią dogadać się ze swoją rówieśnicą, a ona z nimi. Męczennica z Wał Rudy jest patronką KSM i Ruchu Czystych Serc, w diecezji tarnowskiej Szkolnych Kół Caritas, a także przygotowań do Światowych Dni Młodzieży, które odbędą się za dwa lata w Krakowie. Co roku po rekolekcjach, organizowanych w Zabawie, około 300 młodych składa przyrzeczenia dochowania czystości do chwili zawarcia małżeństwa.

Coraz bardziej popularny staje się także "Pierścień Karoliny", który zaczynają nosić osoby, składające przyrzeczenie czystości. Jest on robiony na zamówienie w dwóch wersjach - sygnetów dla mężczyzn i pierścionków dla kobiet.

Karolina będzie też patronką polskiej młodzieży. Ks. Kucharski uważa, że wiejska dziewczyna wspaniale uzupełnia się ze św. Stanisławem Kostką, który był synem potężnego rodu. Jest przekonany, że kult św. Stanisława ożywi się dzięki Karolinie. Stanowią piękną parę - on z pałacu, ona spod strzechy i obydwoje są fajni i pokazują, że można być wspaniałym człowiekiem, niezależnie od stanu konta.

Zdaniem asystenta generalnego KSM historia dziewczyny z podtarnowskiej wioski powinna być wzorem dla dziewcząt, ale i dla chłopców. - Jeżeli młodzież odrzuca autorytety, pokazujmy im wzory - mówi ks. Kucharski. - Ona jest pięknym wzorem dziewczyny i młodej kobiety, ale mężczyźni wokół niej zawiedli na całej linii. Morderca, co oczywiste, ale także jej własny ojciec, który się przeraził pogróżek, chłopcy ze wsi, którzy widzieli, jak szamocze się z rosyjskim sołdatem i nie zareagowali, są negatywnymi bohaterami w tej tragicznej historii.

W tym roku po raz piąty młodzi pielgrzymi przyjadą do Zabawy żeby uczestniczyć w Miasteczku Modlitewnym, organizowanym w okolicach narodzin Karoliny. Rekolekcjonista i opiekun duchowy Miasteczka ks. Piotr Adamczyk mówi, że młodzi odczuwają potrzebę formacji i zauważyli, że ich rówieśnica może nauczyć ich także modlitwy. - Ta święta ma charyzmat przyciągania ludzi - mówi ks. Adamczyk. Młodzi przeżywają każdy dzień rekolekcji tak, jak Karolina - wstają ze wschodem słońca, modlą się cały dzień. Uczestniczą w nocnej adoracji, w nocy idą na Drogę Krzyżową z pochodniami. Uczą się modlitwy, mówią o potrzebie przebaczenia, rozważają słowa św. Pawła, że już "nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus".

Przynosi ulgę w cierpieniu

Nikt nie był w stanie przewidzieć, że wielkim tematem sanktuarium będzie niesienie ulgi w cierpieniu. Kustosz ks. Zbigniew Szostak opowiada, że chęć upamiętnienia ofiar przemocy była odpowiedzią na wezwanie Jana Pawła II. W sanktuarium przechowuje się pamięć o nich, w kościele powstała kaplica Ofiar Przemocy. Kilka lat temu ks. prof. Janusz Królikowski zwrócił uwagę, że należy też dostrzec rodziny ofiar wypadków drogowych i objąć ich opieką duszpasterską i psychologiczną. Do Zabawy przyjeżdżały rodziny ofiar, a także ci, co przeżyli katastrofy. Duszpasterze dostrzegli, że oddolnie kształtuje się kolejny profil posługi sanktuarium i podjęli wezwanie.

Dwa lata temu na placu przed kościołem w Zabawie został odsłonięty zbiorowy pomnik ofiar, "Przejście". W Polsce co roku ginie na drogach kilka tysięcy osób - w 2013 r. 3,3 tys. Jacek Kucaba, autor długiego 40 metry monumentu chciał żeby symbolizował on przeciwległe drogi, zderzenie i miejsce przejścia. Zwiedzający wchodzą do wąskiego tunelu - szczeliny od strony cmentarza. Na ścianach widnieje kardiogram symbolizujący walkę o życie. Mijają też wmurowane niewielkie metalowe krzyżyki z wygrawerowanymi imionami i nazwiskami ofiar wypadków. Tunel wyprowadza ich na odkrytą przestrzeń. Pomnik otaczają krzyże z miejsc katastrof.

- Chcemy umożliwić rodzinom najbliższych kontemplację i przeżywanie żałoby, dlatego stworzyliśmy takie miejsce - tłumaczy intencje duszpasterzy ks. Szostak. W sanktuarium bł. Karoliny wyłożona jest Księga Pamięci Ofiar Drogowych, do której wpisują się członkowie rodzin i bliscy ofiar. Każdego 10. i 18. dnia miesiąca odprawiana jest modlitwa za zmarłych, zapisanych w Księdze.

Od kilku lat w Zabawie uroczyście obchodzony jest Światowy Dzień Pamięci Ofiar Wypadków Drogowych. Włączają się w nie także władze świeckie, które doceniają realizowane w sanktuarium inicjatywy. W przyszłości, w pobliżu "Gruszy Karoliny" planowana jest budowa Centrum Leczenia Traumy Powypadkowej. Ma składać się z hotelu, sali konferencyjnej oraz gabinetów rehabilitacji, terapii i odnowy biologicznej.

Stowarzyszenie "Przejście" organizuje regularnie warsztaty dla członków rodzin ofiar i tych, co katastrofy przeżyli. Powstało w 2009 r. i w ramach projektu "Nie jesteś sam - centrum pomocy dla ofiar wypadków komunikacyjnych i przemocy oraz ich rodzin w Zabawie" świadczy pomoc psychologiczną, terapeutyczną, prawną i duchową. Projekt dofinansowuje Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej i Program Operacyjny Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.

Agnieszka Lech, psycholog ze Stowarzyszenia opowiada, że przyjeżdżają tu ludzie z całej Polski, przeważnie rodzice dzieci, które zginęły. Grupy są niewielkie, opiekuje się nimi o. Andrzej Serafin z Zakopanego i psycholog Bożena Staszewska - matka syna, który został zamordowany przez rówieśników.

Uczestnicy modlą się, biorą udział we Mszy św., rozmawiają indywidualnie z duchownym i psychologiem. W wałrudzkim lesie odprawiają Drogę Krzyżową szlakiem męczeństwa bł. Karoliny, notują swoje refleksje, potem dzielą się nimi z grupą. Agnieszka Lach zapewnia, że w wielu aspektach - emocjonalnie, psychologicznie i duchowo udział w warsztatach bardzo pomaga. Wielu z uczestników wraca do poprzedniego życia i mimo nieodłącznie towarzyszącego im bólu, funkcjonuje normalnie. Jednak dobrze jest, jeśli na udział w warsztatach zdecydują się jak najprędzej, wówczas łatwiej im się otworzyć i przezwyciężyć traumę.

Ale największą ulgę ludzie odczuwają po odprawieniu Drogi Krzyżowej. To także fenomen. Osiemnastego dnia każdego miesiąca zbiera się od 2 do 6 tysięcy uczestników i idą bagnistym terenem wypraszając łaski za wstawiennictwem Karoliny. Ci, którzy cierpią, mówią o uldze, są osoby, które twierdzą, że zostały uzdrowione. Najliczniejsza jest grupa osób, które nie przeżyły spektakularnej przemiany, a i tak czują, że modlitwa za wstawiennictwem młodej męczennicy zmienia ich na lepsze.

Po oprowadzaniu po sanktuarium i pokazaniu pomnika Ofiar Wypadków ks. Szostak prowadzi do wielkiej stodoły, w której zgromadzone są stare sprzęty z wiejskich chałup. - Karolina pracowała, modliła się, ale także się bawiła. Zabawa - to ostatni punkt w tym zwiedzaniu - mówi ks. kustosz.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Karolina Kózkówna - chłopski doktor wiary
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.