Dość omerty w sprawie pedofilii
W czasie rzymskiego sympozjum poświęconego pedofilii księży (6-9.II.12) pod hasłem "Ku uzdrowieniu i odnowie" z ust przedstawicieli najwyższych władz kościelnych, którzy używają zwykle łagodnego i dyplomatycznego języka, tym razem padały twarde i wymagające słowa tak pod adresem sprawców, jak też ich przełożonych: biskupów i prowincjałów. Ks. Charles Sciculuna, watykański "prokurator" zajmujący się pedofilią duchownych, przestrzegał księży i biskupów przed omertą.
Użyte tutaj pojęcie, zaczerpnięte z języka włoskiej mafii i oznaczające zmowę milczenia, nie było bynajmniej lapsusem. Watykan w taki sposób dał wyraźny znak, jak bardzo zależy mu na jasnym i jednoznacznym rozwiązaniu problemu pedofilii w Kościele. Ukrywanie tego kryminalnego procederu, który i tak wcześniej czy później trafia na pierwsze strony internetowych stron i gazet, nie tylko niszczy zaufanie wiernych do księży, ale podważa autorytet całego Kościoła. Wierni pytają spontaniczne, jaka jest wiarygodność kościelnej wspólnoty, skoro toleruje ona wśród swoich księży takie grzechy.
Bardzo radykalnie brzmiały też oświadczenia kard. Rainharda Marxa z Monachium. Wielkim błędem było - twierdził kardynał - że niektórzy hierarchowie unikali spojrzenia prawdzie w oczy i bardziej bronili samej instytucji Kościoła niż ofiar. Ten zdecydowany ton Watykanu świadczy o tym, że nie będzie dłużej tolerował maskowania i banalizowania pedofilii duchownych. Wielkie przedsięwzięcie, jakim było rzymskie sympozjum poświęcone wykorzystaniu seksualnemu dzieci, jest jasnym sygnałem danym światu, że Stolica Apostolska traktuje problem pedofilii z najwyższą powagą, a dobro ofiar stawia w centrum.
Federico Lombardi SJ, rzecznik prasowy Watykanu, mówił natomiast, że konieczna jest nie tylko wola rozwiązania problemu pedofilii, ale także "kultura prewencji". Trzeba wszystko robić, aby taka wielka krzywda nie przydarzała się dzieciom, które z zaufaniem zwracają się do duchownych jako pośredników między Bogiem a człowiekiem.
Ochrona dzieci przed wykorzystaniem nie jest jednak wyłącznie problemem kościelnym, ale wszystkich krajów, społeczeństw i środowiska. Badania pokazują, że zdecydowana większość przypadków wykorzystania seksualnego dzieci ma miejsce w środowisku rodzinnym i to nie tylko w rodzinach z marginesu. Ponadto ta sama skala pedofilii jak w środowisku duchownych katolickich, a niekiedy i większa, ma miejsce również wśród duchownych innych wyznań, religii i grup zawodowych.
Po rzymskim sympozjum na temat pedofilii księży należałoby wyrazić życzenie, aby inne wspólnoty wyznaniowe i religijne oraz środowiska zawodowe potraktowały ten problem tak poważnie i profesjonalnie, jak czyni to w tym momencie Kościół katolicki. Jeżeli nas katolików media tak mocno dopingują (i są w tym bardzo skuteczne) byśmy rozwiązywali problem nadużyć seksualnych wobec dzieci, byłoby ważne, aby swoje niezwykła możliwości wykorzystały także do naciskania na inne środowiska i grup zawodowych; aby i one jasno i przejrzyście stawiały czoła owemu kryminalnemu zachowaniu wobec nieletnich.
Byłoby też ważne, aby media demaskowały tego trendy cywilizacyjne i polityczne, które zagrażają dobru dzieci. Wciąż tu i ówdzie odzywają się głosy, by obniżyć wiek karalności za kontakty seksualne. I tak np. niemiecka partia zielonych od lat osiemdziesiątych XX wieku wielokrotnie postulowała obniżenie wieku karalności za kontakty seksualne. Gdy przed kilku oskarżono znanego warszawskiego terapeutę o pedofilię, za którą potem został skazany na długie lat więzienia, wiele znanych osobistości jego środowiska broniło go uparcie. Owo nadzwyczajne zainteresowanie mediów pedofilią duchownych katolickich nie może być listkiem figowym, za pomocą którego usiłuje się ukrywać ten sam kryminalny proceder innych środowiskach. Pokusa stosowania omerty w sprawie pedofilii grozi nie tylko katolikom, ale wszystkim bez względu na wyznanie, religię i przynależność zawodową.
Skomentuj artykuł