Cześć. Kocham cię, ale masz grzech
"Ty downie” - słyszy od koleżanki z pracy ciocia chłopca z Zespołem Downa. Wujek na imieninach śmieje się głośno z kawału o paleniu w piecach Żydów. Gorliwy katolik cytując fragmenty Biblii, zapewnia, że osoby LGBT kocha i szanuje, ale jednak grzech to grzech.
Chcę myśleć, że żadna z tych osób nie ma złych intencji. Kobieta w pracy nie wie o siostrzeńcu z Zespołem Downa koleżanki. Wujkowi nikt nigdy nie wyjaśnił, że kawały o holokauście nie powinny powstać. Chrześcijaninowi, który recytuje cytaty z Biblii i podkreśla, kiedy osoby nieheteronormatywne grzeszą, jednocześnie zapewniając o swoim szacunku i miłości, przez myśl nie przeszło, że wśród słuchających jest jedna z nich.
Wyobraźmy sobie, że ma na imię Ania. Jest katoliczką z wyboru, nie tylko z tradycji, poznała Boga. Myśli o sobie: lesbijka. Mało kto o tym wie, bo dla niej to sprawa prywatna. Rodzice się domyślili, sama by im nie powiedziała. Jakoś to przełknęli, ale właściwie nie ma dla nich tematu. Nie pytają, nie drążą, woleliby nie wiedzieć. Martwią się, że zrobili coś nie tak, szukają w sobie winy.
Ania słucha wywodu kolegi, dba o mimikę, próbuje się uśmiechać, udaje, że jej to nie rusza. Wie, co Kościół i Katechizm mówią o praktykach homoseksualnych. Chciałaby wyjść, ale boi się, że ktoś by się zorientował.
Dbaj o swoje serce i o swoją kołdrę
Zastanawiam się, dlaczego są tacy, którzy na widok geja lub lesbijki od razu myślą: grzech. Dlaczego nie mają podobnie, kiedy spotykają się ze znajomą parą heteroseksualną, która jest przed ślubem? Nikt takiej pary nie pyta o seks, nie przypomina o grzechu tak „na wszelki wypadek”.
Z podobną łatwością przychodzi niektórym pytanie singli, kiedy w końcu znajdą żonę albo młode małżeństwo o ciąże (no kiedy w końcu?!). Dlaczego ci sami ludzie nie dzielą się osobistymi trudnościami w relacji małżeńskiej albo kłopotami z wychowaniem swoich dzieci? Nikt ich o to nie wypytuje, to przecież sprawy prywatne.
Pycha, plotki, bałwochwalstwo – a jak tam z grzechem u ciebie?
Od czasu do czasu w debacie publicznej wraca temat LGBT. Zwykle polityk, biskup, ktoś, kogo głos jest powszechnie słyszalny dzięki mediom, mówi coś okrutnego lub kontrowersyjnego i temat ożywa w głowach, ustach i na facebookowych tablicach.
To, co mnie złości i smuci jednocześnie, to sposób prowadzenia rozmowy na ten temat przez niektórych chrześcijan. Szczególnie tych, którzy nigdy w życiu nie poznali osoby homoseksualnej. Łatwość oceny, narracja skupiona na grzechu, recytowanie cytatów z Biblii. Pozorna troska, nieświadoma wrogość, ukryty lęk.
Ciekawe dlaczego, te same osoby z podobną otwartością i pewnością nie cytują słów dotyczących pychy, bałwochwalstwa, plotek… „Mam szacunek do ludzi z mojej firmy, którzy codziennie obgadują swojego szefa, ale plotkowanie to grzech” – nie słyszałam jeszcze w rozmowie. „Kocham mojego brata, ale widzę, że zaniedbuje żonę i dzieci. Non stop pracuje, bo ciągle chce więcej zarabiać. Bałwochwalstwo i chciwość to grzechy” – nie widziałam jeszcze w social mediach takich wpisów.
Chciałabym, żeby Kościół był domem
Myślę o panu, którego poznałam na spotkaniu dla uchodźców z Czeczeni. Powiedział, że przyszedł, bo jest gejem i czuje się tak samo wykluczony jak oni. O nastolatku, który popełnił samobójstwo, bo wrogość go przerosła, a w szkole przeżywał prześladowania. „Nieszczęściem było, że namówiłam go na katolickie gimnazjum” – zwierza się w wywiadzie jego mama. O osobach homoseksualnych, które jeszcze nigdy i nikomu o tym nie powiedziały.
O twoim sąsiedzie, który słucha żartów „o pedałach” i śmieje się, żebyś nie wiedział, że to o nim. O nauczycielu od matematyki, który uczy w szkole twoje dziecko. O koleżance z pracy, która woli, żeby ludzie z firmy nie wiedzieli.
Chciałabym, żeby Kościół był dla takich osób domem i żeby chrześcijan stać było na więcej niż słowa: kocham cię, ale masz grzech.
Skomentuj artykuł