Edukacja emocjonalna pilnie potrzebna
Ani Kościół katolicki, ani szkoła nie wypracowały do tej pory skutecznej edukacji emocjonalnej, która przynosiłaby rezultaty w dorosłym życiu. Dowodem tego są utrzymujące się od dawna napięcia w społeczeństwie. Co jakiś czas emocje dochodzą niemal do zenitu, jakby zasady dobrego wychowania zupełnie nie istniały. Troska o to ważne zagadnienie nie pojawia się w pracach zespołu przygotowującego zmiany w szkolnictwie.
Wyważone sądy wolne od niekontrolowanych wybuchów złości i zdrowy dystans do własnych poglądów przydałby się każdemu. Nie nauczy się tego człowiek wkuwający na pamięć: „będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego”. Samo pobożne życzenie nie wystarczy. Potrzebne są konkretne umiejętności. Jeśli nie zostaliśmy nauczeni, jak radzić sobie z emocjami, by nie rujnowały naszych relacji, to mamy do odrobienia zaległą pracę domową. Nie zwolni nas z niej nawet obecna ministra edukacji.
Jak wygląda edukacja emocjonalna w polskich szkołach?
Przyjrzyjmy się, jak obecnie wygląda edukacja emocjonalna w polskich szkołach. Czy tak zwana podstawa programowa w ogóle ją zakłada i czy rodzice w ferworze politycznych kłótni nie zepsują tego, czego chciałaby nauczyć szkoła?
Według podstawy programowej już przedszkole ma przygotowywać „do rozumienia emocji, uczuć własnych i innych ludzi”. Emocjonalny obszar rozwoju dziecka w przedszkolu jest opisany w jedenastu punktach i zwraca uwagę zarówno na naukę rozpoznawania własnych emocji, jak i wyrażania ich z poszanowaniem emocji innych. Natomiast na etapie wczesnoszkolnym twórcy podstawy programowej jako jeden z celów rozwoju emocjonalnego dziecka wymieniają zdobycie umiejętności panowania nad emocjami. W starszych klasach szkoły podstawowej, podstawa programowa, która odzwierciedla niefortunną fragmentaryczność edukacji podzielonej na niestykające się ze sobą przedmioty nauczania, nie mówi już o emocjach. Czyżby kształcenie w tej dziedzinie zostało ukończone na etapie trzeciej klasy? Gdzie się podziała idea integralnej edukacji zapowiadanej we wstępie do każdego poziomu kształcenia?
Bycie sobą zaczęło oznaczać nie krycie się ze swoimi emocjami
Kiedyś uczono młodego człowieka bon tonu i zasad savoir-vivre’u, dokładano większych starań, by młodzi ludzi panowali nad swoimi emocjami, nie okazywali uczuć zbyt pochopnie, nie pozwalali dochodzić do głosu złości, kontrolowali własne pożądania i nie demonstrowali nazbyt bezpośrednio tego, co o innych myślą. Aby byli powściągliwi w sądach i zachowywali obowiązujące konwenanse. Organizacje młodzieżowe i sportowe uczyły hartu ducha, wytrwałości, poświęcenia i kibicowania swoim zawodnikom zachowując sportową postawę szacunku do rywala.
Po rewolucji 1968 roku poszliśmy w drugą skrajność. Bycie sobą zaczęło oznaczać nie krycie się ze swoimi emocjami. Straciła na tym intymność i dobre wychowanie. Panienki z dobrych domów stały się wyzwolonymi obiektami pożądania. Młodzieńcy przestali marzyć o byciu dżentelmenami i zaczęli gardzić dyplomatycznym taktem, dopatrując się w nim hipokryzji. Takie przymiotniki jak taktowny, grzeczny, dyskretny, subtelny idą w niepamięć już po ukończeniu szkoły. Tak jak wiele wyuczonych definicji.
Trzymanie emocji pod kontrolą jest wyrazem mądrości
Zbyt mało mamy w szkołach konkretnych przykładów dobrego wychowania i zbyt wielu zestresowanych nauczycieli, którzy jako pierwsi powinni okazywać innym szacunek, trzymając emocje pod kontrolą.
Nie nawołuję, by wrócić do dawnych czasów, gdy uczeń spotykając nauczyciela na ulicy sprawdzał, czy koszula nie wychodzi mu ze spodni. Chcę jedynie przekonać do traktowania edukacji emocjonalnej jako ważnego elementu wychowania ucznia do życia w społeczeństwie i jako części edukacji religijnej. To jest tak samo ważnej jak edukacja poznawcza. Trzymanie emocji pod kontrolą jest wyrazem mądrości, a kochający rodzice chcieliby przecież, aby ich dzieci były mądre, a nie tylko sprytne i inteligentne.
Skomentuj artykuł