Biskup Rzymu u spowiedzi
Trochę to dla mnie dziwne, tego się nie spodziewałem, więc sprawdziłem dwa razy. Ale im bardziej sprawdzałem, tym bardziej w dziale opinii DEON.pl nie było komentarza do spektakularnego wydarzenia z minionego piątku.
Biskup Rzymu Franciszek tego dnia, w czasie nabożeństwa rozpoczynającego święto przebaczenia pod hasłem "24 godziny dla Pana Boga", na oczach zgromadzonych w Bazylice św. Piotra i przed obiektywami kamer przystąpił do spowiedzi. Wydarzenie było spektakularne, ale z pewnością nie o widowisko w nim chodziło.
Zastanowiło mnie, dlaczego w tej sprawie nikt na portalu DEON.pl nie pokusił się o dłuższy komentarz czy felieton. Czy dlatego, że publicyści uznali, iż wbrew sensacjom czynionym wokół tego faktu przez znaczną część mediów świeckich, jest to zdarzenie bez szczególnego znaczenia? A może doszli do wniosku, że komentowanie w pewnym sensie "publicznej" spowiedzi Następcy św. Piotra jest zbyt ryzykowne, bo łatwo rzecz całą spłycić i pozostać na mieliźnie emocji?
W obydwu przypadkach ci, którzy świadomie powstrzymali się od skomentowania widoku Franciszka nie jako spowiednika, lecz jako penitenta, moim zdaniem, nie mają racji.
Jestem przekonany, że "publiczne" pójcie aktualnego biskupa Rzymu do spowiedzi nie jest zdarzeniem bez znaczenia. To zdarzenie wielkiej wagi, choć być może uświadomienie sobie tego przez wspólnotę Kościoła powszechnego wymaga czasu i wytężonej refleksji. Jest to fakt o ogromnym znaczeniu nie tylko ze względu na możliwość postawienia podchwytliwego pytania: Kto widział księdza u spowiedzi?. No, może jeszcze na Jasnej Górze nie jest to widok rzadki, ale w parafii? Jak wielu widziało swojego proboszcza klękającego u kratek konfesjonału i to w "swoim" kościele? Albo biskupa, który spowiada się w swojej katedrze? Niedawno pewien dziennikarz opowiadał mi, że usiłował ustalić, którzy biskupi pełnią stały dyżur w konfesjonałach i w kilku kuriach powiedziano mu, że takie pytanie to atak na Kościół. Co by usłyszał, gdyby zaczął szukać biskupów systematycznie się spowiadających tak, jak zdecydowana większość wiernych w konfesjonale stojącym pod ścianą świątyni? Wolę się nie domyślać.
Zdaję sobie sprawę, że to nie jest prosta kwestia. W końcu wiem, gdzie i jak sam się spowiadam i ilu ludzi miało szansę zobaczyć mnie w kolejce do spowiedzi mając wiedzę, że jestem księdzem...
Najprostsza interpretacja spowiedzi Franciszka, jaka się nasuwa, to pokazanie, że wszyscy jesteśmy grzesznikami, nawet Następca św. Piotra. I danie przykładu. W ciągu minionego roku biskup Rzymu wielokrotnie wypowiadał się o sakramencie pokuty i pojednania, nie tylko zachęcając do korzystania z niego, ale również wyjaśniając księżom i wiernym świeckim, czym spowiedź być powinna, a czym nie. "Sakrament pokuty czy spowiedź jest niczym drugi chrzest, który odsyła zawsze do pierwszego, by go umocnić i ponowić" - wyjaśniał, na przykład, w listopadzie ubiegłego roku. "Spowiedź nie jest posiedzeniem w sali tortur, lecz świętowaniem, by uczcić dzień chrztu". A w tym roku, w lutym, przekonywał: "Mówię wam, za każdym razem, kiedy się spowiadamy, Bóg nas obejmuje w uścisku, wyprawia ucztę".
Myślę, że Franciszek spowiadający się w taki sposób, że mógł to zobaczyć cały świat, niesie także inne przesłanie. To kolejny krok na drodze prowadzącej do bardzo ważnej zmiany. Zmiany nie tylko obrazu duchowieństwa, ale przede wszystkim jego faktycznego usytuowania we wspólnocie wierzących. Kolejny akt przypominający, że księża i biskupi nie są wyłączeni z Ludu Bożego, lecz stanowią jego część. Że jako grzesznicy są równi wiernym, powierzonym ich pasterskiej posłudze. Że święcenia nie czynią ich nadludźmi. Franciszek bardzo dużo razy sygnalizował, że uważa tę zmianę za potrzebną i istotną. Przy czym nie ma wątpliwości, że zmienić się musi sposób postrzegania obecności duchownych w Kościele zarówno przez świeckich, jak i przez księży i biskupów.
Skomentuj artykuł