Czy można krytykować papieża?
Czy każdy papieski dokument przez aklamację powinien być przyjmowany jako przedmiot bezkrytycznego zachwytu? Czy wątpliwości wywołane tym, pod czym podpisuje się Następca św. Piotra, są dopuszczalne? Czy wolno takie wątpliwości głośno i publicznie wyrażać, czy też przyznanie się do nich naraża Kościół na rozbicie?
Uważni obserwatorzy życia kościelnego już przed rozpoczęciem III Nadzwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów na temat "Wyzwania duszpasterskie dla rodziny w kontekście nowej ewangelizacji" przewidywali, że dokument, jaki ukaże się po zakończeniu biskupich debat, będzie budził kontrowersje, a dla niektórych okaże się trudny do zrozumienia i przyjęcia.
Utwierdzili się w swych przypuszczeniach śledząc przebieg obydwu synodów biskupów poświęconych rodzinie. I tak się stało. Ogłoszona przez papieża Franciszka posynodalna adhortacja apostolska "Amoris laetitia" nie została przyjęta z powszechnym aplauzem. Pojawiły się nie tylko pytania, ale również bardzo mocne oceny i zarzuty. U wielu katolików niektóre sformułowania zawarte w dokumencie wzbudziły wątpliwości.
To źle czy dobrze? Czy każdy papieski dokument przez aklamację powinien być przyjmowany jako przedmiot bezkrytycznego zachwytu? Czy wątpliwości wywołane tym, pod czym podpisuje się Następca św. Piotra, są dopuszczalne? Czy wolno takie wątpliwości głośno i publicznie wyrażać, czy też przyznanie się do nich naraża Kościół na rozbicie?
To nie pierwszy papieski dokument, wokół którego po ogłoszeniu toczyły się gorące dyskusje, który wzbudził poważny sprzeciw u części wiernych, również wśród biskupów. Warto przypomnieć, co się działo w Kościele po ogłoszeniu w 1968 roku przez Pawła VI encykliki "Humanae vitae". Czy ostre spory wokół tego dokumentu utrudniły jego przyjęcie w Kościele? Z perspektywy czasu widać, że nie.
Niektórzy komentatorzy zwracają uwagę, że pełne zrozumienie i akceptację encykliki Pawła VI o kwestii życia ludzkiego niejednemu umożliwiło dopiero nauczanie kolejnego papieża, Jana Pawła II.
Napięcie wokół papieskiej adhortacji nasiliło się po upublicznieniu w mediach listu czterech kardynałów adresowanego do Franciszka. Nosi on tytuł: "Dubia (Wątpliwości). W poszukiwaniu wyjaśnień: apel o rozwiązanie węzłów w «Amoris laetitia»".
Można odnieść wrażenie, że nagłośnienie tego tekstu pogłębiło rysujące się po opublikowaniu adhortacji podziały wśród katolików na całym świecie. Dotyczy to również biskupów. Także niektórzy polscy hierarchowie przyznali publicznie, że identyfikują się z przesłaniem listu kardynałów. Symbolem skrajnie odmiennego podejścia do sprawy okazał się list otwarty, który do czterech kardynałów skierował emerytowany grecki biskup Franghískos Papamanólis. W jego piśmie znalazły się bardzo mocne określenia, a nawet poważne oskarżenia dotyczące adresatów listu.
Warto się zastanowić, czy to najlepsza droga do rozwiewania czyichkolwiek wątpliwości. Jednak tego typu emocjonalne głosy pokazują, jak ważna jest sprawa, której dotyczą.
Filozof i znawca nauczania Jana Pawła II, Rocco Buttiglione kilka dni temu na łamach "La Stampy" stwierdził, że Franciszek, nie odpowiadając na list czterech kardynałów, przekazał zaproszenie do kontynuowania refleksji i dyskusji, w spokoju i szacunku. Po czym przedstawił swój pogląd w omawianym temacie.
Czy jednak Franciszek rzeczywiście nie odpowiedział wyrażającym wątpliwości kardynałom? Nie zrobił tego wprost, jednak myślę, że jego odpowiedź znalazła się w rozmowie z Papieżem, opublikowanej 18 listopada br. na łamach włoskiego dziennika katolickiego "Avvenire". Franciszek powiedział, że pewne sprzeciwy wobec adhortacji "Amoris laetitia" świadczą o niedostatkach recepcji nauczania Soboru Watykańskiego II.
Odpowiedź papieża Franciszka nikogo nie deprecjonuje ani nie oskarża. Papież dostrzega zjawisko i szuka jego przyczyny. Przyczyny, która wymaga pracy, wysiłku prowadzącego do jej usunięcia. Nie tylko ze strony Następcy św. Piotra, ale wszystkich w Kościele. Wymaga też czasu. Pół wieku, jak się okazuje, to okres zbyt krótki. Potwierdzają to historycy.
Cyprian Kamil Norwid w wierszu "Moja piosenka" (to faktycznie piękna modlitwa), wspomina o "bez-tęsknocie" i "bez-myśleniu", o tych, "co mają tak za tak - nie za nie,/ Bez światło-cienia...". To nie są inwektywy. To opis sytuacji, w jakiej może się znaleźć każdy człowiek, stojący wobec skomplikowanej rzeczywistości. Sytuacji tęsknoty za światem prostym, czarno-białym, w którym nie trzeba podejmować trudnych decyzji, szukać rozwiązań konkretnych przypadków.
To może spotkać także głęboko wierzących katolików, nie wyłączając wysokich dostojników kościelnych. Jednak ojcowie Soboru Watykańskiego II uświadomili Kościołowi na nowo, że świat jest pełen barw, szarości i światłocienia. W takim świecie Kościół pełni swoją ewangelizacyjną misję. W takim świecie, jak powiedział Franciszek we wspomnianej wyżej rozmowie, "także w ciągu życia trzeba rozeznawać". Nie po to, by dewaluować doktrynę. Po to, aby jej nie używać nie tylko przeciwko człowiekowi, ale także przeciwko Miłosierdziu Bożemu.
ks. Artur Stopka - dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI
Skomentuj artykuł