Emaus, czyli droga donikąd
![Emaus, czyli droga donikąd Emaus, czyli droga donikąd](https://static.deon.pl/storage/image/core_files/2013/4/10/f19cc7cef9be8c1c58fd2e386927a652/jpg/deon/articles-thumb-xlarge-breakpoint-default/emaus-czyli-droga-donikad.jpg)
Uciekali do Emaus, czyli szli donikąd, bo czuli się zdradzeni przez życie, któremu dotąd po dziecięcemu ufali. Zawiodła ich obietnica, na którą tak mocno liczyli.
"Był przecież prorokiem potężnym w mowie i czynach" - ciągle wracali do tej samej myśli - a myśmy sądzili, że nadszedł wreszcie czas świetności dla naszego narodu, bo wszystko miało się przecież zacząć od Jerozolimy, a tu niestety usiłowania te się zupełnie nie sprawdziły.
Nie mogło się skończyć bardziej tragicznie, aniżeli to się stało w przypadku rabbiego z Nazaretu. Został schwytany w Ogrodzie Oliwnym przez straże świątynne, postawiony przed sądem cesarskim i skazany na śmierć krzyżową. Wyrok został wykonany. Zginął, a więc upadło domniemanie jego niewinności. Bóg nie interweniował, sprawdziło się zatem w całej rozciągłości złowrogie ludzkie gadanie o jego mesjańskiej nieudolności. Przebicie serca włócznią i złożenie jego zwłok do grobu było ostatecznym i bezdyskusyjnym przypieczętowaniem klęski.
Ich ucieczka do Emaus była nie tyle porzuceniem miasta, w którym się nie zrealizowały ich oczekiwania, ile odrzuceniem Ewangelii, która ich zwiodła, tym bardziej że pojawiły się nowe fakty budzące ich przerażenie - oto niektóre kobiety z jego otoczenia roiły coś o mówiących aniołach i o tym, że ukrzyżowany powstał z grobu żywy. Nie mogło to oczywiście wróżyć jego uczniom nic dobrego i dlatego, żeby nie popaść w jeszcze większe życiowe tarapaty, trzeba się było czym prędzej z tego miejsca wyprowadzić.
Powiódłby się im ten zamiar z całą pewnością, gdyby nie spotkany na drodze nieznajomy, który wprawdzie nie bardzo się orientował w tym, co wydarzyło się ostatnio w Jerozolimie, ale umiał to świetnie komentować, posługując się Pismem świętym, zbijając ich wszystkie dotychczasowe twierdzenia. Wykazywał im księga po księdze, że tak właśnie miała przebiegać misja Bożego wysłannika i że tragiczne jej zakończenie nie oznacza bynajmniej załamania się Bożego planu odkupienia.
Potem jeszcze, sami nie wiedząc dlaczego, poprosili nieznajomego, ażeby został z nimi w domu, bo zaczęło się robić ciemno, a mieli wrażenie, że dom ich z jakichś dziwnych względów stał się zimnym, ponurym grobowcem. Kiedy siedzieli razem przy stole, a nieznajomy łamał chleb, żeby się nim podzielić, poczuli, jakby ich wnętrze przeszył ogień. Wtedy dostrzegli, że to nie był zwykły chleb, ten, który jedli, ale komunia z ich zmartwychwstałym Mistrzem. Zrozumieli wówczas, że krew, która się polała na Golgocie, była krwią nowego przymierza, o którym mówiły wszystkie proroctwa. Nie zdziwili się wcale, gdy Nieznajomy zniknął im z oczu. Nie bali się sami, w nocy, wrócić do Jerozolimy. Nie denerwowały ich już dziwaczne rojenia kobiet, bo sami twierdzili, że Chrystus rzeczywiście zmartwychwstał, a nawet jeszcze więcej, że dał im swojego Ducha, gorącego jak płomień, dzięki któremu oni również stali się uczestnikami zmartwychwstania.
Skomentuj artykuł