Co jest ważniejsze - autorytet Kościoła czy nasze sumienie?
W ciągu tygodnia rozmawiałam z wieloma znajomymi, zadając konkretne pytanie: jak myślisz, czym powinniśmy się przede wszystkim kierować, własnym sumieniem czy autorytetem Kościoła? Jak znaleźć złoty środek?
To zależy
Często spotykałam się z podobnym początkiem odpowiedzi: to zależy. To zależy, trudno mi powiedzieć tak ogólnie, to indywidualna sprawa każdej osoby. Nie spotkałam nikogo, kto powiedział: ma być tak i tak, bez względu na sytuację i historię konkretnej osoby.
Kiedy rozmawialiśmy o konkretach, każdy miał inne intuicje, które wynikały z indywidualnych doświadczeń. Inaczej rozpatrują poszczególne kwestie ludzie żyjący w małżeństwie, inaczej samotni, a jeszcze inaczej ci, którzy są w trakcie unieważniania małżeństwa. To są konkretne historie, które prowadzą nas do różnych wniosków.
Najważniejsza jest miłość
W głowie utkwiła mi szczególnie jedna rozmowa. Kolega zapytał mnie, które przykazanie jest najważniejsze? Na które Jezus zwraca szczególnie uwagę? "Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali»" (J, 13, 34-35).
Bóg wymaga od nas przede wszystkim miłości, miłości do drugiego człowieka i do Niego, i to z niej powinny wynikać późniejsze decyzje.
Czy to, na co się decyduję, jest wyrazem miłości do drugiej osoby? Czy to nas do siebie zbliży, czy oddali? Czy moja decyzja może przynieść dobro?
Nie będziemy całkowicie pewni każdej decyzji, to jest niemożliwe. Będziemy czuli albo bardziej sercem albo bardziej rozumem, co chcielibyśmy zrobić, ale tak naprawdę "po owocach ich poznacie" (Mt 7, 16).
Przykazania to drogowskazy
Mamy dziesięć przykazań, które są dla nas drogowskazami. Pokazują jak żyć, jak traktować innych i jak traktować Boga. Ponad nimi mamy nowotestamentowe przykazanie miłości. Każda nasza indywidualna sytuacja życiowa może nas trochę oddalić albo trochę przybliżyć od tych drogowskazów.
Spotkałam się z takim stwierdzeniem: chrześcijaństwo to nie religia prawa, ale religia miłości. Jak odnaleźć swoje miejsce w Kościele, kiedy jesteśmy w trakcie unieważniania małżeństwa? Jak postępować, kiedy mamy różne podejścia do współżycia seksualnego w małżeństwie? Co jest ważniejsze, autorytet Kościoła czy jedność małżeństwa? To nie są łatwe pytania, z którymi boryka się wielu wierzących.
Każdy ma swój sposób postępowania
Każdy ma własną intuicję, własne sumienie i podejmuje decyzje takie, jakie uważa za najlepsze dla siebie. Czy to źle? Myślę, że warto się zastanawiać, dlaczego myślimy, że coś jest dobre, a co złe? Jak ukształtowane jest nasze sumienie? Przecież Bóg dał nam wolną wolę, żebyśmy z niej korzystali, także w sytuacjach dylematów.
Kiedy nie jesteśmy pewni, spróbujmy porozmawiać z przyjaciółmi, ze wspólnotą, zaprzyjaźnionym księdzem. Do dzisiaj pamiętam, kiedy poprosiłam jednego kapłana o poradę, pytając go: bracie, jak powinno być? A on mi odpowiedział: ja właściwie mogę tylko cię wysłuchać, powiedzieć, co Kościół mówi na ten temat i dlaczego, co ja o tym myślę, ale decyzję i tak podejmiesz sama.
Kościół jest jeden
Pamiętajmy, że Kościół wiele spraw określa bardzo konkretnie, niektóre nas dotyczą, inne nie. Niektórych nie rozumiemy i nieraz się na nie nie zgadzamy, inne są dla nas zrozumiałe i dobre. Dlaczego Kościół określa tak konkretnie? Dlatego, że jest jednym głosem. Gdyby powiedział tylko, że możemy coś robić jak chcemy, mógłby powstać chaos.
Nie zawsze jesteśmy w stanie dopasować indywidualną sytuację do konkretnego prawa, dlatego też papież Franciszek proponuje przede wszystkim towarzyszenie wiernym, np. osobom rozwiedzionym.
W Amoris Laetitia czytamy: "Trzeba przede wszystkim wysłuchać i dowartościować cierpienie tych, którzy doświadczyli niesprawiedliwie separacji, rozwodu lub porzucenia albo zostali zmuszeni, wskutek maltretowania przez współmałżonka, do zerwania pożycia.", potem dodaje: "osoby rozwiedzione, które jednak nie zawarły nowego związku małżeńskiego, będące często świadkami wierności małżeńskiej, trzeba zachęcać do znajdywania w Eucharystii pokarmu, który wspiera je w ich stanie".
Nie jestem pewna
Możemy potraktować dylematy jako momenty wyłącznie wprowadzające chaos w nasze życie i w nasze spojrzenie na Kościół. Wydaje się, że znowu coś jest niejasne, że spotykamy za dużo zakazów i nakazów. Kiedy stykamy się tylko z prawem, nie jesteśmy w stanie z nim dyskutować.
Kiedyś usłyszałam takie zdanie, że dopóki nie jesteśmy pewni czegoś w wierze, to dobrze, bo to nas może zachęcać do nieustannego pogłębiania wiary, zadawania pytań i zastanawiania się nad tym, co proponuje nam Kościół.
Wbrew pozorom, dopóki nie jesteśmy czegoś pewni, dopóty jesteśmy otwarci na rozmowy. Niepokoją mnie ci, którzy są przekonani o swoim zdaniu w teorii. Później, kiedy stykają się z konkretną sytuacją i ona nie zgadza się z teorią, nie wiedzą co robić. Myślę, że warto rozmawiać o konkretnych dylematach, towarzyszyć konkretnym ludziom, szukać konkretnych rozwiązań.
Julia Płaneta - należy do wspólnoty Kurs Alfa u Kapucynów w Krakowie, współpracuje z portalem DEON.pl, prowadzi bloga wybieramymilosc.pl.
Skomentuj artykuł