Kazanie, przy którym łzy płyną same. Napisał je ksiądz na pogrzeb druha Dominika
"To jedno z tych kazań, których się nie chce mówić. I które pewnie nie powinno być kazaniem". Piękne i mądre słowa ks. Krzysztofa Janiaka, które napisał z okazji pogrzebu Dominika Muszewskiego, 15-letniego harcerza, którego tragiczna śmierć poruszyła całą Polskę. "Nie bójcie się płakać. Łzy to nie jest słabość. Łzy to znak, że serce jest jeszcze żywe".
Kazanie zostało opublikowane na Facebooku na profilu "Oto idę", prowadzonym przez braci-sercanów.
AKTUALIZACJA [30 lipca 2025, 15:14] Napisaliśmy wcześniej, podając tę informację za innymi mediami, że kazanie zostało wygłoszone na pogrzebie Dominika. Jak się jednak okazuje, nie zostało ono wygłoszone podczas uroczystości pogrzebowej. Jak wyjaśnił nam proboszcz parafii, do której należał Dominik, tekst został przysłany przez ks. Janiaka przed pogrzebem i opublikowany na stronie internetowej parafii na dwa dni przed uroczystością pogrzebową.
"Drodzy,
To jedno z tych kazań, których się nie chce mówić.
I które pewnie nie powinno być kazaniem.
Raczej — modlitwą.
Milczeniem.
Westchnieniem.
Płaczem.
Albo obecnością.
Bo gdy żegnamy 15-letniego chłopca — syna, przyjaciela, harcerza, ministranta — serce się kurczy.
I pytamy: Dlaczego?
Dominik był życiem.
Miał swoje plany, pasje, ideały.
Jego obecność w Kościele — nie była obowiązkiem, ale sercem.
Widzieliśmy to.
W jego postawie.
W jego służbie.
W jego skupieniu.
Był jednym z tych młodych, którzy nie szli na skróty.
I nagle… cisza.
Tragedia.
Woda, która nie daje już odpowiedzi.
Ciało, które nie oddycha.
I krzyk — rodziców, przyjaciół, nauczycieli, księży.
Krzyk duszy, który nie mieści się w żadnej homilii.
A jednak dzisiaj padają słowa:
„Szukajcie tego, co w górze, gdzie zasiada Chrystus” i „Jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy…”
To nie jest oskarżenie.
To nie jest kara.
To jest przypomnienie, że życie jest tajemnicą, a nie projektem.
Że nie mamy władzy nad czasem.
Że każdy dzień jest darem.
Dla Dominika ten dzień nadszedł za wcześnie.
Po ludzku — dramat.
Ale z perspektywy wiary — wieczność nie liczy lat.
Ważne jest nie to, ile się przeżyło, ale jak się przeżyło.
I Dominik zostawia nam lekcję.
Milczącą, a jakże mocną.
Lekcję dobra – bo był życzliwy, odpowiedzialny.
Lekcję służby – bo nie wstydził się Boga.
Lekcję światła – bo jego twarz zapamiętamy właśnie taką: skupioną, jasną, pogodną.
Rodzicom, którzy przeżywają niewyobrażalny ból, nie powiem: „będzie dobrze”.
Bo nie będzie.
Będzie inaczej.
Ale chcę powiedzieć jedno: Bóg płakał, gdy ginął Wasz syn.
Bóg nie jest obok.
On był tam.
Płakał razem z Wami.
I dzisiaj On mówi:
„Ja wiem, że boli.
Ale Dominik nie zniknął.
On wszedł do życia, które się nie kończy.”
Nie jesteśmy tu po to, by zapomnieć, ale by pamiętać.
By trwać.
I by nie przegrać tej śmierci.
Bo jeśli Dominik kochał Boga — to nasza odpowiedź musi być taka sama.
Tylko wtedy jego śmierć nie będzie daremna.
Dziś więc, mimo wszystkiego, szukajmy tego, co w górze.
Tam, gdzie już ktoś na nas czeka.
Chłopiec o imieniu Dominik, który pewnie — jak zawsze — stoi blisko ołtarza.
Tylko że tym razem po drugiej stronie.
I mówi: „Nie płaczcie za długo. Żyjcie dobrze. Spotkamy się.”
Ale to nie jest łatwe.
Bo kiedy traci się dziecko — świat się zatrzymuje.
I nawet jeśli inni wracają do pracy, do szkoły, do spraw, dla rodziców czas się dzieli: na przed Dominikiem i po Dominiku.
I już nigdy nie będzie tak samo.
Będą dni, gdy wszystko będzie przypominało o nim: dźwięk dzwonka, mundur harcerski, zapach kadzidła, ławka w kościele, jego ulubione miejsce przy stole.
Będą takie chwile, gdy nie będziecie chcieli wstawać rano z łóżka.
Gdy powiecie: „Boże, ja już nie chcę. Nie umiem.”
I wtedy — nie zapominajcie, że nie jesteście sami.
Wierzę w to głęboko:
Dominik się za Was modli.
On, który jeszcze niedawno ministrantem służył przy ołtarzu, dziś służy w tajemnicy, która nam została zakryta.
Ale on nie przestaje być blisko.
Być może prosi Boga właśnie o to, żebyście nie stracili wiary.
Żebyście nie zamknęli się w bólu.
Żebyście kiedyś jeszcze się uśmiechnęli.
Nie będzie to uśmiech beztroski.
Będzie to uśmiech człowieka, który wie, że na świecie wszystko przemija — ale miłość nie.
Że życie nie kończy się w dniu pogrzebu.
Że śmierć nie ma ostatniego słowa.
Drodzy młodzi, koledzy Dominika, harcerze, uczniowie, ministranci…
Nie pozwólcie, żeby ta śmierć przeszła obok was.
Możecie z niej uciekać, zająć się telefonem, włączyć muzykę i zapomnieć.
Ale… możecie też się zatrzymać.
Zapytać siebie: po co żyję?
Co zostawię po sobie?
Co znaczy być człowiekiem?
Co znaczy być przyjacielem Boga?
Dominik był jednym z was.
Nie zginął jako ktoś przypadkowy.
Zginął jako młody człowiek, który umiał kochać.
Umiał służyć.
Był światłem.
A światła się nie zapomina.
I wiecie… przypomina mi się jeszcze jeden chłopak.
Miał 15 lat.
Mieszkał we Włoszech.
Nazywał się Carlo Acutis.
Pasjonował się komputerami, programował, grał w piłkę, miał wielu znajomych.
A jednocześnie — codziennie był na Mszy Świętej, modlił się, kochał Eucharystię.
Mówił: „Eucharystia – to moja autostrada do Nieba.”
Zmarł nagle, na białaczkę.
Ale zostawił po sobie światło tak wielkie, że dziś Kościół nazywa go błogosławionym.
Wystarczy spojrzeć na jego zdjęcie — uśmiechnięty, zwyczajny chłopak w polarze i adidasach.
Ale w środku — ogień wiary.
Dziś, patrząc na Dominika, nie możemy nie pomyśleć o Carlu.
Obaj młodzi.
Obaj odważni.
Obaj blisko Boga.
Obaj z sercem większym niż ich wiek.
Może Dominik właśnie do niego teraz mówi:
„Cześć, jestem Dominik.
Miałem 15 lat, byłem harcerzem, ministrantem.
Kocham Boga tak jak ty.
I przyszedłem.
Bo i mnie Pan zawołał wcześniej.”
I Carlo, ze swoim uśmiechem, odpowiada:
„Chodź, pokażę ci Niebo.
Znam już drogę.”
Drodzy młodzi, Carlo nie był fikcją.
Był taki jak wy.
I Dominik był taki jak wy.
I może właśnie dlatego Pan Bóg daje nam przez nich znak.
Że świętość nie ma wieku.
Że żyć pięknie można od zaraz.
I że nawet 15-letni chłopak może zostawić ślad jaśniejszy niż niejeden dorosły.
A światła się nie zapomina.
I dlatego my dziś musimy postanowić: nie zmarnujemy tej śmierci.
Będziemy pamiętać.
Będziemy modlić się.
I będziemy stawać się lepsi.
Dla niego.
Dla jego pamięci.
Dla Boga.
I jeszcze jedno…
Nie bójcie się płakać.
Łzy to nie jest słabość.
Łzy to znak, że serce jest jeszcze żywe.
A kiedy serce boli i płacze — Jezus staje obok.
Nie z kazaniem.
Nie z wykładem.
Ale z krzyżem.
Bóg wie, co to znaczy stracić Syna.
Niech Maryja, która patrzyła na śmierć swojego dziecka, będzie dziś szczególnie blisko Rodziców Dominika.
A my wszyscy — z bólem, z wiarą i z ciszą — mówmy:
Dominiku, do zobaczenia.
Niech Ci Pan Bóg świeci nie światłem zniczy, ale wiecznym blaskiem swojej chwały.
Amen".
Źródło: facebook.com / mł


Skomentuj artykuł