Czas na byłych księży

Czas na byłych księży
Tomasz Ponikło

Księża, którzy odeszli z kapłaństwa, nie powinni być spychani na boczny tor. Eksi są w Kościele. Dlatego Kościół dzisiaj, zamiast ich marginalizować, powinien się na nich otworzyć.

Odejście popularnego dominikanina o. Jacka Krzysztofowicza, który w zakonie spędził ćwierć wieku, wywołało temat "porzuconych sutann". Teksty dotyczące tego problemu pojawiły się również na portalu DEON.pl. Jednak teraz, tak samo jak przy okazji głośnych medialnie odejść sprzed kilku lat, w tej debacie brak pewnej perspektywy.

DEON.PL POLECA

Brak spojrzenia w przyszłość. Dotykamy teraźniejszości: momentu odejścia. Wracamy w przeszłość: jak człowiek trafił i jak szedł drogą kapłańską. Ale co potem? Krzysztofowicz to jeden z nielicznych przypadków "medialnych odejść". Stanowią one znikomy procent wobec ponoć nawet niekiedy 60 kapłanów rocznie, którzy rezygnują ze swej drogi. Co się z nimi dzieje? Jakie jest ich miejsce w Kościele?

Co było, co jest…

Zacznijmy od przeszłości. Kiedy ks. Artur Stopka stawia szalenie trudne pytanie, czy ktoś w ogóle powinien być święcony, podzielam jego wątpliwości. Za dobrą monetę biorę natomiast postępowanie Benedykta XVI. Papież wykazuje wyraźną chęć uporządkowania tych spraw u źródła: na etapie rozeznawania powołania i elementarnych warunków do spełnienia, by kandydat mógł wstąpić do seminarium. Można wskazać na analogię do sakramentu małżeństwa. Papież - po krytycznym rozeznaniu genezy związków niesakramentalnych -stawia na jakość, a nie na ilość. Stawia na dobry początek, by ograniczyć liczbę złych zakończeń. Dlatego księży, którzy mają dzieci, chce widzieć wyłącznie jako ojców rodzin, a narzeczonych, którzy nie żyją wiarą, wręcz zniechęca do ślubu kościelnego.

Patrząc na teraźniejszość, widzimy, że odejścia są różne, nawet w przypadku księży szerzej znanych. Przyglądając się losom takich kapłanów w Polsce w ostatnich dwóch dekadach, można je krótko skategoryzować. Są to - po pierwsze - odejścia w ciszy. Jedne nieraz całkiem pozbawione rozgłosu, inne z pozostawionym anonimowo spokojnym komentarzem, jeszcze inne, choć ciche, to wystarczająco jasno zasygnalizowane opinii publicznej, np. tekstem w dużej gazecie. Są też - po drugie - odejścia z hukiem. Jedne łączą się z krytyką wiary jako takiej, drugie stanowią gest krytyki wobec Kościoła - te są jak fajerwerki. Są też wreszcie - po trzecie - odejścia istotne dopiero po fakcie. Nieraz stają się retorycznym narzędziem w rękach dawnego księdza, a dziś antagonisty Kościoła, czasem owocują pracą naukową, która daje wgląd w środowisko księży, niekiedy wynikają z budowania wiarygodności w przypadku nowego zaangażowania religijnego, lecz już nie katolickiego.

Ale co z przyszłością? Przyznam, że sam właściwie nie stawiałem sobie tego pytania, do czasu spotkania z pewnym biskupem. Nagłaśnianie odejść buntowników, a milczenie o odchodzeniu skruszonych, sprawia, że nawet wewnątrz Kościoła gubi się poczucie więzi i wspólnoty tworzonych na mocy wiary. Pojawiają się postawy wykluczające: "chciał, no to ma", "zdrajca", "niech sobie radzi".

…a co będzie

Biskup ten uświadomił mi, jak bardzo jest dziś potrzebne otwarcie się na kapłanów, którzy odeszli. Kościoła nie stać na to, by trzymać ich na dystans. W większości bowiem są to ludzie chcący nadal służyć Kościołowi, choć ze względu na konflikt, do jakiego dopuścili, już nie w swojej dawnej roli.

Po pierwsze: zwykle ich sprawy z Kościołem zostają przecież w pełni uporządkowane. Weszli w konflikt z dyscypliną kościelną, więc Kościół ich suspendował. Ale potem, udzielając dyspensy, to również Kościół zezwolił im na zawarcie sakramentu małżeństwa. Eksi są w Kościele! Niestety, nieraz pojawia się odruch wypychania ich poza wspólnotę, a nawet więcej: wyklinania…

Po drugie: w większości są to ludzie uformowani, doświadczeni, dojrzali w wierze. Posiadają określone umiejętności zdobyte przez doświadczenie i jednocześnie mają "zmysł kościelny".

Eksi nie mogą oczywiście brać udziału w sferze nauczania Kościoła. Ale istnieje szereg innych możliwości, by spożytkować ich najlepsze doświadczenie. Dawniej zdolny teolog - może np. służyć jakiemuś gremium swoją wiedzą. Niegdyś sprawny proboszcz - może np. prowadzić jakiś ośrodek rekolekcyjny. Poprzednio charyzmatyczny duszpasterz - może pracować np. z osobami chorymi.

***

Gdyby nie spotkanie z biskupem, który ma przecież za sobą niejedną rozmowę z tymi, którzy odejście rozważali - spełnili lub odrzucili - pewnie i ja nie patrzyłbym teraz w przyszłość. Jednak świadomość, że w całej liczbie eksów tylko mała część to ludzie, którzy obrali postawę buntu wobec Kościoła, czując się przezeń skrzywdzeni (a niekiedy do krzywdy przecież faktycznie doszło!), natomiast większość to osoby tak samo, albo i mocniej oddane swojej wierze po kryzysie, który przeszły - stawia wyraźnie problem zasad i możliwości ich obecności w Kościele. Oni nie mogą stać się "ofiarami" złej prasy, jaka się rodzi w efekcie przykrych medialnych odejść.

Żeby było jasne: mowa o tych, którzy zawiedli, ale swoje sprawy z Kościołem uporządkowali. Kiedy więc wielu z nich wraca jak syn marnotrawny, Bóg z pewnością wypatruje ich tak, jak dziecka z Łukaszowej przypowieści. Te sprawy rozgrywają się między Bogiem a człowiekiem. Ale co z Kościołem? Czy jako wspólnota nie przybieramy wówczas postawy drugiego syna: osądzającej, oskarżającej, i to nie tylko brata, ale nawet ojca?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czas na byłych księży
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.