Bezdomny wyrzucony z przedsionka kościoła
Nikomu nie wadził, oprócz hm…kapłana Bożego zatroskanego widać o dobry wizerunek Kościoła i kościoła. Słusznie, przecież nie będzie nam taki świątyni bezcześcił swoim brudnym ubraniem i połamanym życiem.
Pewna pani dotarła do schroniska dla kobiet w stanie "ogólnym złym". Nasze dzielne młode kadry dały z siebie wszystko: wymyć, odwszyć, ubrać. Pani miała rany na nogach. Dziewczyny zaalarmowały Renię i ta zabrała ją do siebie czyli domu dla chorych. Opatrunki zrobiła. Klapki - rozlepki na nóżki włożyła. Plastikowe te klapeczki w ilościach kilkadziesiąt tysięcy sztuk przekazali nam niegdyś celnicy. Chwała im za to, że nie wyrzucili, bo choć rozlepiają się szybko, to mamy jeszcze trochę zapasu. Dzionek minął spokojnie, ale tylko jeden. W następnym pani, zjadłszy przy obiedzie salaterkę ziemniaków przeznaczoną dla kilku osób, wybyła w klapeczkach i różowym sweterku w świat. Jako, że wszelkie służby rozpoznają naszych uciekinierów po klapkach, to pewnie niebawem zajedzie radiowóz z paczuszką - "mamy waszą mieszkankę."
Błażej przywiózł w noc ciemną do Jankowic pana. Z Krakowa go wiózł. Prawie zwłoki. Odwszony, umyty, przebrany i najedzony /pan, nie Błażej, choć i on także nakarmiony został przez Tamarę, a myć się myje sam/, położony do czystego łóżeczka westchnął biedak: "Jak w niebie". Ze względu na stan nóg trzeba było gościa przerzucić do domu dla chorych. Akurat Jarek przyjechał z Warszawy i zabrał. A Błażej stwierdził : "Przyszedł na Zupę na Plantach i byłbym h…jem*, gdybym go w takim stanie zostawił i poszedł do domu spać".
Młodzi rozumują prosto i słusznie: albo się jest człowiekiem, albo ……..Cóż, język może niezbyt teologiczno-zakręcono-wykwintny, ale sens każdy zrozumie. Nie żadne tam "posługiwanie", "ordo caritatis" czy inne dywagacje typu: a może nie zasłużył, a może zaraz sobie pójdzie, a może by tak ….bo przecież tyle jest ludzi w potrzebie itp. Dzisiaj ktoś z nas był świadkiem dość brutalnego wyrzucenia człowieka bezdomnego z przedsionka kościoła. Stał pokornie i żebrał. Nikomu nie wadził, oprócz hm…kapłana Bożego zatroskanego widać o dobry wizerunek Kościoła i kościoła. Słusznie, przecież nie będzie nam taki świątyni bezcześcił swoim brudnym ubraniem i połamanym życiem.
Ci, co takie rozważania językiem pięknym, choć dla zwykłego śmiertelnika niezrozumiałym prowadzą, zwykle dalecy są od chęci do nocnej jazdy samochodem z brudnym i śmierdzącym facetem lub czyszczenia wszy z głów nieszczęsnych, chorych i uzależnionych kobiet. Miłosierdzie pokazało się na Krzyżu, a Zmartwychwstanie było potem. I nam zlecił Chrystus zmartwychwstawać w drugim człowieku łamiąc jego Krzyż. Przy okazji nieco tego Krzyża unieść trzeba.
*Sorry, ale nigdy nie wiem czy to słowo pisze się przez "h" czy "ch". I już się pewnie nie nauczę. Brak okazji do intensywnych ćwiczeń.
Nad-obowiązkowo
Pewnego razu do miasta Strzyżowa przyszedł biedny żebrak chcąc tam spędzić szabat, a tym biedakiem był Mesjasz. Musiał zatrzymać się w nędznej szopie za miastem, ponieważ nikt nie wpuścił go do swojego domu. Powierzył więc swój tłumoczek piekarzowi i udał się do synagogi. Ale wyrostki z miasta naigrawały się z niego i odpędzały go, tak, że nie mógł pomodlić się ze wspólnotą.
Pod koniec szabatu rabbi ze Strzyżowa zaprosił swoich uczniów na posiłek. Także i biedak poszedł z nimi. Ale również i tam chłopcy żartowali sobie z niego i dręczyli.
A wtedy rabbi, który nie mógł dłużej znieść tego widowiska podniósł się i rzekł do biedaka: "Idź do rabbiego Dawida z Dynowa. Tam będziesz mógł jeść i pić ile chcesz."
Ale biedak odpowiedział: "Nie przyszedłem tu jeść ani pić, ale słuchać Tory."
Wówczas rabbi, czerwony z wściekłości, wygnał go, aby nie mącił spokoju posiłku.
Kiedy skończyła się wieczerza, rabbi zastukał do domu rabbiego z Dynowa, który był jego ojcem. Nikt nie otwierał, ale słyszał, że ojciec z kimś rozmawia na temat tajemnic Tory.
Rankiem zapytał ojca: "Z kim rozmawiałeś zeszłej nocy?"
"Z tym biednym żebrakiem-odparł ojciec-A wiesz kto to był? Mesjasz, Syn Dawida".
Na te słowa rabbi ze Strzyżowa zemdlał. Kiedy się ocknął, zaczął szukać żebraka po całym mieście, ale nigdy go nie znalazł. / wg. Daniel Lifschitz "Z mądrości chasydów" wyd. Jedność
* * *
Tekst pierwotnie ukazał się na blogu: siostramalgorzata.chlebzycia.org
Skomentuj artykuł