Strach przed obcym, strach przed bliźnim
Nienawiść czy niechęć wobec uchodźców czasem ubiera się w "chrześcijańskie szatki". Tyle że niektórzy mylą własny brak współczucia, uprzedzenia i jakąś etniczną/rodzinną plemienność z chrześcijaństwem. Wyobrażają sobie, że wystukując w internecie komentarze pod adresem trupów i wszelkich "ciapatych" stanowią rycerzy krucjaty, ostatni bastion (katolickiej) cywilizacji.
Przed kilkoma dekadami Jacek Kleyff śpiewał "świeże groby zawsze wzruszą, niezależnie gdzie kopane". Dziś można odnieść wrażenie, że to nieaktualne. Reakcje na uchodźców, na fotografie martwych ciał dorosłych i dzieci, którzy utopili się podczas ucieczki z Afryki do Europy nierzadko bywają tak wstrętne, że można się jedynie zastanawiać, skąd w polskim społeczeństwie przybyło tyle znieczulicy i agresji.
Skąd tyle nienawiści?
Przyjrzyjmy się tylko kilkunastu komentarzom zamieszczanym przez ich autorów pod własnym nazwiskiem w sieci, żeby zobaczyć o jakich postawach, emocjach i światopoglądzie mowa: "Komory czekają od lat", "przydałby się Hitler w tych czasach, zrobiły porządek", "swołocz i bydło powinni z automatów do nich walić zanim za późno nie będzie", "nie jestem rasistą ale asfalt powinien leżeć na swoim miejscu", "Lać w te szmatogłowie tylko patrzeć czy równo puchnie, tych brudasów to powinno się publicznie rozstrzeliwać, wieszać i ścinać! Nie mam nic do obcokrajowców z wyjątkiem ich, zresztą... jak powstanie jakaś dzielnica chętnie się tam wybiorę z butelkami benzyny i pałą", "niech zdychają ciapaci śmiecie", "dostaną piękną szubienicę od POLSKICH obywateli, jak zostaną wpuszczone te ścierwa do naszego kraju", "przyjąć chyba na Majdanek albo Oświęcim", "Bahaha coś pięknego! Oby więcej tego ścierwa zdychało", "Jestem za niewolnictwem czarnuha na łańuchu wyprowadzać na spacer coś pięknego jak będzie warczał to klamra w łeb i spokój bo psami poszczuję" (pisownia oryginalna).
Zwykle ich autorami są ludzie dość młodzi, średnia wieku to nie więcej niż trzydziestka. Zwykli ludzie, którzy na profilowych zdjęciach przytulają swoje dziewczyny, głaszczą psa czy kota, siedzą sobie na osiedlowej ławeczce. Taki sposób myślenia i brak jakichkolwiek oporów przed publicznym wyrażaniem takich poglądów to nade wszystko specyfika pokolenia wychowanego w klimacie skrajnego społecznego darwinizmu, często z rozbitych i podzielonych rodzin, nauczone od maleńkości egoizmu jako jedynej formy bycia-w-społeczeństwie.
Widok martwych ciał dorosłych i dzieci zarytych w nadmorskich piaskach budzi w tych ludziach szyderstwo, złośliwość, złą radość, wyzwiska i kolejne życzenia śmierci. Jakby do wszelkiego zła, upodlenia, strachu i desperacji ludzi uciekających z domów, które przestały być bezpieczne, dołożono jeszcze taką antyżałobną litanię. I smutne jest jeszcze coś. Rzadko kto ma ochotę i odwagę zaprotestować przeciw takim opiniom, wielu ludzi woli zamilknąć, a niektórzy chrześcijanie wręcz odczuwają satysfakcję, że ludzie mają takie "zdrowe odruchy". Co pokazuje, że do zwycięstwa zła w świecie rzeczywiście w największym stopniu przyczynia się bierność lub ciche przyzwolenie "ludzi dobrych".
Złe miejsca, zły czas
Wszystko to ma swój dobrze znany kontekst, bardzo trudną przecież dyskusję o nasilającej się fali uchodźców z Afryki do Europy. Wielu pytań, choćby o procesy asymilacyjne wśród grup uchodźców, nie sposób uznać za nieważne. Kłania się także dziedzictwo kolonialnej historii Afryki, kontynentu od wieków bezlitośnie eksploatowanego przez zachodnie państwa. Kłania się również stosunkowo niedawna historia poczynań Stanów Zjednoczonych, które mocno przyczyniły się do destabilizacji całych rejonów Trzeciego Świata. Polska w gruncie rzeczy jest na uboczu tych konfliktów i napięć, ale i przed nami, jako członkiem Unii Europejskiej, stają one coraz wyraźniej. I to są sprawy, o których trzeba rozmawiać, choć trudno za dyskusję uznać wylewającą się z internetu falę nienawiści wobec martwych ludzi, których jedyną winą jest to, że przyszli na świat w złym czasie i w złych miejscach.
Słabość polskich instytucji
Polskim problemem z przyjęciem uchodźców jest przede wszystkim słabość instytucjonalna naszego kraju. Jeśli państwo polskie nie radzi sobie na ogół ze strukturalną/systemową pomocą dla własnych obywateli, szczególnie tych uboższych, to trudno się spodziewać, że poradzi sobie logistycznie ze zwiększonym napływem uchodźców. Tematem tabu są na ogół bardzo złe warunki w polskich ośrodkach dla uchodźców, które stanowią de facto byle jak zorganizowane przechowalnie dla tych ludzi. Zresztą, uchodźcy wcale nie chcą w naszym kraju zostawać - tylko w ostatnich dniach media donosiły o próbach masowych ucieczek uchodźców z Polski do krajów zachodnich. Sądzę, że niechęć polskich polityków do przyjmowania u nas uchodźców wynika przede wszystkim z faktu, że klasa rządząca ma świadomość, jaka instytucjonalna mizeria panuje w tym względzie na naszym podwórku. Brać na siebie kolejny kłopot, gdy "państwo działa tylko teoretycznie"? To zbyt duży wysiłek logistyczny dla naszej administracji publicznej. Właśnie o tych sprawach powinno się dużo i głośno mówić przy okazji dyskusji o uchodźcach - oni są właściwie papierkiem lakmusowym dla naszych rodzimych realiów.
Interesujące informacje w tej materii zawiera artykuł "Polska i gorączka migracyjna" Justyny Segeš Frelak z magazynu "KONTAKT": "Według rankingu MIPEX, który ocenia, w jakim stopniu władze 31 krajów zapewniają imigrantom równy dostęp do podstawowych sfer życia publicznego, takich jak edukacja, rynek pracy czy obywatelstwo, Polska plasuje się na szarym końcu (24. miejsce), i wypadamy gorzej nawet w porównaniu z krajami o równie krótkim doświadczeniu imigracyjnym, jak na przykład Czechy czy Słowenia". Nie ukrywajmy: żeby realnie w Polsce pomóc jakiejś większej liczbie uchodźców, trzeba by najpierw od podstaw, w znacznej mierze za unijne środki, zbudować sensowną, instytucjonalną infrastrukturę pomocową.
Głos Episkopatu
Jest jeszcze jeden wątek, który koniecznie trzeba poruszyć. Nienawiść czy niechęć wobec uchodźców czasem ubiera się w "chrześcijańskie szatki". Tyle że niektórzy mylą własny brak współczucia, uprzedzenia i jakąś etniczną/rodzinną plemienność z chrześcijaństwem. Wyobrażają sobie, że wystukując w internecie komentarze pod adresem trupów i wszelkich "ciapatych" stanowią rycerzy krucjaty, ostatni bastion (katolickiej) cywilizacji.
Szczęśliwie, całkiem niedawno nasz Episkopat jasno wypowiedział się w tej sprawie. W czerwcu, z okazji Dnia Uchodźcy, biskupi zwrócili uwagę nie tylko na problem polskiej emigracji zarobkowej: "mamy powinność przypominać społeczeństwu o chrześcijańskim obowiązku pomocy uchodźcom ratującym swoje życie z krajów objętych działaniami wojennymi lub prześladowaniami religijnymi, jak się okazuje w zdecydowanej większości dotykającymi najbardziej chrześcijan. Uważamy, że pomoc ta powinna być organizowana wobec wszystkich uchodźców bez względu na religię i wyznanie" (podkreślenie - K. W.). Myślę, że trudno o bardziej jednoznaczną wypowiedź. Warto też przypomnieć, że - wbrew krzywdzącym opiniom ludzi niechętnych Kościołowi - ponad 6 mln zł na pomoc ludności z Syrii i Iraku przekazała Sekcja Polska Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie.
Nie uważam, że dyskusja o uchodźcach powinna unikać pytań trudnych, że jakakolwiek polityczna poprawność powinna zamykać nam usta. Widać wyraźnie, że uchodźcza fala jeszcze nie osiągnęła apogeum, a Europa, i tak pogrążona w kryzysie, staje przed poważnym wyzwaniem. Ale trudne pytania można zadawać bez nienawiści. Czy wręcz: nie da się zadawać naprawdę ważnych pytać i szukać na nie odpowiedzi, gdy jest się zaślepionym nienawiścią.
Bliźni, czyli ten obcy
W latach 90., gdy byłem nastolatkiem, Marek Kotański prowadził w wielu miejscowościach Polski akcje, które miały na celu przekonać lokalne społeczności, że ludzie z wirusem HIV nie są demonami, że te małe społeczności "nie zachorują" tylko dlatego, że w ich okolicy powstanie ośrodek dla narkomanów, ludzi chorych na AIDS. Kotański jeździł, przekonywał, rozmawiał - rezultaty bywały różne. Twórca MONARU był człowiekiem kontrowersyjnym, ale miał odwagę, wielu ludzi dzięki niemu stanęło na nogi. Z dzisiejszej perspektywy tamte lęki wobec narkomanów i ludzi chorych na AIDS, jakie żywiło wielu Polaków, wydają się czymś dziwnym.
Ale strach, obrzydzeniem "tym obcym" jak widać przybiera nowe formy. Brońmy się przed tym, ucząc się - jeśli nie działania, to przynajmniej postawy - od takich choćby ludzi jak siostra Małgorzata Chmielewska. I nie mylmy nienawiści z chrześcijaństwem. Pytanie: kto jest moim bliźnim i odpowiedź udzielona przez Chrystusa to naprawdę nie jest mało ważny dodatek do wiary.
Skomentuj artykuł