Dumny jak katolik
Niedaleko Krakowa, dwie godziny jazdy samochodem w stronę Nowego Sącza, na zalesionym wzgórzu, leży wieś Jamna. Dwadzieścia lat temu Jan Góra OP, duszpasterz akademicki z Poznania, dostał od Rady Gminy Zakliczyn ruderę do remontu (budynek po wiejskiej szkole), kawałek lasu i trochę ziemi. Władze zakonu, z początku nieufne wobec tej - co tu kryć - szalonej inicjatywy, powinny być dumne. Fałszywa skromność to droga donikąd.
"Zapaść się pod ziemię"?
Twórca ośrodka na Jamnej kojarzony jest głównie z Lednicą. Część osób zna go jako autora książek, felietonów, tekstów piosenek; napisał m.in. słowa do pieśni "Abba, Ojcze". Duszpasterz i utalentowany menedżer od początku budził pewne kontrowersje. Nic dziwnego - artyści, jednostki z wizją, kreatywne i uparte, bywają trudne (habit i sutanna świętymi nie czynią). Wśród sprzecznych opinii jedna rzecz jest bezsporna. Stali bywalcy Jamnej i Lednicy nie wiedzą, a przynajmniej tego po nich nie widać, co to znaczy "wstydzić się wiary".
W czasach, gdy podziw budzą katolickie coming out-y znanych i lubianych, dokonane pod hasłem "Nie wstydzę się Jezusa", warto się zastanowić, czym jest duma, a czym - wstyd. Ten ostatni, kojarzony głównie z seksem i ciałem, tak naprawdę znaczy co innego. Dotyczy obrazu siebie i tego, jak postrzegają nas inni. Ze wstydu możemy chcieć się "spalić" lub "zapaść pod ziemię". Żeby nas nie było widać, żeby nikt nas nie oglądał.
Mądrość ludowa potwierdza teorię amerykańskiego psychoterapeuty Jamesa Gilligana, który wstyd łączy z narządem wzroku. Od tego, jaki mam obraz "ja" zależy moja samoocena. Jeśli wstyd odczuwam zbyt często (np. ktoś ciągle mnie wyszydza), a nie mam powodów do dumy, to przykre uczucie zdominuje moją tożsamość. Zaczynam wstydzić się nie tyle swoich wad/wpadek/zachowań, co w ogóle siebie. Można się wstydzić siebie "indywidualnie", lecz także jako reprezentant narodowości albo wyznania - katolickiego, żydowskiego lub muzułmańskiego.
Frajer i ciota
Duma to uczucie, którego każdy potrzebuje, a katolik (zwłaszcza ostatnio) jak kania dżdżu. Inaczej nie będzie dobrze się rozwijać. Jeśli ktoś się siebie wstydzi, to nie wierzy w swoje możliwości, nie docenia osiągnięć, marnuje talenty. Jego świadectwo miłości niewiele jest warte, bo żeby kochać bliźnich, trzeba kochać siebie samego.
Mam wrażenie, że dla wielu osób, przede wszystkim młodych, powodem do wstydu i zakłopotania, zaczyna być katolicka afiliacja. I nie chodzi o to, że "wstydzę się Jezusa" (wiary w Niego), tylko przynależności. Tomasz Machała w tekście "Wielkanocne wyznanie wiary" (Natemat.pl) pisał "Koleżanka, sporo ode mnie młodsza, zdziwiła się ostatnio, gdy usłyszała, że chodzę w każdą niedzielę do kościoła. - Ooo, to takie ciekawe - powiedziała. I dodała, że nie zna "nikogo", kto by chodził do kościoła. Kilka dni później w Wielki Piątek urządziła urodzinową imprezę." Autor konkluduje: "Kościół jest tak niemodny, tak niefajny, ma tak złą prasę, że chodzić co tydzień może do niego tylko dziwak." Kościół nie musi być modny. Ale musi być na tyle atrakcyjny, by porwać, zaskoczyć, zaintrygować, skłonić do trudu, jakim są poszukiwania duchowe. Tymczasem katolik to "ciota" (określenie Janusza Palikota), frajer (Fronda wydała książkę Zbigniewa Kaliszuka "Katolik frajerem?"), zakompleksiony moher, fanatyczny talib, odrażający hipokryta.
Krzyże są różne
Prawie nic nie zostaje z chrześcijańskiej, zdrowej dumy, żywej za pontyfikatu Jana Pawła II. Ludzie zaczynają się tłumaczyć, że wierzą, a publiczne wyznanie tegoż jest dowodem wielkiej odwagi. W tym kontekście entuzjazm, pewność siebie i swoista "święta bezczelność" jamneńsko - lednicka jest warta refleksji.
Nie wiadomo jak to się dzieje, ale loga Jamnej i Lednicy na koszulkach, pierścienie w kształcie ryby i inne symbole przynależności do Jezusa, młodzi ludzie (i nie tylko) noszą z autentyczną dumą. Może dlatego, że trochę się one różnią od wyrobów w sklepach z dewocjonaliami; kramach przy sanktuariach. Spotkania na Jamnej zawsze są niebanalne. Odnowione symbole (nie tylko ryba, znak pierwszych chrześcijan) są tam bardziej jakoś czytelne, spontaniczna radość z wiary - "zaraźliwa".
Sceptycy powiedzą - liczy się krzyż, reszta to gadżeciarstwo. Nieprawda. Krzyże są różne. Dostojne, jak ten w Katedrze na Wawelu, pod którym modliła się św. Jadwiga; zwyczajne - w przydrożnych kapliczkach, odświętne - odkurzane wyłącznie w dzień "kolędy". Są krzyże, w klasach czy Sejmie, będące przedmiotem sporu. Do nich przywykliśmy. Jest też krzyż na ołtarzu na Jamnej, zrobiony z dwóch skrzyżowanych drabin. Dla jednych to ekstrawagancja. Dla innych - impuls niezbędny do twórczej refleksji. Krzyż nie oznacza klęski, jest drabiną do domu Ojca. To taki paradoks, że rodzi się zdumienie, pierwszy odruch w stronę wiary...
Siła przyciągania
Oba ośrodki mają świeckich liderów, własnych "catholic voices" i niezły wizerunek medialny. Cudzysłów jest celowy, nikt ich nie szkolił do wystąpień w mediach. Można narzekać na spadek powołań kapłańskich i zakonnych, biadolić nad popularnością Ruchu Palikota. Głosowało na niego (2011) dużo młodzieży. Decyzję o wstąpieniu do zakonu/ seminarium też podejmuje się w młodym wieku. Ilość powołań spada. Co przyciągnie ludzi do Kościoła, którego wizerunek tworzą głównie seniorzy, np. słuchacze Radia Maryja...?
Dom św. Jacka na Jamnej jest starszy od Lednicy, ma inny klimat. Nie był planowany dla mas. Na ośrodek składa się kilkanaście budynków mieszkalnych, kościół w stylu góralskim , stajnie dla koni i osłów (i kozy) itd.. Każda z izb "przyozdobiona darami osób Jamną zafascynowanych, ma swoją niepowtarzalną indywidualność, łączącą miejscowe tradycje "galicyjskie" z importowanymi tradycjami wielkopolskich gospodarzy" (za: jamna.dominikanie.pl ). W lesie, kawałek za ośrodkiem, jest pustelnia. Piękny widok na okoliczne góry i pagórki, gęste lasy, krzaki jeżyn, nie są najważniejsze, lecz pozwalają odetchnąć od miasta, wyzwalają z rutyny. Stanowią świetną oprawę Sanktuarium Matki Bożej Niezawodnej Nadziei. Obraz młodej dziewczyny, Maryi z dzieckiem na zielonym tle, ukoronował Jan Paweł II. Kustoszem sanktuarium i gospodarzem ośrodka jest Andrzej Chlewicki OP, duszpasterz i poeta. Pomagają mu siostry ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego i miejscowi świeccy.
Spotkania Lednickie odbędą się w tym roku, 2 czerwca, po raz szesnasty. Jamnej stuknęła dwudziestka. Na Jamną jeżdżą wszystkie pokolenia, choć ze wskazaniem na studentów. Nadal trafiają się tacy, którzy przyjeżdżają szukać Boga i zdumieni tym, że jest inny niż myśleli, zaczynają odnajdywać drogę.
Czy duma z siebie nie oddala od sacrum, nie prowadzi do pychy? Bynajmniej. Jest odwrotnie, jeśli tylko zadba się o umiar. Jezus od początku był "zgorszeniem" i "głupstwem" dla niewierzących. Wyszydzanie, ośmieszanie, zawstydzanie, jest wpisane w istotę Kościoła. Lekarstwem nie jest walka ze światem, lecz pielęgnacja własnej godności, nierozerwalnie związanej z uczuciem dumy. Pozwólmy jej zaistnieć, bo inaczej naprawdę możemy kiedyś "zapaść się pod ziemię". Do katakumb.
Skomentuj artykuł