Czemu powinniśmy kochać muzułmanów?

Czemu powinniśmy kochać muzułmanów?
(fot. PAP/EPA/YANNIS KOLESIDIS)

Muzułmańscy uchodźcy nie są zagrożeniem dla Kościoła. Nie grozi nam zalew dżihadystów, ani prześladowania. A katoliccy hierarchowie nie dążą do zabicia chrześcijaństwa w Europie.

Paweł Lisicki w swoim "Antyimigracyjnym manifeście" stwierdził, że apel Franciszka do europejskich parafii o przyjęcie uchodźców wskazuje na jego "utopijne pięknoduchostwo" oraz "brak związku z rzeczywistością".

Dla autora manifestu jest jasne, że "masowy napływ muzułmańskich rodzin do katolickich parafii jest prostą drogą do upadku i tak już mocno osłabionego chrześcijaństwa na Zachodzie". Pomijam już wnioski Lisickiego na temat polityki imigracyjnej oraz tego, jakimi motywami ta polityka ma się kierować.

O wiele bardziej istotne są bowiem dla mnie jego tezy na temat religii i wojny kultur: chrześcijaństwa i islamu.

Błędy manifestu

Sądzę, że Lisicki popełnił dwa podstawowe błędy. Z jednej strony bowiem powiela niewiedzę dotyczącą islamu, uznając, że istota tej religii tkwi w przemocy. Z drugiej zaś uznaje napływ uchodźców i imigrantów za zagrożenie dla istnienia chrześcijaństwa.

Z obu tych błędnych przekonań wynika prosty wniosek: napływ muzułmanów jest zaplanowany i ma na celu inwazję na Europę. To prawdopodobnie te dwa błędy są źródłem panicznej reakcji niektórych Polaków na napływ imigrantów i uchodźców z Azji. Tutaj też swoje niewyczerpane źródło mają "sprawdzone" newsy o uchodźcach: bandytach, zabójcach i gwałcicielach.

Nie mam wątpliwości, że kryzys imigracyjny wywoła konflikty i że przyniesie nieoczekiwane zmiany. Nie sądzę jednak, że jest to inwazja, przed którą należy się "bronić". Należy raczej się z nim zmierzyć.

Islam i godność osoby

Wróćmy jednak do "Manifestu". Paweł Lisicki pisze: "Dokładna obserwacja rozwoju sytuacji w krajach, gdzie już dzisiaj żyją duże skupiska wyznawców Allaha, nie pozostawia złudzeń: społeczności te bywają wylęgarnią terrorystów".

Dodaje również, że "islam, inaczej niż chrześcijaństwo, nie uznaje godności i wartości osoby ludzkiej. W samych źródłach tej religii, w Koranie i hadisach, znaleźć można wiele przykładów pochwały dla użycia przemocy wobec niewiernych".

Można pozazdrościć przenikliwości. Czy Lisicki, autor książki "Dżihad i samozagłada Zachodu", mógł napisać inaczej? Manifesty nie są od tego, by pogłębiać wiedzę czytelnika - mają pobudzić emocje, wzruszyć i zmusić do działania.

Znając islam z nieco innej strony, wiem, że jest inaczej. Choć dzisiaj lepiej mówić o agresji i przemocy płynącej z islamu, to jednak nie one są dla muzułmanów najważniejsze. Koran kilkakrotnie podkreśla jednak wartość ludzkiego życia, na przykład tu: "jeśliby kto uratował czyjeś życie, będzie to tak, jakby uratował życie całej ludzkości" (Koran, Sura 5:32).

Pojęcie dżihadu, które pomaga autorowi uzasadnić antymuzułmańskie przekonania, pochodzi z przedmuzułmańskiego prawa zemsty, nieobcego przecież i naszemu kręgowi cywilizacyjnemu.

Pojęcie to zostało zresztą zmodyfikowane. Wszystkie, nawet najbardziej radykalne szkoły muzułmańskie, odróżniają dżihad wielki (walkę duchową) od dżihadu małego (walki zbrojnej).

Islamowi zawdzięczamy również wprowadzenie waqfów, fundacji opiekujących się biednymi, niepełnosprawnymi, wdowami i niemuzułmanami. Prawdziwy muzułmanin podąża bowiem za słowami przypisywanymi Prorokowi: "Ludzie! Wasz Bóg jest jeden i jeden jest Wasz praojciec, Adam. Arab nie jest lepszy niż nie-Arab, zaś nie-Arab nie jest lepszy niż Arab. Biała osoba nie jest lepsza od czarnej, a czarna osoba nie jest lepsza od białej, chyba że w pobożności" (Hadis ze zbioru Mosnad Ahmad, n. 22978).

Czy takie słowa mógł wypowiedzieć ktoś, kto nie uznaje wartości osoby? Zresztą, zdaję sobie sprawę, że to Pawła Lisickiego i zwolenników jego "Manifestu" nie przekona.

Zawsze znajdzie się cytat lub opinia jakiegoś radykalnego muzułmańskiego imama, które potwierdzą wyobrażenia na temat imigrantów-najeźdźców. Zostawmy więc islam - autor "Manifestu" ma bowiem sporo do powiedzenia o chrześcijaństwie.

Wędrówka ludów?

"Miłuj bliźniego jak siebie samego - mówi chrześcijańskie przykazanie. To jednak nie to samo, co miłuj bliźniego swego bardziej niż siebie samego". Oczywiście, miłość człowieka nie może być bezgraniczna. Podejrzewam, że autor "Manifestu" wierzy w to, że nawet Bóg będzie zmuszony do ograniczenia swojego miłosierdzia wobec niedowiarków. I że spali ich dusze w ogniach piekielnych.

Aby podkreślić konieczność wprowadzenia granic dla chrześcijańskiego miłosierdzia, Lisicki odwołuje się do języka "walki cywilizacji". Metafora wędrówki ludów w dosyć łatwy sposób narzuca obraz odwiecznego konfliktu Europy z Azją.

Proste metafory mają jednak to do siebie, że mogą nas łatwo zmylić. Viktor Orbán bowiem nie jest mitycznym herosem, który zatrzymuje wrogie zastępy. Historia zaś uczy nas, że porządek polityczny czy demograficzny nie daje gwarancji przetrwania religii. Koniec cesarstwa rzymskiego nie oznaczał końca chrześcijaństwa. Podobnie też jest z premierem Węgier - to nie on jest naszym zbawicielem.

Sądzę, że czeka nas nie wojna kultur, ale czas zmian w Kościele i polityce. To tego tak naprawdę obawiają się zwolennicy "Manifestu", choć źle przewidują kierunek zmian.

Nie będziemy się bowiem budzić w burce i turbanach. Jest to raczej czas, gdy katolicy będą musieli pogłębić swoją relację z Kościołem, pogłębić swoją wiarę. Towarzystwo obcych kulturowo sąsiadów wypróbuje nasze przywiązanie do chrześcijańskiego ideału miłości.

Logika daru

Czym jest ten ideał miłości? Posłużę się tutaj słowami Benedykta XVI o logice daru. Wskazał on podstawową różnicę w sposobie myślenia chrześcijanina i sposobie myślenia świata.

Logika daru odrzuca powszechnie przyjętą zasadę utylitaryzmu: "daję, bo dostanę coś w zamian". Myślenie chrześcijańskie, zdaniem Benedykta XVI, opiera się na dwóch fundamentach: dziękczynieniu, tj. otwartości i przyjmowaniu tego, co przynosi nam każdy dzień, oraz ofierze, czyli dobrowolnym oddawaniu siebie innym.

Wzorem jest oczywiście Chrystus: "Jako absolutnie bezinteresowny Boży dar wkracza w nasze życie jako coś, co się nam nie należy, przewyższając wszelkie prawo sprawiedliwości".

Dlatego całkowicie bez sensu jest mówienie o miłości "bardziej" lub "mniej", jeśli nie ma w nas tej "logiki daru": myślenia najpierw o innych, a potem - o sobie. Bez sensu są też manifesty, które mówią o "wartości chrześcijańskiej kultury", jeśli posługują się inną, obcą chrześcijaństwu, logiką.

Do dyskusji

"My Polacy nie jesteśmy odpowiedzialni za losy świata, lecz jesteśmy odpowiedzialni za losy własnego państwa" mówił Stanisław Cat-Mackiewicz. Podpisuję się obiema rękami pod słowami jednego z największych polskich publicystów.

Podobnie jak papież i hierarchowie Kościoła w Polsce nigdy nie byłem za bezmyślnym przyjmowaniem imigrantów. Wspieram też działania Kościoła, który walczy na Bliskim Wschodzie o to, by ludzie nie musieli stawać się uchodźcami. Też uważam, że najpierw należy chronić chrześcijan i te mniejszości religijne, które o wiele bardziej są narażone na prześladowania ze strony fanatyków.

Ale zamknięcie granic, nieudolna pomoc czy porażająca nieraz ignorancja rządzących, dziennikarzy i publicystów z pewnością nie pozwolą nam skutecznie odpowiedzieć na wyzwanie rzucone przez imigrantów. Pamiętajmy, że żeby kochać, trzeba najpierw poznać.

Karol Wilczyński - redaktor DEON.pl. Prowadzi badania na temat filozofii arabskiej i jej związków z kulturą europejską.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czemu powinniśmy kochać muzułmanów?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.