Ambicja i kościelna kariera
Przypadek McCarricka oraz wnioski, jakie musimy z tego wyciągnąć, powinny odnosić się nie tylko do ewentualnych modyfikacji procedury mianowania na kluczowe stanowiska w strukturze Kościoła, ale sięgnąć znacznie niżej - do wciąż kulejących kryteriów weryfikacji tych, których akceptujemy do seminariów i zakonów.
W opublikowanym na DEON-ie artykule byłego rzecznika Watykanu, o. Federico Lombardiego SJ na temat raportu o skandalu McCarricka - artykuł ten, nawiasem mówiąc, jest nieco rozczarowujący - znalazł się jeden ważny postulat. Otóż jak sugeruje Lombardi, lekcja, jaką powinniśmy wyciągnąć z całego skandalu jest taka, że przy mianowaniu biskupów należałoby zwracać uwagę nie tylko na “świadectwo moralności”, ale także wnikliwie przebadać, czy kandydat nie przejawia chorobliwych ambicji. Na różnych etapach poszczególnych nominacji byłego kardynała z Waszyngtonu tylko jeden z opiniujących McCarricka zwrócił na to uwagę, ale i on uznał, że ważniejsze od tej słabości będzie dobre wykorzystanie pozytywnych cech duchownego. Tymczasem jak się okazało, wspinaczka po szczeblach kariery, której motywem były nigdy niezaspokojone ambicje, stała się drogą do jego upadku, a sama ambicja otwartą bramą do wielu innych, poważnych grzechów, niosących cierpienie pokrzywdzonym, a w końcu wywołującą skandal, który dotyka wszystkich wierzących.
Dobrze byłoby, gdyby przypadek McCarricka oraz wnioski, jakie musimy z tego wyciągnąć, odnosiły się nie tylko do ewentualnych modyfikacji procedury mianowania na kluczowe stanowiska w strukturze Kościoła, ale sięgały znacznie niżej - do wciąż kulejących kryteriów weryfikacji tych, których akceptujemy do seminariów i zakonów. I to zwłaszcza teraz, gdy wciąż malejąca liczba kandydatów niesie pokusę, aby jeszcze bardziej złagodzić stawiane im wymagania.
Weryfikacja kandydatów do kapłaństwa nie jest łatwym zadaniem. Mamy przecież świadomość, że poniekąd weryfikujemy Bożą inspirację - potocznie nazywaną “powołaniem”. Jednak weryfikacja ta jest konieczna, ponieważ w grę wchodzi rozeznanie, czy rzeczywiście mamy do czynienia z głosem Bożym, jaki ktoś usłyszał i rozpoznał, czy kandydat zdaje sobie sprawę z konsekwencji takiego wyboru i czy jest gotowy podjąć związany z tym wysiłek. W dodatku - i to wynika z postulatu Lombardiego - trzeba rozpoznać, czy przypadkiem nie marzy o tym (jak w sytuacji apostołów Jakuba i Jana), aby za poniesioną ofiarę Bóg wynagrodził go uprzywilejowanym miejscem w królestwie Bożym (por. Mt 20,21). Wielu z nas słyszało przecież nieraz romantyczne opowiadania o rodzącym się powołaniu: o rodzicach, którzy zawsze chcieli mieć księdza w rodzinie, lub o babci, która “powołanie wymodliła”. Albo nieco bardziej dramatyczne, jak te o odrzuconej miłości, ucieczce od świata czy o tym, co dziś wydaje się nadzwyczaj podejrzane, że ktoś w ogóle nie zwraca uwagi na kobiety. Dziś to już nie robi wrażenia takiego, jak dawniej. Dodatkowo dobrze byłoby też zmienić entuzjastyczne nastawienie do tzw. powołaniowych boomów, z jakimi mamy do czynienia w biednych krajach świata albo w biedniejszych regionach naszego kraju. Przecież dla wielu z tych młodych ludzi seminarium lub zakon daje jedyną szansę solidnego wykształcenia i rozwoju (i to jeszcze nie byłoby najgorsze) albo wręcz dobrobytu - wszystkich tych, którzy marzą o lepszym życiu, należy trzymać jak najdalej od kapłaństwa. Prawdziwe powołanie nie jest wystrojone w odprasowaną sutannę, ale opiera się na pragnieniu, aby z Bogiem iść do ludzi oraz aby dla Boga, czasami z ręki ludzi, umrzeć. Bezwzględna ambicja w życiu Kościoła - tego zupełnie niechcący nauczył nas McCarrick - jest niemoralna.
Średniowieczny mistyk Tomasz a Kempis, w słynnej książeczce “O naśladowaniu Chrystusa” pisał tak: “Ma dziś Jezus wielu miłośników Królestwa Jego Niebieskiego, lecz mało krzyż jego dźwigających. [...] Wielu idzie za Jezusem aż do łamania chleba, lecz niewielu aż do spełnienia kielicha męki”. Czy zatem przy weryfikacji kandydatów do seminariów - oraz na jakiekolwiek kościelne stanowiska - nie należy odrzucić tych pierwszych, a pozostawić tylko tych, którzy życia nie wyobrażają sobie wyłącznie jako wystawnego bankietu zorganizowanego na koszt wiernych?
Skomentuj artykuł