Europa: kryzys nie tylko ekonomiczny

Europa: kryzys nie tylko ekonomiczny
ks. Adam Błyszcz CR

Czym jest kryzys, który trapi Europę? Wbrew wszelkim danym ta sytuacja nie sprowadza się do wymiarów ekonomicznych. Jego rdzeniem jest zachwianie moralności. Kryzys, który trapi świat zachodni, jest w gruncie rzeczy kryzysem idei odkupienia.

W ostatnich dniach ukazały się dwa ważne wywiady. Obydwa na łamach Gazety Wyborczej. Pierwszy z Marcinem Królem (z 8 lutego 2014 roku), a drugi z nowym prowincjałem dominikanów, ojcem Pawłem Kozackim (z 18 lutego 2014 roku). Pierwsza rozmowa przeszła niemal niezauważona. Drugi wywiad zaistniał dzięki tytułowi, jakoby ojciec Paweł był przeciwnikiem religii w szkole.

Co ciekawe, obydwa teksty zazębiają się. Marcin Król mówi o kryzysie Europy, nie mówiąc o impasie chrześcijaństwa. Ojciec Paweł Kozacki mówi o kryzysie chrześcijaństwa, nie mówiąc o impasie Europy.

Wydaje się, że mamy do czynienia z przesileniem ekonomicznym, z ułomną dystrybucją dóbr, z wykluczeniem (czyż nie pisał o tym papież Franciszek w Evangelii gaudium?), z galopującym rozwarstwieniem społecznym. Według Marcina Króla to musi doprowadzić do nadejścia CZEGOŚ, co nas zmiecie.

Czym jest kryzys, który trapi Europę? Wbrew wszelkim danym ta sytuacja nie sprowadza się do wymiarów ekonomicznych. Rdzeniem kryzysu jest zachwianie moralności. Żeby było jasne - rzecz nie dotyczy tego, że ludzie czynią zło; że grzeszą. Tak było zawsze. Kryzys moralności następuje wtedy, kiedy zostaje zatracona świadomość tego, co dobre i złe. Może należałoby to wyrazić w kategoriach mniej radykalnych - do kryzysu dochodzi wtedy, kiedy następuje przewartościowanie kategorii dobra i zła. To są procesy, które trwają dziesięciolecia. Jak długo Europa pracowała na I i II wojnę, podczas której Żydów określono jako robactwo? Jak długo Europa pracowała na komunizm, który burżuazję określił jako szkodników? Piszę to, gdyż te erupcje nienawiści i zagłady wrogów są już tylko i wyłącznie efektem, rezultatem długoterminowych procesów mentalnych, które przygotowały grunt pod Lenina, Hitlera i Stalina.

Musi niepokoić fakt, że kilkadziesiąt lat po Holokauście znajdują się tacy, którzy wspierają ideologię narodowego socjalizmu. Musi niepokoić fakt, że kilkadziesiąt lat po Gułagach są tacy, którzy popierają komunizm.

Do tej pory w Europie chrześcijaństwo było odpowiedzialne za określenie kategorii dobra i zła. Procesy sekularyzacji doprowadziły do sytuacji, w której chrześcijaństwo jest jednym z podmiotów określających ich naturę. Oczywiście obok państwa i indywiduum. To właśnie na styku tych podmiotów dochodzi do konfliktów. Indywiduum, wsparte przez państwo, nie chce zgodzić się na deklarację chrześcijaństwa (Kościołów). Jest rzeczą godziwą (bo dozwoloną przez prawo) zabić dziecko nienarodzone - tak powie państwo. Jest to rzecz niegodziwa - to deklaracja chrześcijaństwa. Te napięcia nie są spowodowane tylko tym, że doszło do konfliktu między państwem (reprezentującym i wspierającym indywiduum) a Kościołem. One są spowodowane także tym, że Kościół utracił zdolność określania dobra i zła. Stało się tak w wyniku utraty wiarygodności Kościoła.

Co podważyło tę wiarygodność? W skali światowej - niewątpliwie pedofilia. Nie dlatego, że takie zbrodnie się zdarzają, ale dlatego, że nie umieliśmy sobie z tym poradzić w wymiarze instytucjonalnym. Na polskim podwórku powaliła nas niezgoda na lustrację. Przypominam sobie wypowiedź jednego z polskich biskupów, który twierdził, że nie sposób oceniać komunistycznych realiów, nie znając ówczesnej sytuacji. Od razu rodzi się pytanie, jak młodemu małżeństwu, żyjącemu w kawalerce (i nie mającemu bliskich szans na polepszenie swojej sytuacji) celibatariusz może proponować katolicką wizję przeżywania seksualności? Temat lustracji wraca. Można go przemilczeć i przetrzymać - jak czyni polski Kościół. Ale czy przyniesie to pożytek Kościołowi i społeczeństwu?

Marcin Król nie mówi o kryzysie chrześcijaństwa. Dla niego kryzys ma przede wszystkim charakter ekonomiczny - niesprawiedliwa dystrybucja dóbr. Ale nie jest to efekt chybionych struktur. To owoc niewrażliwości serca. Wydaje się zatem, że osią tego kryzysu jest jednak moralność. Jeśli rzecz dotyczy wrażliwości serca, to musimy przyznać, że Europa jest chora, bo chore jest chrześcijaństwo, bo chory jest Kościół, który w tej Europie był (jest?) odpowiedzialny za wrażliwość serca.

Co Kościół (chrześcijaństwo) ma do zaproponowania światu? Błogosławiony Jan Paweł II mówił o swoistej diakonii prawdy, którą Kościół oferuje światu. Chrześcijaństwo przynosi prawdę o człowieku. Ta prawda sprowadza się do jednego: człowiek potrzebuje odkupienia.

Chrześcijaństwo może zaproponować jedynie (i aż) orędzie odkupienia. Ale Kościół, który wobec zbrodni pedofilii (na poziomie światowym) czy współpracy z reżimem komunistycznym (na poziomie polskim) zachowuje się tak, jakby nic się nie stało, przestaje być wiarygodnym nosicielem idei odkupienia. Kryzys, który trapi nasz świat zachodni, jest w gruncie rzeczy kryzysem idei odkupienia, przebaczenia. Świat patrzy na chrześcijaństwo i widzi ludzi, którzy z lękiem spoglądają w swoją przeszłość, którzy najchętniej chcieliby o tej przeszłości zapomnieć. Jeśli tak jednak jest - to świat ma przed sobą ludzi, którzy nie wierzą w odkupienie i przebaczenie. Kryzys, który przeżywamy, jest kryzysem stricte religijnym, teologicznym. Utraciliśmy wiarę w odkupienie. Tam, gdzie nie ma zdolności do konfrontacji z prawdą - tam nie sposób mówić o potrzebie odkupienia.

Na kryzys chrześcijaństwa w rozumieniu teologicznym nakłada się ekonomiczny kryzys Kościoła. Stworzyliśmy strukturę, której nie potrafimy udźwignąć. Dlatego pojawiają się głosy, by przerzucić na państwo część kosztów utrzymania Kościoła. Wprost wspomnieć trzeba o dwóch kwestiach. Kościół w Polsce buduje Świątynię Opatrzności Bożej. Bierzemy od państwa sześć milionów złotych na prace około tej inwestycji. W tym samym czasie spieramy się z państwem o kwestię in vitro. Sześć milionów zostaje poświęconych na wybudowanie muzeum błogosławionego Jana Pawła II i kardynała Stefana Wyszyńskiego, których poglądy na obronę życia poczętego dobrze znamy. Gdzie sens tu i logika? Nie ma.

Nie stać nas na utrzymanie struktur stworzonych przez przeszłość. I nie stać nas również na rezygnację z tych struktur. Dopiero teraz widzimy, jak ważne i jak prorocze były przemówienia Benedykta XVI w czasie jego pielgrzymki do Niemiec w 2011 roku.

To ambiwalentne państwo pomaga Kościołowi w prowadzeniu ewangelizacji. Tym przecież jest katecheza w szkole. Prowadzimy ją na barkach państwa. Czy to służy Kościołowi? Państwu niewątpliwie tak, ale Kościołowi niekoniecznie. Piszę to z pełną odpowiedzialnością - model katechezy szkolnej, z którą mamy do czynienia, dzisiaj powinien być przepracowany. To właśnie gdzieś tutaj zazębiają się te dwa wywiady, o których wspomniałem na wstępie. Europa potrzebuje chrześcijaństwa i niezauważanie tego świadczy uprzedzeniu, które intelektualistom nie przystoi. Kościoły potrzebują państwa, ale ta relacja winna być przemodelowana. Tak, aby gwarantować Kościołom wolność i wiarygodność.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Europa: kryzys nie tylko ekonomiczny
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.