Droga krzyżowa uchodźców
Jak przeżyć Wielki Post? Jak najlepiej przygotować się do Wielkanocy? Zwykle podejmujemy jakieś postanowienia, praktyki pokutne, wyznaczamy sobie jakieś cele. Wydaje się, jednak, że w tegorocznym Wielkim Poście dane nam zostało szczególne doświadczenie krzyża i śmierci, z której tryska życie…
Nie tak miało być. Nie tak wyobrażaliśmy sobie ten Wielki Post. Po dwóch latach pandemii, kiedy dotychczas znany nam świat stanął na głowie, wydawało się, że wychodzimy na prostą. Rzeczy zdawały się powoli układać. Znaleźliśmy – tak się łudziliśmy – jakiś modus vivendi w tej nowej rzeczywistości. Do pewnych rzeczy (dezynfekcje, maseczki) przyzwyczailiśmy się, inne (testy, szczepienia) przyjmowaliśmy jak swego rodzaju ‘podatek’ od normalności, możliwości podróżowania, powrotu do życia jak kiedyś. I wydawało się, że to zadziała.
Wojna na wschodzie wybuchła nagle. Były jakieś wcześniejsze sygnały, ale większość z nas nie umiała sobie wyobrazić tego, że Rosja napada na Ukrainę i to jeszcze pod pretekstem ‘denazyfikacji’. Ja w każdym bądź razie do takich ‘przewidujących’ nie należałem. Trudno jednak zaprzeczać, agresja stała się faktem.
To, co się wydarzyło potem przeszło najśmielsze wyobrażenia praktycznie wszystkich z nas. Objawiło ogromną wrażliwość i zdolność do empatii, o jakiej świat nie słyszał od dawna.
W ciągu zaledwie kilku tygodni w Polsce zjawiło się ponad 2,5 miliona uchodźców z Ukrainy, w większości kobiet i dzieci. Mężczyźni musieli zostać, bo Ukraina zaczęła walkę o niepodległość i wolność swojego kraju.
Nawet nie mając świadomości tego, w mgnieniu oka Polacy stali się wiceliderem światowym w przyjęciu migrantów. Otworzyliśmy dla nich nasze domy, dzieci zaczęły naukę w szkołach, a młodsze znajdują przyjazne miejsce w żłobkach i przedszkolach.
Oczywiście, nie obyło się bez problemów, ciągle są zagrożenia, ale ich skala przy takiej masie ludzi w tak krótkim czasie jest mimo wszystko znikoma. Wyzwania ciągle pozostają, a im więcej czasu upłynie, będą jeszcze narastać. Na to też trzeba się przygotować.
Przyznam się, że ze wzruszeniem patrzę na to, jak zareagowaliśmy na falę uchodźców spowodowaną przez napaść Rosji na Ukrainę, na sposób w jaki nasi bracia i siostry zostali przez nas potraktowani. Jestem dumny też z tego, że w trudnej sytuacji wszyscy zrobili to, co jest słuszne, od osób prywatnych, wolontariuszy po służby i instytucje państwowe.
Jak to się stało, że do tej pory tak oporni na perspektywę przyjmowania migrantów i to w ilościach dużo mniejszych, nagle staliśmy się bezpieczną przystanią dla kilku milionów?
Szymon Cyrenejczyk i Weronika na Drodze Krzyżowej: © Yann Forget / Wikimedia CommonsPrzede wszystkim dlatego, że skorzystaliśmy z wielkopostnego zaproszenia do bycia Szymonem Cyrenejczykiem, czy Weroniką i do niesienia krzyża uchodźców z Ukrainy na ich tegorocznej Via Crucis. A tak się złożyło, że ta wojna wyznaczyła nam nasz wielkopostny szlak.
Wiemy, co to znaczy tułaczka wojenna, bycie pozbawionym swojego miejsca, poczucia bezpieczeństwa. Sami tego doświadczyliśmy i ciągle przeżywamy w historiach życia naszych bohaterów, od odzyskania niepodległości aż po zryw solidarnościowy. Dlatego los uciekinierów z Ukrainy dotknął czułego punktu dla każdego Polaka. Rozumiemy go bez słów całym swoim jestestwem.
Te ostatnie tygodnie pokazały wrażliwość i empatię, jakie w nas drzemią, wyczulenie na biedę, na krzywdę człowieka i całych ludzkich społeczności. Zachowaliśmy się bardzo przyzwoicie, a jednocześnie normalnie, czym zadziwiliśmy cały świat i siebie samych także.
To doświadczenie pokazuje ponadto, jak głęboko wiara kształtuje nasze życie. Otwarcie na migrantów i uchodźców nie wynika bowiem z podjętych postanowień wielkopostnych, nie jest jakąś formą praktyk pokutnych, które w tym czasie podejmujemy. Jest rzeczywistym wzięciem krzyża bliźniego i dźwiganiem go wraz z Jezusem aż na Golgotę. I jestem pewien, że jest to dla nas jeden z najbardziej owocnych i najgłębiej przeżytych okresów Wielkiego Postu, jakie zostały nam kiedykolwiek dane.
Skomentuj artykuł