Dyskusja z Jackiem Pulikowskim to spór pokoleniowy
Jeszcze kilkanaście lat temu pan Jacek Pulikowski mógł być przez część mężczyzn oskarżany o przesadne branie pod uwagę emocji kobiet, dzisiaj już oskarżany będzie o co innego. I to jest zmiana na lepsze, bo uświadamia mężczyznom tok myślenia i odczuwania kobiet.
Dobrze, że toczy się dyskusja nad wypowiedziami Jacka Pulikowskiego, Ewy Buczek i Dominiki Frydrych, dobrze, że doprecyzowywane są pewne opinie, i dobrze, że idziemy do przodu. Mam jednak nieodparte wrażenie, że porozumienie w tej sprawie może być bardzo trudne. Dlaczego? Bo w pewnym sensie jest to spór pokoleniowy (nie w znaczeniu, że chodzi tylko o wiek, bo jest wielu ludzi młodych, którzy podzielają opinie p. Jacka Pulikowskiego), dotyczący spojrzenia na świat, małżeństwo, na relacje męsko-damskie i damsko-męskie.
O czym mówię?
Po pierwsze - można powiedzieć, że autorki są z pokolenia post-me too. Dla nich pewne kwestie są oczywiste, jasne i dokonane. Seks jest zawsze i z definicji partnerski, nie ma w nim miejsca na jakąkolwiek formę wymuszania - i to nawet emocjonalnego. Jacek Pulikowski - przy pełnej świadomości, że nie zgodziłby się on moralnie na żadne zachowania potępiane przez ruch me too, to zrobiłby to z zupełnie innych, pryncypialnych powodów, a nie wychodząc od założeń podzielanych przez Ewę Buczek i Dominikę Frydrych.
Po drugie - Jacek Pulikowski, jak się zdaje, wychodzi od jasnego uznania pewnej hierarchii w małżeństwie. Wyżej jest mężczyzna, i to kobieta w pewnym sensie musi się mu podporządkować, „uprosić, tak by nie czuł się odrzucony”. Zwróćmy uwagę, że nigdzie nie ma mowy, że mąż ma „uprosić żonę o akt seksualny i to tak, by nie czuła się ona wykorzystana czy przymuszona”, ale w drugą stronę takie sformułowanie jest już użyte - niezależnie od tego, że później jest ono wyjaśniane. Dla autorek normą jest partnerski układ także w małżeństwie. Z równej godności (to przyjmują obie strony) wynika (i to chyba jest przedmiotem dyskusji) równość miejsca w małżeństwie.
Te dwie kwestie, a można wymieniać następne, pokazują doskonale, że czeka nas bardzo potrzebna rozmowa o tym, jakie podejście do seksualności w małżeństwie jest nam potrzebne, jak o tym mówić, jak nauki szczegółowe zmienić mogą nasze podejście do relacji rodzinnych, jak głęboko - za sprawą i feminizmu, i gender, ale i po prostu przemian społecznych - zmienia się w ogóle nasze podejście do seksualności i rodziny. Jeszcze kilkanaście lat temu pan Jacek Pulikowski mógł być przez część mężczyzn oskarżany o przesadne branie pod uwagę emocji kobiet, dzisiaj już oskarżany będzie o co innego. I to jest zmiana na lepsze, bo uświadamia mężczyznom tok myślenia i odczuwania kobiet.
I na koniec - rozmowa, kwestionowanie jakiegoś elementu stanowiska kogoś - nie jest atakiem na niego. Jest po prostu próbą doprecyzowania użytych słów i kontekstów, albo polemiką, która jest przecież normą w dochodzeniu do prawdy. Udawanie, że wszyscy we wszystkim się zgadzamy, nie prowadzi nas do niczego. A już najmniej do lepszego rozumienia ludzkiej seksualności, tak bardzo podatnej na zranienia.
Tekst ukazał się na Facebooku Tomasza Terlikowskiego.
Skomentuj artykuł