Coś płaskiego
Czekając na wzniosłe i głębokie słowa, które wypełnią nam nie tylko uszy, ale również serca, umysły, media i pola interpretacyjne 3 maja, pomyślałem sobie przez przekorę, że dzień wcześniej warto by było skomentować coś płaskiego. Nawet nie płytkiego, tylko całkiem płaskiego, czyli pozbawionego jakiejkolwiek głębi.
Okazało się, że nie trzeba długo i daleko szukać. Coś traumatycznie płaskiego przylazło do mnie samo przez globalną sieć w postaci relacji z tego, co się w samego pierwszego maja działo w Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Oficjalnie był to ponoć kongres jakiejś partii, która nawet w nazwie ma zapisane, że istnieje po to, aby popierać swego założyciela. Nieoficjalnie były to najprawdopodobniej mistrzostwa (trudno ustalić jakiej rangi) w wypowiadaniu pod pozorem myśli i poglądów sformułowań płytszych niż głębokość płynu pomiędzy mikroskopowym szkiełkiem podstawkowym i nakrywkowym.
Na wspomnianej imprezie zabrał głos sam ojciec założyciel ugrupowania, czyli ruchu i ogłosił szereg prawd, nie wiadomo przez kogo mu objawionych. Na przykład takich: "Kapitalizm jest religią, jedną z najbardziej bezwzględnych, która tym, którzy mają gorzej, wmawia, że są temu winni". Albo: "Dziś już wiemy, że wolny rynek i wszyscy jego kapłani - z arcybiskupem Tuskiem, biskupem polowym Pawlakiem i papieżem kapitalizmu politycznego Kaczyńskim - że ci wszyscy ludzie nie dadzą rady dalej wmawiać nam, że wolny rynek stworzy miejsca pracy". Zaś swoje długie przemówienie wspomniany działacz zakończył, wygłoszonymi na tle utwory Johna Lennona "Imagine", słowami: "Zmieńcie oblicze ziemi, tej ziemi!" (młodszym za Wikipedią wyjaśniam, że "Imagine" to utopijna piosenka napisana i wykonywana przez Johna Lennona na jego albumie z 1971 o tym samym tytule. Lennon napisał ją jako piosenkę antyreligijną, antynacjonalistyczną, niekonwencjonalną i antykapitalistyczną, jednak została zaakceptowana z powodu jej lekkiej formy).
"Facet ma chyba problem z religią" - skomentował cytowane wynurzenia partyjnego przywódcy (poważnie, człek istotnie ma w tym kraju, który szczyci się Konstytucją 3 Maja, taki status) znajomy specjalista od psychiki. "Biorąc pod uwagę, że jakiś czas temu wydawał uważane za religijne pismo i poniósł w tej branży klęskę, to nawet logiczne" - dodał spec.
Tak się złożyło, że chwilę później natrafiłem w sieci na krótką relację z wydarzenia pod nazwą "Roast Szymona Majewskiego". Znawcy tzw. stand-upu wiedzą, że "roast" to odwrotność benefisu - zaproszoną osobę zamiast chwalić, obraża się. Oczywiście na takim poziomie i w takim zakresie, w jakim uczestnicy przedsięwzięcia mają możliwości.
Program Szymona przestałem oglądać jakieś dwa i pół sezonu temu, a to dlatego, że źle znoszę oglądanie skakania na główkę do kałuży na betonowej płycie i zawsze po takim widowisku boli mnie głowa. Jednak z internetowej relacji dowiedziałem się, iż wspomnianemu szołmenowi daleko jeszcze pod względem płycizn do tych, którzy zabrali się za "rozbawianie" jego kosztem publiki w jednym z warszawskich klubów.
Jest jednak kategoria, w której znajdą godnego rywala. To kongresy partii, której uczestnicy pozdrawiają się między innymi sformułowaniem: "Witam was, naćpana hołoto". Tam owi dzielni stand-upowcy z pewnością zrobią furorę, a może nawet będą mieli szansę rozpocząć pełną sukcesów karierę polityczną. Tylko pewnie muszą się jeszcze trochę podszkolić w bon motach antykościelnych, antykatolickich, poniżających ludzi wierzących itp. Aha, i koniecznie przyswoić kilka cytatów z Jana Pawła II, żeby wyjść na takich, co to są w temacie obeznani i na bieżąco...
Skomentuj artykuł