"Upraszania" nie ratuje vlog ani oświadczenie. Jeszcze raz o konferencji Jacka Pulikowskiego

"Upraszania" nie ratuje vlog ani oświadczenie. Jeszcze raz o konferencji Jacka Pulikowskiego

Ten tekst jest moją odpowiedzią zarówno na film Tomasza Samołyka, jak i na oświadczenie pana Jacka Pulikowskiego.

W ostatnich dniach wiele wydarzyło się wokół tematu konferencji Jacka Pulikowskiego. Najpierw pojawiło się instastories Natalii Białobrzeskiej, które szerokim echem rozeszło się po sieci. Natalia cytuje w nim i komentuje fragment konferencji znanego katolickiego mówcy. Później – artykuł Ewy Buczek na temat kultury gwałtu na portalu Więź, a także mój felieton pt. „Żona nie może odmawiać seksu mężowi? Niebezpieczne związki katolików z kulturą gwałtu”. Odpowiedź na to nagrał vloger, Tomasz Samołyk, z kolei Jacek Pulikowski wydał oświadczenie.

DEON.PL POLECA

Sprawę opóźnienia w publikacji oświadczenia wyjaśnił osobiście redaktor naczelny DEON.pl, Piotr Żyłka, z panem Jackiem Pulikowskim, kilka godzin przed publikacją filmu Tomasza Samołyka na ten temat. Planowaliśmy publikację oświadczenia i mojego artykułu jednocześnie – stąd zwłoka. To nasz błąd, powinniśmy byli to zaplanować inaczej.

* * *

Ten tekst jest moją odpowiedzią zarówno na film Tomasza Samołyka, jak i na oświadczenie pana Jacka Pulikowskiego. Atak na pana Jacka Pulikowskiego nie był moją intencją przy publikacji felietonu, podobnie nie jest to moją intencją teraz. Nie zmienia to faktu, że nadal nie zgadzam się z panem Pulikowskim, jego poglądy są mi bardzo dalekie, co więcej – uważam, że momentami są wprost szkodliwe. Jeśli w jakimś miejscu było to nieprecyzyjnie wyrażone, mam nadzieję, że poniższy tekst będzie jaśniejszy. Krytykuję poglądy, a nie człowieka i rozdzielam krytykę od bezmyślnego hejtu, którego nie popieram.

Tak, kultura gwałtu nadal ma się dobrze

Myślę, że istotnym, a być może najistotniejszym zadaniem jest wyjaśnienie, czym w ogóle jest kultura gwałtu. Nie zdefiniowałam tego w poprzednim felietonie i za to przepraszam. Uznałam, że nie jest to konieczne dzień po wyczerpującym artykule opublikowanym przez Więź. Tomasz Samołyk w swoim filmie zarzucił mi natomiast przekazywanie informacji, że Jacek Pulikowski namawia do gwałtu – mam wrażenie, że vloger potraktował to jako synonim mojego twierdzenia, że fragmenty konferencji wspierają kulturę gwałtu. To domaga się sprecyzowania.

Wspieranie kultury gwałtu to nie namawianie do gwałtu wprost. Koncepcja ta określa powszechność przemocy seksualnej, a także normalizowanie i legitymizowanie jej przez społeczne normy czy zachowania. Amerykańska badaczka, Martha Burt stworzyła trzynaście mitów, które budują kulturę gwałtu – o nich m. in. pisała Ewa Buczek; są to chociażby mit dotyczący ubioru (kobieta ubrała się wyzywająco, a więc sprowokowała gwałt) czy mit, który mówi, że w większości gwałtów ofiara ma złą opinię i skłonność do wielu partnerów seksualnych – przerzucają one odpowiedzialność na ofiarę. Podobnie też w kulturę gwałtu wpisują się na przykład zaczepki na ulicy, seksistowskie postawy czy żarty z gwałtów. Czy każdy żart, który dotyczy przemocy seksualnej jest wprost nawoływaniem do gwałtu albo oznacza, że jego autor jest gwałcicielem? Nie. Ale czy każdy taki żart jest formą wsparcia kultury gwałtu – czyli nieświadomym puszczeniem oka do gwałcicieli i drobnym, subtelnym znormalizowaniem przemocy seksualnej? Tak. Przemoc zaczyna się od języka.

I właśnie dlatego nie ma i nie będzie we mnie zgody na sformułowanie o „żonie upraszającej męża” albo „żonie, która nigdy nie może odmówić mężowi”. Nawet jeśli, jak podkreśla Tomasz Samołyk, setną sekundę później pan Pulikowski precyzuje, że żona nigdy nie może sprawić, żeby mąż poczuł się odrzucony. Tym bardziej, że sprawa dotyczy człowieka, którego przekaz dociera do tysięcy ludzi, a on sam cieszy się opinią autorytetu – jego słowa mają więc naprawdę dużą moc.

Oświadczenie pana Pulikowskiego? Mam z nim duży problem

Zanim przejdę do meritum, jedna rzecz domaga się sprostowania. Pan Pulikowski pisze, że „podobno wszystko zaczęło się od instagramu i artykułu na DEONIE” – rzeczywiście, temat rozpoczęła Natalia Białobrzeska na profilu Drużyna B, ale tekst na portalu DEON.pl pojawił się dwa dni po artykule Ewy Buczek na portalu Więź.

Samo oświadczenie jest dla mnie mocno kłopotliwe. Po pierwsze, napisane w klimacie wojennej narracji; pan Pulikowski swoich oponentów (a raczej oponentki) nazywa „przeciwnikami w walce ideologicznej” czy sugeruje, że cała akcja została napędzona przez siły „spod znaku «błyskawicy»”. Oczywiście, że konkretne kobiety, które zabrały krytyczny głos, a o których pisze pan Pulikowski, można włożyć do szufladki ideologicznych wrogów i doszukiwać się spisku. To na pewno będzie najprostsze. Pytanie tylko, czy prawdziwe. Dyskusja, która się przy okazji narodziła, jest o wiele szersza i trudno zepchnąć ją pod sztandar przeciwników ideologicznych: krytyczny głos w swoich mediach społecznościowych zabrała m. in. Joanna Kociszewska (była współpracownica portalu wiara.pl), w komentarzach pod postem o. Dariusza Piórkowskiego SJ zrodziła się na ten temat szeroka dyskusja. To nie jest kwestia wyłącznie dwóch tekstów, ale wyraz wątpliwości wielu katoliczek i katolików.

Oświadczenie w swojej argumentacji potwierdza niestety szkodliwe i głęboko patriarchalne założenia dotyczące seksualności, zwłaszcza w miejscach, w których pan Pulikowski cytuje fragment swojej książki. Pisze tak (zachowuję komentarze autora): „Skuteczne przeciwstawienie się wymaga odpowiedniego przedstawienia sprawy mężowi. Zamiast mówić:  »Nie, bo nie«, »Zostaw mnie w spokoju« czy nawet: »Odwal się, chamie« (cytat z życia wzięty), należałoby poprosić wspaniałego męża, by w wolności swojej ofiarował swej żonie (podkreślenie bieżące moje bo nawiązuje do atakowanego zdania) takie warunki, jakie dla niej będą dobre, piękne czy wręcz wymarzone”. Według tego fragmentu, kobieta w pełni odpowiada za odmowę mężowi współżycia. Powinna postarać się, aby była to odmowa rozsądna, przemyślana i dobrze uzasadniona – nie może zrobić tego źle, opryskliwie czy nie podawać przyczyny, gdyż mogłoby to być nieskuteczne (!), powinna za to poprosić męża o takie warunki, jakie będą dla niej dobre. Odpowiedzialność leży wyłącznie na niej, mężczyzna jest tu trybunałem, który rozsądza o współżyciu.

Później pan Pulikowski pisze: „Prawdziwie mądry mąż słysząc, że jakieś warunki współżycia nie odpowiadają żonie, sam będzie dążył do ich zmiany na lepsze. Wie bowiem, że zmuszanie żony do zbliżeń wbrew jej woli (choćby z powodu wyimaginowanych przez nią subiektywnych wyobrażeń) niechybnie zaowocuje niechęcią żony do współżycia, a w dalszej perspektywie będzie prowadziło do przejmującego bólu głowy na samą myśl o współżyciu”. Z tego wynika natomiast, że wymuszenie współżycia jest złe, bo może zaowocować niechęcią żony do współżycia w ogóle. Owszem, jest to jedna z negatywnych konsekwencji, ale zdecydowanie nie to jest najważniejsze. Zmuszanie do seksu jest złe, dlatego że jest gwałtem. To może budzić opór – bo gwałty kojarzą się raczej z ciemną uliczką i przypadkowym napastnikiem niż z małżeństwem, ale jak pokazują badania, aż w 80% przypadków sprawcą jest ktoś, z kim osoba poszkodowana była albo jest w związku. A każdy seks, na który nie było świadomej zgody, jest zgwałceniem – ten w małżeństwie również. I to jest nadrzędny skutek zmuszania żony do stosunku. Jej niechęć i wspomniany „przejmujący ból głowy” będzie tylko zrozumiałą konsekwencją traumatycznego wydarzenia.

Chodzi o to, żeby decydować się na seks w wolności, w poczuciu, że chce się to robić i nie jest się do niczego zmuszanym. I dotyczy to obydwu stron. Pan Pulikowski pisze tak: „Wiedząc z praktyki poradni, że ostre, nakazowe traktowanie męża (nie, bo nie) często niedojrzałych mężów rozdrażnia, zaproponowałem podejście »miękkie«. Praktyka pokazuje, że dużo więcej osiągnie żona mówieniem o swoich potrzebach, odwoływaniem się do mądrości męża, proszeniem i pokorą niż pryncypialnym pouczaniem męża i odtrącaniem. Rzecz jasna to wymaga mądrości i pokory, na którą nie każdą żonę stać. Tak powstały określenia »poprosić« czy nawet »uprosić«,  by ratować męża i ich małżeństwo przed zniszczeniem relacji intymnej, a za tym całego małżeństwa”. I tu znowu odpowiedzialność przerzucona jest na kobiety, które muszą dostosować się do „często niedojrzałych mężów”, ponieważ takim „uniżeniem się” osiągnie się więcej. Tylko że życie seksualne nie powinno być polem minowym, na którym kobiety muszą się zastanawiać, co mają zrobić i jak mają podejść męża, aby „więcej osiągnąć” – to byłaby wizja partnerstwa rodem z filmu „Gallimatias, czyli Kogel mogel 2”.

Natomiast całą sprawę pan Pulikowski konstatuje następująco: „Umiejętnie zagrano (doceniam fachowość) na, od lat budowanym, buncie kobiet przeciwko »ciemiężycielom« mężczyznom. Nuta udręczenia kobiet przez »hegemonów« mężczyzn jest bardzo łatwa do uruchomienia i świetnie nadaje się do podsycania wrogich emocji i agresji”. Skoro autor z góry zakłada, że opresyjność mężczyzn w stosunku do kobiet na przestrzeni dziejów jest czymś sztucznym, naprawdę trudno polemizować. Gdyby pan Pulikowski miał rację i gdyby dzisiaj kultura gwałtu nie istniała, nie byłoby ruchu „me too”, dziewczyny nie bałyby się chodzić na randki nocą do parku i nikomu nie przyszłoby do głowy ostrzeganie nas przed zostawianiem drinka w klubie albo zakładaniem krótkiej spódnicy. Nie musiałybyśmy w ogóle toczyć obecnej dyskusji, a ja nie ważyłabym słów, próbując wyjaśnić dwóm panom, dlaczego sformułowanie o „upraszaniu” jest oburzające w każdym kontekście.

Wynika z tego wszystkiego jeden wniosek, a zarazem główny problem, zarówno w oświadczeniu, jak i w obronie przeprowadzonej przez Tomasza Samołyka (i innych komentatorów). Żaden z nich nie skupił się na perspektywie kobiety jako podmiotu – osoby świadomej, autonomicznej, takiej, która uprawia seks wtedy, kiedy ma na to ochotę, która nigdy nie powinna być do tego zmuszana (również perswazją) i ma prawo odmówić zawsze i bez podania żadnego powodu (a to, że mężczyzna może poczuć się urażony odmową to nie powód, ale świadectwo niedojrzałości mężczyzny). Działa to zresztą w dwie strony i podobnie dotyczy mężczyzn, którzy znowu zostają postawieni w roli „seksualnych maszyn”, co jest przecież fałszywym obrazem – ich seksualność i libido są tak samo skomplikowane, jak kobiece.

Poza tym sformułowania, które dla mnie i dla innych kobiet są zwyczajnie niedopuszczalne – z miejsca zostają usprawiedliwione jako lapsusy, wpadki i niefortunnie dobrane słowa, a nasza interpretacja wynika z przewrażliwienia, z nieżyczliwości albo została wykonana na zlecenie.

A tymczasem chodzi po prostu o zwykłe przyznanie, że „nie” znaczy „nie” i jest wystarczające.

Czegoś tu zabrakło. O filmie Tomasza Samołyka

Tomasz Samołyk we wspomnianym wcześniej filmie wielokrotnie powołuje się na mój tekst, w dużej mierze zarzucając mi manipulacje. Szkoda, że sam dokonał nadużycia, cytując mój artykuł nieprecyzyjnie, wybiórczo i dokonując przy tym krzywdzących, oszczerczych przekłamań.

Po pierwsze, Tomasz Samołyk przyznaje: „widać, ze pani redaktor obejrzała konferencję, a przynajmniej pierwszą część tej konferencji, ale z jej artykułu nie wynika, jakby chciała zrozumieć, o co chodzi panu Pulikowskiemu i de facto opiera się na tej pięćdziesięciodziewięciosekundowej publikacji”. Niestety insynuowanie, że opieram się wyłącznie na rzeczonym fragmencie jest kłamliwe. Napisałam tak:

„Szalenie trudne jest – i zwróciła na to uwagę Natalia – komentowanie wypowiedzi Pulikowskiego. Miesza się w tej konferencji groch z kapustą; mówca najpierw podkreśla, że nie można zmuszać kobiety do seksu, bo jest to sprzeczne z miłością, a jeśli kobieta nie zgadza się na jakąś formę współżycia, powinna odmówić, by dosłownie w kolejnym zdaniu przejść do konieczności »upraszania« mężczyzny, żeby ten sam zrezygnował, gdy kobieta nie ma ochoty na seks”.

Później (to szerszy wniosek, odnoszący się zarówno do konferencji pana Pulikowskiego oraz do filmu z kanału "Jednego Serca"):

„I tak powstaje pomieszanie z poplątaniem, swobodne łączenie »nie wolno nikogo do niczego zmuszać« i »uzasadnionych przyczyn« albo »możesz odmówić seksu, gdy na coś się nie zgadzasz« i »masz uprosić męża, żeby to on zrezygnował, nie wolno ci go odtrącić«. A podbite pobożnymi argumentami, dajmy na to, cytatem ze świętego Pawła albo wypowiedziane przez człowieka, który zna się na temacie, bo, co prawda, nie jest seksuologiem ani psychologiem, ale powiedział na ten temat serię konferencji, ewentualnie sam jest w związku? Niestety ma to swoją moc.”

Niestety – o tych dwóch fragmentach mojego felietonu Tomasz Samołyk nie wspomniał u siebie ani razu. A przecież z obydwu cytatów wynika, że owszem, widzę, że słowa o „upraszaniu” to NIE JEST jedyna rzecz, o której mówi pan Pulikowski i krytycznie oceniam inny aspekt jego konferencji – niebezpieczny, moim zdaniem, brak precyzji. Sam autor konferencji przyznaje to w swoim oświadczeniu i pisze tak: „w żywej mowie zdarzają się niefortunnie dobrane słowa, przejęzyczenia, a nawet lapsusy słowne i wyciąganie z nich daleko idących wniosków jest, najdelikatniej mówiąc, dowodem nieżyczliwości. Z pewnością gdybym redagował ten tekst na piśmie nie użyłbym słowa »odmówić« tylko »odtrącić« a słowo »prosić, uprosić« pewnie bym zastąpił »cierpliwie tłumaczyć i uzasadniać«, a »nieuprawnione« słowem »nierozsądne«, bo mogące przynieść negatywne skutki dla małżeństwa.”

W innym miejscu Tomasz Samołyk tak komentuje oburzenie na temat zdania: „Żona nigdy nie powinna odmówić mężowi współżycia, gdy on proponuje. Jeszcze precyzyjniej: mąż nigdy nie powinien czuć się odrzucony i odtrącony”, wyjaśniając, że oburzenie komentatorów i komentatorek – w tym moje – wywołało wyłącznie pierwsze z tych zdań. Vloger mówi: „A więc setną sekundę później, pan Pulikowski, orientując się, że powiedział coś nieścisłego, powiedział to jeszcze precyzując, że mąż nie powinien czuć się odrzucony, de facto skreślając pierwszą część zdania” – i to już jest wyłącznie usprawiedliwienie pana Pulikowskiego przez Tomasza Samołyka. Niestety, w żadnym miejscu pan Jacek Pulikowski nie dał powodu, żeby tak sądzić; nie powiedział: „przepraszam”, „to pomyłka” ani nic podobnego – nie wskazał, że popełnił jakikolwiek błąd w rozumowaniu. Jednoznaczne orzekanie, że jest to „skreślenie pierwszej części zdania” i że tylko dla osób nieżyczliwych sens jest inny niż „mąż nigdy nie powinien czuć się odrzucony” to czysta interpretacja. Ale, co ważniejsze, mojego oburzenia nie wywołało tylko jedno zdanie, a cały ten fragment, również część o tym, że „mąż nigdy nie powinien czuć się odrzucony” – dlaczego to wywołuje moje oburzenie, wyjaśniłam, mam nadzieję, wcześniej. (Oczywiście znajduje się on zacytowany w moim tekście, aż do frazy: „To nie od ochoty ma zależeć”.)

Poza tym Tomasz Samołyk prezentuje fragment konferencji, w którym Jacek Pulikowski zwraca się do mężczyzn: „Panowie, pozwólmy kobietom przekazać sobie, że ona ma w sobie stado jeży. I że ona teraz się zgodzi na wejście do łóżka, to zgodzi się wbrew sobie. Odbierze to jako dysonans, jako ranę, oddalenie od męża. Będzie się czuła użyta, przymuszona, będzie się czuła źle.” Bezpośrednio po nim vloger mówi: „W tym kontekście chciałbym przywołać fragment artykułu pani redaktor Frydrych z Deonu, która mówi o wypowiedzi pana Pulikowskiego w ten sposób: »W tym wypadku można ją śmiało określić jako wsparcie dla kultury gwałtu«.”

To niestety poważna manipulacja. Tomasz Samołyk podaje konkretny fragment konferencji, wyjaśnia, że w tym kontekście przywoła cytat z mojego tekstu, sugerując tym samym, że to mój komentarz do przytoczonych przez niego słów pana Pulikowskiego. To oczywiście nieprawda – zdanie, które wykorzystuje youtuber zostało użyte przeze mnie w zupełnie innym kontekście. Wsparciem dla kultury gwałtu są w mojej ocenie słowa znanego katolickiego autorytetu, które ten wypowiedział w omawianym pięćdziesięciodziewięciosekundowym fragmencie, słowa określone zresztą przez panów, dość wyrozumiale, jako „nieprecyzyjne”. Znowu: nie chodzi mi tu o jawne nawoływanie do przemocy seksualnej, ale o funkcjonowanie w sytuacji pojęciowej, w której kobieta jest podporządkowana mężczyźnie – dlatego oceniam to jako wsparcie dla kultury gwałtu. Vloger zupełnie wyciął ten kontekst i dokonał mylącego uproszczenia. Gdyby rzeczywiście chciał wskazać moje odniesienie do tej wypowiedzi, musiałby zacytować przywołany już przeze mnie fragment, w którym wskazuję, że na to, że pan Pulikowski mówi o tym, że nie wolno zmuszać kobiety do seksu.

* * *

Podkreśliłam to na końcu poprzedniego tekstu, podkreślam też tutaj: specjaliści z zakresu zdrowia psychicznego, w tym seksuolodzy, kierują się etyką zawodową, która jasno nakazuje im szanować przekonania i wartości pacjentów. Zaznaczam to, ponieważ Tomasz Samołyk mocno krytykuje także dobór jednej z dwóch ekspertek, Katarzyny Koczułap. Powodem krytyki nie jest jednak to, że pani Koczułap nie szanuje światopoglądu swoich pacjentów, co mogłoby ją dyskwalifikować jako etyczną seksuolożkę. Moim błędem miało być to, że powołuję się na niekatolicką ekspertkę na katolickim portalu, a dowodem – kilka zdjęć z jej Instagrama. To podejście, z którym nie zgadzam się fundamentalnie – dla mnie używanie katolickiego charakteru portalu jako tego rodzaju argumentu, trudno nazwać inaczej niż ideologiczną cenzurą. Bo czy, jako katolicy, mamy wystrzegać się wszystkiego i wszystkich, co niekatolickie? Specjalistów – psychologów, psychoterapeutów czy seksuologów – niekatolików? Powoływanie się na nich to nie „promowanie”, tylko korzystanie z wiedzy i doświadczenia. Dlaczego tego nie robić? Czy tylko dlatego, że nie podzielają określonego systemu wartości? Jeśli eksperci będą namawiać do czegoś niezgodnego z naszymi przekonaniami albo do zmiany tych przekonań – złamią zasady i powinni ponosić konsekwencje. Nie trzeba tego jednak z góry zakładać.

Swoich czytelników traktuję natomiast jako ludzi myślących, którym nie muszę cenzurować specjalistek z powodu ich niekatolickości. Czy należało przestraszyć się tego, że cytując kobietę, która pisze m. in. o – proszę wrażliwszych o zamknięcie oczu – gadżetach erotycznych, doprowadzę do degeneracji czytelników DEON.pl? Skoro Katarzyna Koczułap jest seksuolożką, podejmuje u siebie szereg tematów, o których zapewne nie porozmawiamy przy wigilijnej kolacji u cioci, mówi o kwestiach uznawanych społecznie za tabu i robi to właśnie z racji swojego zawodu, a ja nie widzę w tym najmniejszej kontrowersji.

Na koniec

Moje słowa padły ofiarą manipulacji i wywołały falę hejtu. Najbardziej bolesny jest fakt, że tak licznie wzięli w niej udział katolicy i katoliczki – równie pobożni, co agresywni. Rozumiem, że krytyka poglądów lubianego mówcy może zaboleć, a ze mną można się nie zgadzać, ale nie wiem, na ile chrześcijańskie są dziesiątki obraźliwych, personalnych komentarzy kierowanych w moją stronę, które od poniedziałku spływają zarówno do portalu DEON.pl, jak i bezpośrednio do mnie.

Ponieważ zostało to wywołane przez filmy Tomasza Samołyka, oczekuję od niego przeprosin. Gdyby czuł potrzebę zadośćuczynienia, sugeruję wesprzeć dowolną kwotą Centrum Praw Kobiet.

Panie Tomaszu, możemy nie zgadzać się w wielu kwestiach i z całą pewnością mamy zupełnie inne spojrzenie na ocenę konferencji i dorobku pana Jacka Pulikowskiego, ale radziłabym gruntownie przemyśleć styl i formę „stawania do zapasów o prawdę”.

* * *

EDIT [11.12.2020, 17:12]:

Centrum Praw Kobiet to organizacja, która od wielu lat pomaga kobietom doświadczających różnych form przemocy i najprężniej działa na tym polu. Prowadzi telefon zaufania, organizuje pomoc prawną i psychologiczną, asystuje kobietom w sądach i na policji, zajmuje się interwencją kryzysową. Ponadto działa także w przestrzeni edukacji i prowadzenia kampanii społecznych na temat przemocy domowej, stereotypów dotyczących płci (obecnie prowadzi kampanię: "stop kobietobójstwu").

I właśnie dlatego, że to jedna z najbardziej znanych organizacji, które przeciwdziałają przemocy wobec kobiet, zaproponowałam ją na końcu swojego tekstu jako instytucję, którą można wesprzeć. Natomiast jeśli przepychanka o to ma być głównym wątkiem - proponuję wsparcie dla fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. Albo dla jakiegokolwiek innego, godnego miejsca wsparcia dla ludzi doświadczających przemocy, w tym przemocy seksualnej.

Redaktorka i dziennikarka DEON.pl, autorka książki "Pełnymi garściami". Prowadzi blog dane wrażliwe.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Barbara Turek, Dominika Frydrych

85% niepełnosprawności Basi Turek oznacza 100% zależności od drugiego człowieka. Czy tak można żyć? Można! I to jak!

Dla swoich rodziców okazała się wielkim zaskoczeniem – po jej narodzinach lekarze postawili diagnozę: córka nie będzie...

Skomentuj artykuł

"Upraszania" nie ratuje vlog ani oświadczenie. Jeszcze raz o konferencji Jacka Pulikowskiego
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.