Bezdomne kobiety poniżane i maltretowane w schronisku
Pewien dziennikarz, poświęcenia pełen, traktując niezwykle serio swoją misję marzł dzisiaj pod naszym Schroniskiem dla Kobiet przy ul. Stawki w Warszawie.
Cel był szczytny - namówić którąś z mieszkanek, żeby opowiedziała mu o mrożących krew w żyłach scenach znęcania się nad biednymi kobietami. Bohaterski mściciel pokrzywdzonych trafił na panią, która akurat biegła do pracy, współpracy odmówiła, bo, jak stwierdziła, nic się dziwnego nie dzieje, a ona wdzięczna jest za naszą skromną pomoc i tyle. Wówczas Dziennikarz zaproponował pieniądze za nagrywanie toczących się w schronisku rozmów, oczywiście z dyktafonem w pakiecie. I wiecie co? Pani odmówiła, chociaż na pewno każdej osobie w sytuacji bezdomności kasa się przydaje. Powiedziała, żeby po prostu wszedł do środka i porozmawiał z kierownictwem i mieszkankami. Ale przecież nie o to chodziło Panu R.
Chodziło zapewne o taki tytuł w jego, znanej z pseudosensacji, gazecie: Bezdomne kobiety poniżane i maltretowane w schronisku
Można by jeszcze wiele takich hasełek wymyślić, żeby nakład wzrósł. Nawet konkurs możemy ogłosić dla Czytelników. Nagrodą- dwie noce w schronisku gratis z wyżywieniem. Niestety, na razie na materacu w korytarzu. Miejsc na łóżkach chwilowo nie ma. Zima.
Drogi Panie Dziennikarzu!
Zapraszamy serdecznie do środka. W taką pogodę nie warto poświęcać zdrowia nawet dla celów tak szczytnych. Proszę wziąć pod uwagę, że wiele pań u nas mieszkających nie orientuje się zawiłościach sztuki dziennikarskiej, zatem przed rozmową wypadałoby podać wizytówkę, a nie mignąć przed oczami często słabo widzącym osobom legitymacją. To też kwestia etyki.
Jeśli ktoś ma coś do ukrycia, to nie my, tylko najwyraźniej Pan. Uczciwy nie ukrywa się w cieniu. Oczywiście w końcu może znajdzie Pan kogoś, kto jest bez kasy i zrobi, co mu Pan zaproponuje. Wszak pieniądze nie śmierdzą, a ludzie ubodzy ich potrzebują. Tylko wątpię, że znajdzie Pan tam coś ciekawego.
Schronisko jest dla wielu pań czasowym, bardzo skromnym domem. Nie mogą żyć w przeświadczeniu, że ich prywatność czy informacje o nich dostaną się do prasy, chyba, że same o tym zdecydują. Przychodzą tu ludzie bardzo różni. Tacy, którzy mają wolę i możliwości odbicia się i wyjścia na prostą, jak i chorzy, uzależnieni, osoby zaburzone lub po prostu nie mające ochoty na zmianę życia. Także osoby niepełnosprawne intelektualnie. Drzwi są otwarte, przyjmujemy każdą kobietę i nikt nikogo na siłę nie trzyma. Każda pani podpisuje zgodę na regulamin po uprzednim dokładnym sprawdzeniu, że rozumie co czyta lub, w przypadku niemożności czytania- rozumie, co jej przeczytał pracownik. Wykorzystywanie tych osób do tworzenia "mrożącego krew w żyłach" artykułu pod publiczkę jest po prostu niemoralne. Czy krew w żyłach mieszkanek zamarza-może Pan sprawdzić osobiście.
Jeśli wie Pan o nieprawidłowościach- proszę zawiadomić odpowiednie instancje. Telefon do mnie wisi na tablicy ogłoszeń w korytarzu schroniska /z adnotacją, że w sprawach spornych można do mnie dzwonić o każdej porze i co więcej-personel schroniska ma obowiązek udostępnić aparat telefoniczny/. Telefony do RPO, prokuratury i ew. władz Miasta, które częściowo dotuje ten dom-znajdzie Pan bez trudu.
Poszukiwanie sensacji żerujące na najsłabszych metodami podsłuchów, nakłaniania za pieniądze ludzi do świństwa - jeśli można wejść i porozmawiać z każdym, pachnie paranoją. Choć od długiego czasu wszelkie granice przyzwoitości zarówno w sztuce dziennikarskiej jak i w relacjach międzyludzkich zostały przekroczone, ja się na to nie godzę. Dlatego nie podaję nazwy gazety, ani pańskiego nazwiska.
A może zamiast marznąć bez moralnego sensu pod naszymi drzwiami, wziąłby się Pan za robotę. Wszak zima, miejsc nie ma, ludzie na ulicach marzną, każde ręce się przydadzą. U nas też. Zapraszam.
A ku przestrodze- pewna stara, więc mogę upublicznić, historyjka.
Do naszego domu w Jankowicach trafiło małżeństwo z dzieckiem. Ona- niby niewidoma, zwolniona warunkowo z więzienia, on lekko upośledzony umysłowo, dziecko ok. roczne. Udawanie ślepoty niezbyt dobrze szło, bo jak trzeba było ganiać z nożem po korytarzach, to widziała lepiej niż ja.
Ona- siedziała za podwójne morderstwo, chyba ktoś z rodziny i policjant. On spokojny, nie karany. Ona psychopatka, nocami latała z nożem po korytarzach, przykładała nóż do szyi śpiącego męża, dziecko karmiła jakimiś substancjami tak, że lądowało w szpitalu. On zastraszony i bezradny, zmanipulowany.
Mimo naszych monitów i monitów szpitala, w którym dziecko leczono- służby sprawą zająć się nie chciały. W końcu otworzyłam drzwi/było lato/ i wyprosiłam, bo baliśmy się o życie pozostałych mieszkańców. Miała adresy innych schronisk. zawiadomiliśmy pomoc społeczną.
Najpierw pani wezwała policję: biedna matka wyrzucona na bruk! Panowie przyjechali napaleni, ale jak się dowiedzieli o przeszłości i teraźniejszości kobiety, odjechali. Po kilku dniach zadzwoniła rozgorączkowana dziennikarka z telewizji. Żądała, żebym przyjechała do studia i toczyła dyskusję z naszą psychopatką, przedstawiającą się jako ofiara. Pomysł świetny, żeby mnie wrobić! Istnieje bowiem ochrona danych osobowych i mam zamkniętą gębę, albo proces sądowy o naruszenie dóbr, jeśli zdradzę dziennikarce lub publicznie historię tej kobiety. O czym nasza "ofiara" doskonale zresztą wiedziała, bo była równie porąbana, co bystra. Poradziłam tylko dziennikarce, żeby przepytała dobrze panią o jej przeszłość i - jeśli jej ktoś takie dane udostępni, zadzwoniła do szpitala i ew. więzienia. Podejrzewam, że wypuszczono ją warunkowo, bo nawet tam nie mogli z nią wytrzymać, a dziecko zrobiła sobie z upośledzonym człowiekiem, żeby na nich obu żerować. Nie wiem, co się nimi stało, ale do dzisiaj myślę o dziecku.
***
Tekst pierwotnie ukazał się na blogu: siostramalgorzata.chlebzycia.org
Skomentuj artykuł