Dariusz Piórkowski SJ: Ludzie gubią się, co jest grzechem ciężkim, a co nie. Nasze podejście jest niebiblijne
Postuluję, abyśmy się trochę odkleili od ściśle katechizmowego rozumienia grzechu ciężkiego. Przyzwyczailiśmy się, że grzech to popełnienie zła, wykroczenie przeciw prawu czy nawet rozumowi. Problem widzimy tylko w przekroczeniu przykazania i jakiegoś prawa. Ludzie się często gubią, co jest grzechem ciężkim, a co powszednim - pisze Dariusz Piórkowski SJ.
W tekście opublikowanym na swoim facebookowym profilu jezuita porusza kwestię najczęstszego źródła grzechu, czyli nieuporządkowanych przywiązań, oraz rozumienia grzechu wyłącznie jako popełnionego zła. Publikujemy cały wpis.
Czas się odkleić od katechizmowego rozumienia grzechu ciężkiego
Niektórzy się zaniepokoili, że wpisem o nieuporządkowanych przywiązaniach "znoszę" winę człowieka i osłabiam grzech. Otóż nie. Grzech istnieje i działa. Ja jednak poszedłbym jeszcze dalej. Postuluję, abyśmy się trochę odkleili od ściśle katechizmowego rozumienia grzechu ciężkiego.
Bo dzisiaj jest tak: "Aby grzech był śmiertelny, są konieczne jednocześnie trzy warunki: "Grzechem śmiertelnym jest ten, który dotyczy materii poważnej i który nadto został popełniony z pełną świadomością i całkowitą zgodą" (KKK, 1857) Zwróćmy uwagę, chodzi o jednoczesne zajście trzech warunków. Sporo ludzi ma problem nie tylko z określeniem, co jest materią ciężką, ale współczesna nauka pokazuje, że nasza wolność jest poważnie ograniczona i uwarunkowana. Dawniej samobójca to był największy grzesznik. Osoba, która w młodym wieku bierze narkotyki i umiera, czy popełnia grzech ciężki? Dzisiaj wiemy, że jej wolność jest poważnie ograniczona. Kiedy mówimy podczas mszy świętej "Baranku Boży, który gładzisz (dokładnie: znosisz) grzechy świata względnie grzech świata, to co tak naprawdę mówimy?
Pod wpływem zranień czynimy zło
O czym Kościół uczy, gdy nazywa pierwszy grzech rodziców grzechem pierworodnym? Nie jest naszą osobistą winą, ale dziedzictwem. Zupełnie tak, i to też potwierdza współczesna nauka, że bardzo kształtuje je nas złe środowisko domowe, kultura i wpływa na nasze postawy, zachowania. Właśnie pod wpływem tego zranienia czynimy zło i popełniamy grzechy. Czy istnieje coś takiego jak czysta i pełna dobrowolność i świadomość? Moim zdaniem nie. Wiele nauk i doświadczenie to potwierdza. A jednak pełną dobrowolność i świadomość zakłada się w teologii moralnej w Kościele. Będziemy musieli spojrzeć nieco inaczej na ludzką winę, odpowiedzialność człowieka. Zło i cierpienie jest rozprzestrzeniane przez człowieka czy to świadomie czy nieświadomie. Ale nie wszystko wypływa z jego złej woli i pełnej świadomości.
Co więcej, przyzwyczailiśmy się, że grzech to popełnienie zła, wykroczenie przeciw prawu czy nawet rozumowi. To bardzo rzymskie, niebiblijne podejście do grzechu. W Kościele Zachodnim przejęliśmy dużo z Rzymu i Grecji. Ale w Ewangelii ważniejsze jest to, czy i jak czynimy dobro. Co z tego, że zgodnie z jakimś prawem człowiek nie popełnia zła, jeśli zaniedbuje dobro, nie czyni go choć może. Faryzeusze pewnie nie czynili rażącego zła, ale byli zamknięci z powodu swoich przekonań religijnych i chronienia także swojej pozycji.
Problem widzimy tylko w przekroczeniu przykazania
Większym problemem dla nas jest właśnie to, co dziedziczymy jako tzw. grzech pierworodny, te wrodzone skłonności, na które mamy niewielki wpływ, pogłębione jeszcze przez złe wychowanie, zły przykład. Lęki, zranienia, traumy, zaniżone poczucie wartości, odrzucenie, kompleksy itd. Nasze grzechy osobiste to wierzchołek góry lodowej, to, co dostrzegamy. Na co dzień wcale nie jest tak łatwo odróżnić to, co jest w nas skutkiem grzechu pierworodnego - nazywamy to pożądliwością od naszych grzechów osobistych.
Pożądliwość sprawia, że najpierw się wytwarza jakaś "miłość" do dobra stworzonego, my ją tam przekierowujemy. A kiedy tę "miłość" powtarzamy, rodzi się nieuporządkowane przywiązanie - za "bardzo" coś kochamy. Nie w Bogu i przez Boga. I dopiero pod wpływem tych przywiązań popełniamy grzechy.
W naszym prawnym podejściu do grzechu, które dominuje, problem widzimy tylko w przekroczeniu przykazania i jakiegoś prawa. Ludzie się często gubią, co jest grzechem ciężkim, a co powszednim. No to sięgają do książeczki lub pytają.... księdza. Nieporozumienie.
Być może na spowiedzi powinniśmy wyznawać nasze przywiązania, lęki, rany
Jednym z najczęstszych obrazów grzechu w Biblii jest chybienie celu. Zastanawiam się, kto strzela do tarczy czy jakiegoś celu i z góry chce chybić? Kto czyni zło dla samego zła? Wiem, podejście prawne jest łatwiejsze, ale prawo to tylko jeden z elementów drogi wiary. Nie całość. Jeśli grzech to tylko przekroczenie prawa, jeśli nie ma on za sobą żadnej historii, jeśli nie wypływa z serca, z przywiązań, to chrześcijaństwo tak naprawdę nic nowego nie wnosi. Większy problem mamy ze skutkami grzechu pierworodnego, w którym nie ma naszej winy, niż z naszymi grzechami, w których przypisuje się człowiekowi winę.
Mówimy najczęściej tylko o grzechach osobistych, a grzech pierworodny uznajemy za.... usunięty przez chrzest. Być może na spowiedzi nie powinniśmy wyznawać tylko naszych "przekroczeń" przykazań, ale też nasze przywiązania, lęki, rany. Ale może chodzi o jeszcze coś innego. Zresztą, jeśli się człowiek modli, to jak uczy Katechizm pojawiają się rozproszenia, które "pokazują, do czego jesteśmy przywiązani". Na skutek przywiązań zaniedbujemy wiele dobra, chociaż nie przekraczamy Dekalogu. Ale Ewangelia to coś więcej niż Dekalog.
Źródło: Facebook / mł
Skomentuj artykuł