Boże Narodzenie było we wtorek
Tak mnie wkurzył, że chciałam włączyć tryb dystansu. Zgłosiłam Bogu reklamację i pytałam Go, gdzie powinien być limit w kochaniu, bo moja bateria przestała działać. Nie zwlekał z odpowiedzią.
Tryb dystansu polega na rozmawianiu tylko wtedy, kiedy trzeba, bez patrzenia w oczy, z udawaniem, że wszystko mi jedno. Daje czas na poradzenie sobie z emocjami i odrobienie zadania z empatii - próbę zrozumienia czyjejś perspektywy. Jego wydawała mi się wtedy odległą galaktyką. W myślach ustalałam, jak daleko poza progiem mojej cierpliwości jestem po raz kolejny*.
Miłość. Wersja nielimitowana
W głowie, dosyć cicho, ale jednak słyszałam słowa Jezusa o nieprzyjaciołach i wyobrażałam sobie, jaką minę mógł mieć Piotr, kiedy dowiedział się, ile razy ma wybaczać. Zgłosiłam Bogu reklamację i pytałam Go, gdzie powinien być limit w kochaniu, bo moja bateria przestała działać.
Weszłam do Dominikanów i usłyszałam zdanie: "miarą miłości jest miłość bez miary". Boże, jakie to trudne! Choć dziękowałam Mu za natychmiastową reakcję, wiedziałam, że należy ona do kategorii: trudne, boli, szansa. Słowne ciosy nie tak łatwo zapomnieć, a wybaczanie "przed zachodem słońca" bywa wyzwaniem.
Zanim skończył się tamten dzień, historia zdążyła jeszcze mieć dobre zakończenie. Od znajomej, której streściliśmy wieczór, usłyszeliśmy: "Boże Narodzenie!".
Bo Bóg wybaczył nam pierwszy, bo nie jest tym zmęczony ani nami zniesmaczony, mimo że więcej niż 77 razy czujemy się w życiu tak jak syn, na którego On nie może się doczekać. Stoi na drodze i tęskni. Ani się nie obraża, ani nie wybucha świętym oburzeniem. Nie krzyczy wkurzony, że nie będzie więcej miłości. Nie wypomina, nie wymyśla mądrych kar i nie prawi kazań. Robi imprezę, daje pierścień i kocha.
"Wcielanie" w końcu pasuje jak ulał
Takie kłótnie jak nasza to okazje na sprawdzanie, czy chce nam się próbować żyć Ewangelią. To szanse na "wcielanie Słowa". Choć na polonistyce słowo "wcielać" było znienawidzone, a wykładowcy z nieukrywanym triumfem analizowali wypowiedzi polityków zapewniających o "wcielaniu w życie" obietnic, to w kontekście Słowa, które staje się Ciałem, wreszcie pasuje mi jak ulał!
"Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo (...). Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi (...). A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę (...). Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali - łaskę po łasce" (J 1,1.3.14.16).
Kiedyś nie umiałam uwierzyć, że zdania z Biblii mają właściwość działania "tu i teraz". Że kiedy Bóg mówi, to wszystko naprawdę się staje. Kosmiczne i naiwne wydawało mi się myślenie, że Słowo Boga może spełniać się, kiedy akurat je czytam.
Czyli kiedy np. czytałam "będziesz jak zroszony ogród i jak źródło wody, co się nie wyczerpie" (Iz 58,11), to myślałam, że to fajne i ładne, ale w głowie mi się nie mieściło, że On mi to może właśnie w tym momencie obiecywać. A On tak właśnie robi. Jednym swoim Słowem może wszystko zmienić. Tyle razy udowadniał, że może.
Kiedy coś się sypie
Komentarz koleżanki, o której wspomniałam wyżej, uświadomił mi, że zawsze wtedy, gdy w codziennych zawirowaniach Słowo staje się Ciałem, jest Boże Narodzenie. Przykładowo, kiedy wszystko się sypie, a czytamy: "w każdym położeniu dziękujcie" (1 Tes 5,18) i jakoś znajdujemy powód do wdzięczności, i łapiemy się nadziei, że On nas przecież nie wypuszcza z rąk. Albo kiedy czujemy, że zdolność kochania nagle się nam zepsuła, ale przypominamy sobie obietnicę: "dam wam serce nowe, ducha nowego tchnę do waszego wnętrza"(por. Ez 36,26) i jednak próbujemy.
Kiedy mimo okoliczności, które wskazują, że jest beznadziejnie, wierzymy, że "minęła już zima, na ziemi widać kwiaty i przestał padać deszcz" (por. Pnp 2,11-12), więc warto zrobić jakiś krok i wyjść z domu zamiast spędzić weekend w łóżku z serialami. Gdy w zgiełku miliona spraw i słów słyszymy jak Adam w raju: "gdzie jesteś?" albo to, co Zacheusz: "DZIŚ chcę się zatrzymać w Twoim domu".
Kiedy znowu zapomnieliśmy, że można Go wpuścić nawet do zabałaganionej głowy, bo "troszczymy się i niepokoimy o zbyt wiele", a "najlepsza cząstka" gdzieś nam umknęła (por. Łk 10,41 -42).
Kończy się Adwent, a Bóg nieprzerwanie szuka nas jak Adama w raju i oferuje spotkanie, które może zrobić w życiu dobrą rewolucję jak u Zacheusza. Pewnie chciałby chociaż na chwilę zobaczyć w nas Marię, która nie przejmuje się bałaganem albo niezałatwionymi sprawami, tylko siada u Jego stóp lub rzuca Mu się na szyję. Bo nie trzeba wcale czekać na Niego do poniedziałku.
Mrożone pierogi i za duża piżama
Lubię świąteczne zabieganie, śmieszy mnie za duża i średnio ładna piżama pod choinką, nie uważam, że przepełnione ludźmi sklepy to coś niepokojącego. Uśmiecham się do Last Christmas, które słychać już od listopada i do wymienianego między nieznajomymi "wesołych świąt", choć wiem, że to raczej slogan.
Uwielbiam telefony koleżanki, która już od tygodnia lepi pierogi, potem mrozi, żeby przed wigilią zdążyć, albo ekscytację tych, co są bohaterami (!), bo tak się zawzięli, że na roraty wstają codziennie i nie ma taryf ulgowych.
25 grudnia to ważny dzień, bo warto sobie przypominać, co robi dla nas Bóg, żeby być blisko i żebyśmy się Go nie bali. Pomyśleć, jak rozbrajająca jest ta miłość. Tylko żeby nie przegapić Go dzisiaj. W sąsiedzie, który trochę nas wkurza, w koleżance z biurka obok, której wolelibyśmy nie spotkać w tej pracy, w martwieniu się, że z zaplanowanymi do upieczenia ciastami nie wyrobimy się nawet do stycznia, a w sercu i głowie to dopiero mamy bałagan.
To nic! On nas lubi mimo niedoskonałości. I nie mam wcale na myśli tego, że warto spocząć na laurach i przestać się starać, tylko żeby zacząć od spotkania z NIM.
Przyjdź, chociaż mam bałagan
"Bóg może spotkać cię w każdym czasie, niezależnie od tego, jak dziwne mogłyby być okoliczności. Do tego, by doświadczyć Boga, twoje codzienne życie nie musi być doskonale zorganizowane. Twój duchowy dom nie musi być wysprzątany, by Bóg chciał do niego wejść.
W Ewangeliach Bóg bardzo często spotyka ludzi w samym środku ich pełnego zajęć życia (…). Bóg mówi zajętym, zestresowanym i przerażonym ludziom: «Jestem gotowy spotkać się z wami, jeśli tylko wy jesteście gotowi na spotkanie ze mną».
Jeśli Bóg spotyka cię tam, gdzie jesteś, oznacza to, że właśnie tam jest dobre miejsce na spotkanie z Bogiem. Nie musisz czekać do momentu, w którym twoje życie się ustabilizuje (…).
Nie musisz czekać do momentu, w którym przezwyciężysz swoje grzeszne nawyki, staniesz się bardziej «religijny» lub będziesz umiał «lepiej» się modlić. Nie musisz czekać na żadną z tych sytuacji. Bóg jest gotowy już teraz". (James Martin SJ, Jezuicki przewodnik po prawie wszystkim).
Przyjdź, chociaż mam bałagan. Przyjdź i ożyw w nas miłość, Jezu. Marana tha!
* Jezus zaprasza do kochania tych, z którymi bywa trudno, jednak nie chciałam w felietonie zachęcać do trwania w toksycznych relacjach i opisana przeze mnie taką nie jest. Jako chrześcijanie mamy kochać też siebie. Na wszelki wypadek tutaj >> znajdziecietekst Marii Krzemień o tym, jak dbać o swoje granice dla dobra własnego i drugiej osoby.
Edyta Drozdowska - redaktorka DEON.pl, prowadzi dział Inteligentne Życie
Skomentuj artykuł