Biblijny coming out
Dziennikarz mediów katolickich, po pięciu latach studiów teologicznych na UPJP2 (z epizodem na KUL-u), przyznaje publicznie, że nie przeczytał Biblii. Z jednej strony to żenujące. Bo czym jest tych kilkaset stron, w stosunku do setek tysięcy, które przeczytał na studiach a później w pracy? Z drugiej strony jego odwaga może wzbudzać szacunek. Bo który zaangażowany katolik przyzna się publicznie, że nie przeczytał najważniejszych Słów w jego życiu i postanawia coś z tym zrobić?
Z nieco podobną sytuacją zetknąłem się, gdy w Roku Wiary rozmawiałem z profesorem katechetyki. Przyznał, że nie przeczytał Katechizmu Kościoła Katolickiego od deski do deski. Jest jednak kilka różnic między Pismem Świętym a KKK. Ten ostatni jest tylko dokumentem kościelnym, który wprawdzie często odwołuje się do Bożego Słowa, ale nie jest nim sensu stricto. KKK jest syntezą doktryny i moralności Kościoła katolickiego i z pewnością można go przeczytać od A do Z, ale częściej sięga się po jego konkretny punkt, który może odpowiedzieć na jakieś wątpliwości czy problem codziennego życia. Biblię też można tak czytać, ale traci się w ten sposób kontekst całości poszczególnych ksiąg czy przynajmniej opowiadanych w nich ludzkich historii.
Dlatego bardzo cieszą pojawiające się co rusz to nowe biblijne inicjatywy. Wspomniane na początku wyznanie dziennikarza padło w kontekście dołączenia przez niego do facebookowych akcji "Stary Testament w 1068 dni" i "Księga miesiąca". Pierwsza to dzieło świeckich, druga - popularnego biblisty ks. Wojciecha Węgrzyniaka. Obie zakładają lekturę jednego rozdziału Pisma Świętego każdego dnia. Zaczęli 1 stycznia od Księgi Rodzaju.
Swoją drogą obie inicjatywy są zupełnie oddolne. Pierwszą zainicjował ksiądz, ale przecież nie wynika to wprost z jego zawodowych czy duszpasterskich obowiązków. Druga zainspirowana została przez grupę świeckich. Rzeczy niewielkie, ale na tyle ciekawe, że przyciągnęły uwagę mediów - nie tylko katolickich (bo oprócz KAI zainteresowała się nimi telewizja publiczna) i nie wyłącznie polskich (bo akcje były również newsem dla włoskiej agencji katolickiej SIR).
Poświęcenie ok. 5 minut na lekturę Biblii każdego dnia - wbrew pozorom - nie musi być takie łatwe. Mnie zdarza się czytać dwa rozdziały we środę, bo mam zaległości z wtorku… Ale lectio continua ma wiele zalet. Przynajmniej jednokrotna lektura wszystkich ksiąg Pisma Świętego przygotowuje do sensowniejszego czytania na wyrywki czy uczestniczenia w Liturgii Słowa w czasie Mszy św. Poza tym czytelnik ma możliwość głębszego wejścia w konkretne biblijne wydarzenia, bo od początku do końca zna już historię Adama i Ewy, Noego, Abrahama, itd.
Żeby wyrobić w sobie nawyk trzeba daną czynność powtarzać przez 28 dni (tak twierdzi Brian Tracy). Na lekturę całego Pisma Świętego po rozdziale dziennie potrzeba 1328 dni. Z całą pewnością, najwytrwalszym uczestnikom akcji, systematyczna lektura wejdzie w krew. Miejmy nadzieję, że wspomnianemu dziennikarzowi również.
Skomentuj artykuł