Czy ks. Międlar jest szybą?

Czy ks. Międlar jest szybą?
(fot. twitter.com)

Ks. Jacek Międlar z przytupem pożegnał się ze swoimi wrocławskimi parafianami. Pojedzie do Zakopanego, gdzie - jak zapowiada - nadal będzie robił to samo. Czy władze zakonne podjęły zatem słuszną decyzję? Czy wiernym jest w ogóle potrzebny taki wojujący kapłan?

Ks. Jacek Międlar, nieoficjalny duszpasterz narodowców i nacjonalistów, który noga w nogę maszeruje z ONR-owcami i występuje na antyimigranckich wiecach, decyzją władz Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego a Paulo został przeniesiony do Zakopanego. Jego przełożonych miało zaniepokoić polityczne zaangażowanie młodego kapłana - chodziło nie tylko o sympatie z radykalnymi grupami narodowców, ale przede wszystkim o głoszone przez księdza kontrowersyjne hasła oraz zaangażowanie w internecie.

Taka decyzja miała ukrócić zapędy młodziutkiego księdza, który już w niektórych środowiskach kreowany jest na niepokornego i odważnego głosiciela prawd(?) i haseł, których "poprawni politycznie" księża nie odważą się powiedzieć. Piszę miała, bo nie zanosi się, aby "zesłanie" do Zakopanego miało być dla ks. Międlara okazją do refleksji nad swoją postawą.

DEON.PL POLECA

Będę robił to, co do tej pory

"Wiedzcie, że to, co czyniłem, będę czynił nadal, gdyż każdy chrześcijanin zasługuje na to, aby słyszeć te trzy wielkie prawdy: Bóg, honor i ojczyzna. Im nigdy się nie sprzeniewierzę" - zapowiedział młody kapłan na Mszy św., podczas której żegnał się ze swoimi wrocławskimi parafianami. Jeśli dodać do tego, że w Zakopanem od lat silnie działa podhalańska brygada ONR, to ks. Międlar pojedzie do wymarzonego środowiska, a jego - jeśli wierzyć zapowiedziom - narodowe hasła trafią na podatny grunt. A może właśnie o to chodziło przełożonym księdza? "Jeśli potwierdzi się info że Międlar przeniesiony na Podhale, to można będzie uznać decyzję za akceptację jego aktywności przez przełożonych" - napisał na Twitterze Błażej Strzelczyk.

"Szkoda, że przełożonym nie wystarczyło odwagi, żeby wysłać tego chłopaka na rok odosobnienia w klasztorze kontemplacyjnym albo dwa lata wolontariatu w hospicjum. Tak się kiedyś przypadki, kiedy księdzu nie przyjęła się Ewangelia, leczyło" - skomentował z kolei Szymon Hołownia. Pomijając medialne wzmożone zainteresowanie, i to zarówno ze strony zwolenników księdza, jak i jego przeciwników, trzeba przyznać, że zmiana parafii na niewiele się zda. Jeśli władzom zgromadzenia rzeczywiście przeszkadzało zaangażowanie kapłana, to  warto było się zastanowić nad inną formą skłonienia go do przemyśleń. Może, i bynajmniej nie piszę tego sarkastycznie, należało wykorzystać ewangelizacyjny zapał młodego księdza i skierować go na np. studia, na których mógłby pogłębić wiedzę na temat interesujących go zagadnień. Tak, by nadal głosił w środowiskach, dla których jest autorytetem (niewątpliwie są to szeroko pojęci młodzi radykałowie, narodowcy, nacjonaliści czy przeciwnicy przyjmowania przez Polskę uchodźców) i nie wygadywał średnio przemyślanych kwestii.

Co to za kwestie? Wystarczy prześledzić choćby ostatnią homilię ks. Międlara. Według relacji wrocławskiej "Gazety Wyborczej", kapłan mówił z ambony np.  o holocauście chrześcijan, który "dokonuje się z rąk żydowskich ekstremistów i islamskich fundamentalistów", i "samobójczej pętli, która zaciska się na chrześcijaństwie w Europie". Oczywiście wrocławska "GW" jest zapewne dla zwolenników i obrońców młodego kapłana najmniej wiarygodnym źródłem, bo - jak czytam na niektórych prawicowych portalach - to właśnie przez rzekomą nagonkę "GW" ks. Międlar został przeniesiony z Wrocławia.

Msza nienawiści czy po prostu płomienne kazanie?

Zaglądam więc na relację ze środowej Eucharystii do wrocławskiego "Gościa Niedzielnego". Tam słów o holocauście nie ma. Zostały celowo pominięte czy zwyczajnie nie padły podczas Mszy świętej? W ogóle, relacja obu gazet z pożegnania ks. Miedlara rozbiega się w wielu punktach. Według "Wyborczej" kapłan odprawił w środę "mszę nienawiści", podczas której "grzmiał" i "plótł z ambony", za co wierni nagrodzili go "oklaskami na stojąco". Z kolei, według "Gościa", ks. Międlar jedynie "mówił" i zachęcał do "walki orężem przebaczenia". Kazanie, które (jak każdy może zobaczyć na zamieszczonym przez "GW" filmiku), obfituje w mocne słowa i momentami przypomina wystąpienie na politycznym wiecu, na portalu "GN" jest nazwane zaledwie "płomiennym". Skąd rozbieżności? Dla jasności podkreślę, że obca jest mi retoryka pisania o ks. Międlarze zarówno "GW", jak i "GN". Ani nie napisałabym o "mszy nienawiści", ani nie kreowałabym Międlara na pokrzywdzonego kapłana, na którego "lewackie" media przypuściły nagonkę.

Ks. Jacek poniekąd sam sobie jest winien, ale to chyba - jak pokazują podejmowane przez niego dyskusje - wydaje się do niego nie docierać. Ks. Międlar zdaje się oburzać na każdy, nawet najmniejszy przejaw krytyki pod swoim adresem. Pamiętam jego ostre wymiany zdań na Twitterze ze wspomnianym Błażejem Strzelczykiem, który na łamach "Tygodnika Powszechnego" napisał o księdzu nacjonaliście. Albo z innymi użytkownikami serwisu społecznościowego, którzy ośmielili się po prostu z nim nie zgodzić... Cóż - "pycha chodzi przed upadkiem, a wyniosłość ducha przed ruiną".

Władze zakonne oczywiście miały prawo przenieść ks. Międlara do innej parafii w każdej chwili, a on - jako kapłan zobowiązany ślubami posłuszeństwa, musiał się do tych decyzji zastosować. Inna sprawa, że zwykle takich zmian dokonuje się w konkretnym czasie, a nie ad hoc. A kolejna, że - jak wyżej zaznaczyłam - takie przeniesienie w żaden sposób nie rozwiąże problemu. A problem niewątpliwie jest, bo kapłan nie jest powołany do tego, by wygłaszać pseudo polityczne mowy i skandować agresywne hasła, czy to z ambony, czy ze sceny podczas Marszu Niepodległości. Nie jest również, jak mi się wydaje, od tego, by maszerować na manifestacjach, podczas których wznoszone są nie tyle antyimigracyjne, co nawet wprost rasistowskie hasła a Msze święte upodabniać do politycznych wieców ze skandowaniem wiernych. Nie jest w końcu od tego, by w tak jaskrawy sposób angażować się ideologicznie czy organizować jakieś bojówki kapłanów (nawet gdyby to miały być bojówki krzewiące wiarę, bo przecież Chrystusa nie niesie się poprzez przemoc).

Czy ksiądz może być nacjonalistą

Zachowanie ks. Międlara jednych oburza, innym przypada do gustu. Jedno trzeba księdzu przyznać - udało mu się ścignąć na siebie uwagę i podzielić nie tylko wrocławskich wiernych (jeśli wierzyć doniesieniom "GW", część parafian nie przyjęła go podczas kolędy) i zainteresowanych sprawą publicystów, ale także zwykłych katolików, wywołać spory, a czasem po prostu zwykły niesmak. To chyba niekoniecznie chwalebne dokonanie...

Po Marszu Niepodległości, kiedy o ks. Międlarze zrobiło się głośno, pisałam na łamach "Przewodnika Katolickiego" o tym, czy katolik może być nacjonalistą. Moim rozmówcom zadawałam pytanie, kim więc powinien być katolik, żeby nie wychodzić poza nawias ewangelicznego nauczania, a jednocześnie realizować swoje obowiązki względem Ojczyzny czy po prostu - kochać Polskę?

"Bycie chrześcijaninem ustawia mi optykę także na sprawy ojczyzny. Jestem przekonany, że każdy chrześcijanin autentycznie przeżywający swoją wiarę staje się także dobrym Polakiem, dobrym obywatelem. Nie widzę potrzeby dodawania do chrześcijaństwa jakichkolwiek -izmów. Ono naprawdę jest wystarczające" - odpowiadał mi ks. Łukasz Kachnowicz.

A czy ksiądz może być nacjonalistą? Zwolennicy ks. Międlara, młodzi narodowcy, z pewnością odpowiedzą, że tak. Oglądam raz jeszcze film "GW" z pożegnalnej mszy ks. Jacka i widzę dziesiątki młodych twarzy, wpatrzonych w kapłana jak w obrazek. Oni, decyzją władz zakonnych, zapewne poczują się pokrzywdzeni. W końcu został im zabrany ich duszpasterz, duchowy przewodnik.

Ewangelizacyjny potencjał ks. Jacka

Dlatego wydaje mi się, że przypadek ks. Międlara jest tym bardziej ciekawy i warty poddawania dyskusji. Ja jednak, mimo wszystko, chciałabym dostrzec w jego postawie coś więcej ponad agresywne hasła. A mianowicie, pewien ewangelizacyjny potencjał, o którym wspominałam wyżej. Przecież ci wszyscy wpatrzeni w niego młodzi ludzie potrzebują mądrego pasterza, który będzie ich prowadził do Pana Boga. Nie zagrzewał do jakiejś wojenki z wyimaginowanymi wrogami, jak "modernistyczna gangrena" (czyli co?) albo szeroko pojęte "lewactwo". Nie takiego, który będzie wznosił z nimi agresywne i niemal rasistowskie hasła. W końcu nie takiego, który będzie skupiał uwagę na samym sobie, bo to do niczego dobrego nie zaprowadzi.

Jakiego więc duszpasterza potrzebują? Zastanawiając się nad tym, sama sobie zadałam pytanie, czego ja sama oczekuję od księdza - spowiednika, wikarego czy proboszcza w mojej parafii, kapłana, który wygłasza kazanie na Mszy, na której jestem? Najbliższa jest mi definicja, którą ostatnio przy okazji wywiadu dla "Plus Minus" przytoczyła Wanda Półtawska.

"Klerykom na wykładach mówiłam (...), że mają być jak szyba w oknie, przez którą każdy człowiek zobaczy Boga. Nie mają wzroku zatrzymywać na sobie, bo jak to zrobią, to nie będą szybą, ale lustrem. A czym jest lustro? Widzisz w nim siebie i koniec. By być szybą, trzeba się wyzwolić z egocentryzmu, egoizmu i pychy, że ty jesteś coś wart".  Zastanawiam się, czy ks. Międlar jest jak szyba, czy może raczej jak lustro. Mam głęboką nadzieję, że czas, jaki spędzi w Zakopanem będzie dla niego dobrym czasem, który wykorzysta na to, by jeszcze bardziej stawać się szybą... Tego mu serdecznie życzę!

Marta Brzezińska-Waleszczyk - dziennikarka, publicystka, doktorantka, badaczka mediów społecznościowych. Współpracowała z takimi mediami, jak Fronda.pl, Gazeta Polska, Rzeczpospolita, Radio Wnet, Radio Warszawa, Niecodziennik, Fronda (kwartalnik), a ostatnio z Natemat.pl. Obecnie związana z Przewodnikiem Katolickim oraz portalem Ksiazki.wp.pl. Żona Marcina i mama Franciszka Antoniego.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy ks. Międlar jest szybą?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.