Apel o wielką dyskusję w Kościele
Ośmielam się rzucić apel o wielką dyskusję w Kościele. Od tego trzeba zacząć! W każdej parafii i wspólnocie.
Kiedy Chrystus wkracza przy aplauzie tłumu, krzyczę razem z innymi "Hosanna". Kiedy trzeba stanąć po Jego stronie z cierpiącymi, pogardzanymi, odrzuconymi - krzyczę razem z innymi: "Precz, ukrzyżuj Go". Przecież nie tak miało być! Miało być miło i bez trudu! A kiedy już wisi na Krzyżu, uciekam. Aż tak, to nie. Za dużo jak na mnie.
Artur cosik chory, nocka z głowy była. Pipi "na wyjeździe", w gary trza tłuc. Na pomoc wpadł Miki, a lokalnie ks. Antoni-Jezuita robił jako pomoc kuchenna. Nawet dobrze mu poszło. Pasztet zamarzył się Tamarze, co znowu grypę złapała. "Stryjenka sobie życzy, stryjenka ma". Pasztet upieczony. Receptura mojej mamy. Zawsze (no, prawie) wychodzi pyszny. W pokoju kocur zostawił swój zapach, czyli smród kuwety. Garfield jest sfilcowany na maksa po lataniu na śniegu za panienkami. Nie można go ostrzyc, bo zimno i nagi się zaziębi. No i w kudłach zapach. Miki dzielnie wyszorował wszystko, co było, zaliczając w ten sposób przedświąteczne porządki. Dzięki Mikusiu. Przez chwilę pachnie ładnie.
Gosia-nasza Dyrektorka od Fundacji poświęciła sobotni wieczór na wsparcie mnie w sprawie: zaproszenie pani z Ukrainy do pracy. Na zaproszenia pań z Polski raczej odpowiedzi brak. Robić to można elektronicznie pod warunkiem posiadania papierka, który jakimś cudem (nie wiem, co mi przyszło do głowy kilka miesięcy temu, żeby go sobie wyrobić!) mam. A jakże. Staram ci ja jest, ale na fali!
Jeszcze czyszczenie Arturowego akwarium z Tomkiem i godzina 22. Taka sobota siostry M. Na razie nic się nie popsuło, chociaż weekend. W ubiegły zabrakło prądu i siadł serwer, na którym mamy strony internetowe.
Generalnie przeciągająca się zima grozi nam bankructwem. Węgla ludziom trzeba dokupić, bo kupowany jesienią się skończył. Jedzenie dla ptaszków też, chociaż o tej porze roku ptasia knajpa powinna już być zamknięta. Jakże im jednak odmówić, skoro zimno i śnieg? Nie mówiąc o ogrzewaniu naszych domów. Coś tam w niebiańskim biurze meteorologicznym zapomniano przestawić wajchę. Halo! Niebo! Komu wystawić rachunek?
Znowu wsparliśmy budżet państwa, a konkretnie służby więziennej, wpłacając 300 zł grzywny samotnej matce, której przestępstwo polegało na... nielegalnym zajmowaniu pustostanu. To nie była fanka wycieczek ekstremalnych, tylko bezdomna absolwentka domu dziecka. Przyszli panowie Policjanci z nakazem zamknięcia kobitki na 2 tygodnie. Oczywiście to nie wina Policji, tylko durnego sądu (sorry, to ona wpłaciła, bo przecież grzywny nie można zapłacić za kogoś. Jeszcze byśmy poszli siedzieć, nie daj Bóg, za dobry uczynek). Łapka sprawiedliwości chwyciła ją u nas. Utrzymanie więźnia kosztowało w 2017 r. 3150 zł miesięcznie. Budżet zaoszczędził 1575 zł. Brawo my! Patriotyzm ekonomiczny! Zresztą nie po raz pierwszy i pewnie nie ostatni.
Na fali ostatnich awantur. List, taki przyszedł od nowej naszej stypendystki - niewidomej kobiety:
"Siostro. Co za ogromna radość. Dziś dostałam decyzję o przyznaniu mi stypendium 200 zł i tu piszą, że mogę je przeznaczyć na płytę lub audiobook. Ja liczę każdą złotówkę i mam tylko na jedzenie i opłaty i już wiele lat nie kupowałam nic poza tym, co konieczne. Te 200 zł to cud! To dar z Nieba".
"Droga Pani! Te 200 zł to nie cud. To zwyczajna, ludzka sprawiedliwość i przyzwoitość. Przykro nam, że taka malutka".
Mamy bowiem od jakiegoś czasu linię stypendiów dla osób niepełnosprawnych, skazanych na wegetację przez nas - społeczeństwo i państwo. Info tutaj.
To niewiele, ale mały punkcik nadziei. Nie ma co czekać, aż system się zmieni. On się zmieni jak my się zmienimy. Trzeba działać tu i teraz. Z wiosną zaczniemy kolejny remont mieszkania - także niepełnosprawnych. Można się dorzucić.
Dom w Krakowie idzie do przodu z remontem. No i, jak zwykle, wyjeżdżamy na kilka dni z naszymi niepełnosprawnymi braćmi i ich mamami do full-wypas ośrodka. W lipcu. Nawet dostaliśmy wsparcie od sponsora! "Kto bogatemu zabroni?".
Na koniec - ośmielam się rzucić apel o wielką dyskusję w Kościele nad miejscem osób niepełnosprawnych w nim właśnie. Od tego trzeba zacząć! W każdej parafii i wspólnocie. Niepełnosprawność nie jest brakiem. Jest innością. Wyjdźmy jej na spotkanie.
Nad-obowiązkowo
Boże spojrzenie nie jest naszym. Bóg prosi o więcej tych, którym więcej dano. Oni nie są więksi czy lepsi: oni mają większą odpowiedzialność. Muszą więcej służyć. Życie jest służbą.
Wyruszyć to przede wszystkim wyjść z siebie.
Przełamać bariery egoizmu,
który próbuje nas uwięzić
w naszym własnym ja.
Wyruszyć to przestać się kręcić wokół siebie
jak byśmy byli pępkiem świata i życia.
Wyruszyć to nie dać się zamknąć
w kręgu problemów małego światka,
do którego należymy.
Jakakolwiek byłaby jego wartość
ludzkość jest większa
i jej powinniśmy służyć.
Wyruszyć to nie zaliczać kilometry,
przekraczać oceany
czy osiągać ponaddźwiękową prędkość.
To przede wszystkim otworzyć się na innych,
odkryć ich, wyjść im na spotkanie
Otworzyć się na idee,
jasne, że także te, które są inne niż nasze.
To znaczy mieć oddech dobrego piechura. (Abp. H. Camara)
***
Skomentuj artykuł