Czy każdy spowiednik musi być drugim ojcem Pio?
Z pewnym zaskoczeniem obserwuję na Instagramie, na kontach katolickich twórców, wysyp zaproszeń do litanii do świętego ojca Pio przed jego liturgicznym wspomnieniem wypadającym w Kościele 23 września, czyli już za kilka dni. Zaskakuje mnie to w przypadku osób, które nigdy wcześniej o tym świętym nie wspominały, których nie podejrzewałabym o przyjaźń z kapucynem. Trochę przekornie powiem, że to swego rodzaju moda, choć przyznaję, że pomimo zaskoczenia, jest we mnie też z tego powodu duża radość.
Mam duży dystans do tego typu modlitw, choć ojciec Pio jest mi bardzo bliski. Gdy rok temu miałam problemy ze spowiedzią, prosiłam Jezusa, by pomógł mi wygrzebać się z tego dołka. Na modlitwie nieustannie przychodziła do mnie myśl, by pójść i powiedzieć o tym co się we mnie dzieje kapłanowi, u którego się w tamtym czasie spowiadałam. Pojawiał się na niej również ojciec Pio. Nie rozumiałam tego, nie znałam tego świętego w ogóle. Owszem, wiedziałam o jego stygmatach, o tym, że był wierny Kościołowi pomimo surowych zakazów. Wiedziałam też, że uważano go za wybitnego spowiednika, choć jeszcze wtedy nie wiedziałam dlaczego. Postanowiłam przeczytać jego biografię. Tym sposobem trafiłam na Wydawnictwo Serafin, które jest skarbnicą publikacji o stygmatyku i z czasem przepadłam całkowicie!
Dlaczego ojciec Pio zafascynował mnie tak bardzo, że dziś uważam go za najbliższego sobie świętego? Gdy czytałam jego listy do córek duchowych, czasem miałam poczucie, że się z nim nie zgadzam i tu i ówdzie bym podyskutowała, jednak najczęściej to co i jak mówił do kobiet, które prosiły go o wsparcie, było pomocą i dla mnie. Czytając listy napisane lata temu, do osób żyjących w zupełnie innym czasie i miejscu, odnajdywałam wsparcie w swojej codzienności i to nie tylko w sferze duchowej. Fascynowały mnie jego szczerość i oddanie, to, że trwał w swoim powołaniu kapłańskim wtedy, gdy był w Kościele krzywdzony i oczerniany. Jego postawa pokazywała mi, że Pan Bóg nie wymaga ode mnie nie wiadomo czego, ale wiernego wypełniania tego, co jest dane mi w codzienności.
Wiele osób kojarzy świętego kapucyna z konfesjonałem. Ojciec Pio był wyjątkowym spowiednikiem. Nie tylko dlatego, że miał dar przenikania ludzkich sumień, widział, gdy ktoś przychodził do spowiedzi nieprzygotowany, albo gdy coś ukrywa i surowo przeganiał takie osoby z konfesjonału. Ludzie lgnęli do niego, stali w wielogodzinnych kolejkach, bo wiedzieli, że od tego spowiednika odchodzi się innym, odmienionym. Wiele razy słyszałam od znajomych, że potrzebujemy dziś takich spowiedników jak on. Zawsze wtedy pojawia się we mnie myśl: czy aby na pewno wiesz co mówisz? Owszem, ojciec Pio miał wyjątkowy charyzmat, ale – powiedzmy sobie szczerze – to było duże wyzwanie dla wiernych. Patrząc na to, ile osób w ciągu dnia spowiadał kapucyn, te spowiedzi nie trwały długo, a dziś wiele osób oczekuje od spowiedników, że zawsze znajdą czas i to w ilościach hurtowych i nie przyjmują nawet opcji spowiedzi szybkiej i konkretnej. Czy moje spowiedzi rzeczywiście są konkretne i trzymam się tego, że to miejsce na wyznanie grzechów i przyjęcie rozgrzeszenia, a nie na dyskusje, darmową psychoterapię i opowiadanie całego swojego życia? Zalecał też swoim penitentom spowiedź co tydzień i rachunek sumienia dwa razy dziennie. To jest wyzwanie! Pytanie czy aby na pewno ojciec Pio byłby dobrym spowiednikiem dla mnie, czy byłabym otwarta na jego zasady, czy chciałabym wkładać w swój duchowy rozwój tyle wysiłku? Sugeruję swoim znajomym, że zanim zaczną się modlić o takiego spowiednika, niech to dobrze przemyślą, bo Pan Bóg rozdaje łaskę hojnie, ale czasem wymaga to od nas dużego zaangażowania.
Mówimy w Credo: „wierzę w świętych obcowanie”, te słowa mają dla mnie wydźwięk szczególny, gdy myślę o św. ojcu Pio. Nie tylko dlatego, że proszę go o wsparcie przed każdą spowiedzią. Widzę jak jego nauczanie przemienia mój sposób patrzenia na sakramenty, posłuszeństwo, czy modlitwę. U niego nie było miejsca na kompromisy, choć w listach do duchowych córek widać też dużo zachęty do spuszczenia z siebie zbyt mocno nadmuchanych oczekiwań. On widział, że droga do doskonałości prowadzi przez cierpliwość, a jego słowa „módl się, ufaj i nie martw się!” mogą nabrać sporego znaczenia dla osób, które czują się zagubione.
Nie zniechęcam więc nikogo ani do litanii, ani do innych modlitw. Sama codziennie proszę kapucyna o wsparcie, w różnych codziennych sytuacjach, choć wolę robić to własnymi, prostymi słowami, jak w rozmowie z przyjacielem. Często czytam jego listy, gdy pojawia się we mnie wewnętrzny chaos. Proszę by uczył mnie tak mocnego opierania się na Bogu, jak żył on sam. Wierzę w świętych obcowanie, więc ufam i wiem, że ta przyjaźń nie trafiła mi się przypadkiem i chcę ją pielęgnować nie tylko 23. września. Gdzie mnie to zaprowadzi? Nie wiem. Ufam, że bliżej Boga i samej siebie…
Skomentuj artykuł