Brak ubóstwa pokazuje, że coś nie gra w Kościele
Zracjonalizowaliśmy sobie bogactwo, nieruchomości, aktywa i pasywa w Kościele - stworzyliśmy sobie do tego nową teologię - inną niż ta, którą głosi Jezus. I prawdopodobnie dlatego, nie uzdrawiamy i nie wyrzucamy złych duchów. Staliśmy się bardziej urzędnikami niż apostołami.
"Dał im też władzę nad duchami nieczystymi i przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. «Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien»".
To jest, i chyba powinna być, niezwykle niewygodna Ewangelia - zwłaszcza dla głoszących Słowo dzisiaj. Bo, jako żywo, prezbiterów i biskupów, którzy dzisiaj wyrzucają złe duchy, uzdrawiają i w praktyce "nic" nie mają, można pewnie łatwo policzyć. W krajach misyjnych i biednych ta sytuacja wygląda pewnie nieco inaczej - bliżej ducha ewangelicznego. Ale w Europie (Polsce) i Stanach?
To jest niepokojąca Ewangelia. Jak sobie tłumaczymy, że dzisiaj jest inaczej? Przyznam, że pierwszym moim odruchem jest to, że kim ja jestem, bym miał uzdrawiać i wyrzucać złe duchy? A może nie wierzę, że to w ogóle możliwe? Kiedyś może i tak, ale teraz?
Podobnie z ubóstwem i z ubogimi środkami.
Właśnie to, że brakuje ubóstwa, że tak mało jest uzdrawiania i wyrzucania złych duchów (nie zawsze chyba chodzi o egzorcyzmy), pokazuje, że coś nie gra w Kościele. Mamy daną moc, ale jej nie używamy - jak powiedział jeden z moich świeckich przyjaciół. Jasne, że sakramenty też dają moc uzdrawiania, uwalniają od zła. Ale czy o to chodziło Jezusowi?
Stosujemy mnóstwo racjonalizacji, by ta Ewangelia nie stawała się dla nas wyrzutem i wezwaniem do zmiany myślenia i postaw. Najczęstsza taka, że przecież wysłani uczniowie byli blisko Jezusa, wtedy wszystko było bardziej żywe. Odległość czasu i doświadczenia wszystko jakoś oziębiła. Albo że wyrzucanie złych duchów i uzdrawianie to sprawa sakramentów. Albo że nie mamy wystarczającej wiary - ta argumentacja jeszcze jest przekonująca. Albo że chodzi o sens duchowy. Ale czy tylko o to chodzi?
Brak ubóstwa tłumaczymy sobie też tak, że przecież teraz inny jest świat. Wtedy to ludzie niewiele różnili się statusem od uczniów i apostołów, a teraz jest znacznie lepiej i należy się do nich dostosować. To też jest blef, bo ubóstwo i proste środki zawsze mają być znakiem, zwłaszcza w krajach bogatych. Ale prawda jest taka, że tutaj Kościół w swoich przedstawicielach dostosował się do świata. Więcej, często duchowni żyją znacznie lepiej i wygodniej niż przeciętni ludzie. I ciekawe, jaki się podaje powód: przecież biskup, ksiądz, papież nie może być dziadem. Ręce namaszczone, zajmuje się świętymi sprawami, a ma żyć w lepiance i chodzić w jednej sukni? Nikt nie weźmie ich na poważnie. Naprawdę?
Jakie oburzenie przetoczyło się przez katolicki świat, gdy papież Franciszek w ramach znaku nie chciał zamieszkać w pałacu i nie chciał jeździć bardziej okazałym samochodem. Wielu duchownych krzyczało, że to przekreślanie powagi urzędu, że to ujma na honorze biskupa i papieża. Papież ciągle mówi, że mamy być ubodzy i dla ubogich, ale to łabędzi śpiew. Tak bardzo zżyliśmy się z tym światem. A w praktyce krzyk i krytyka Papieża to po prostu obrona przed zmianą stylu życia. W Kościele jeśli nie chcemy czegoś zmienić, to tworzymy odpowiednie pobożne i wzniosłe uzasadnienia, które chronią przed nawróceniem. Stosujemy wtedy na potęgę duchowe znaczenie tekstu, nie literalnie, bo przecież nie jesteśmy fundamentalistami itd.
Zracjonalizowaliśmy sobie bogactwo, nieruchomości, aktywa i pasywa w Kościele - stworzyliśmy sobie do tego nową teologię - inną niż ta, którą głosi Jezus. I prawdopodobnie dlatego, nie uzdrawiamy i nie wyrzucamy złych duchów. Staliśmy się bardziej urzędnikami niż apostołami. Kościołowi bardzo zaszkodziła monarchia, a to nie to samo co hierarchia. Zwyczaje monarchiczne, przepych i podległości na wzór króla, księcia i poddanego dobrze się zadomowiły w Kościele. A to nie ma nic wspólnego z ubóstwem. Bogactwo w przypadku króla i monarchy ma mu przydać autorytetu i powagi, ale to jest światowe myślenie. Autorytet i władza duchownego nie pochodzi od pieniędzy, tytułów i posiadania, tylko od samego Chrystusa. Celem ubóstwa jest to, by nie budować przepaści między głoszącym Słowo a słuchającym, by status nie oddalał ludzi od siebie. A po drugie, dla bogatych jest to znak, że istnieje coś więcej, że nie wszystko zależy do majątków i pieniędzy. Jeżeli żyję wystawnie, trudno w ogóle pójść do biednego, obdartego, śmierdzącego. Ale i sam biedny boi się podejść do pachnącego, świetnie ubranego, mieszkającego w willi i jeżdżącego bryką.
Wyrzucanie złych duchów, uzdrawianie, głoszenie Dobrej Nowiny idzie w parze z ubóstwem. Jeśli tego drugiego zabraknie, nie będzie także tego pierwszego.
Tekst oryginalnie ukazał się na Facebooku Dariusza Piórkowskiego SJ.
Skomentuj artykuł