Gdy myślę o moim wzrastaniu w wierze, widzę konkretne twarze

Fot. Depositphotos

Znudzona przeglądam media społecznościowe. Coraz częściej pojawiają się ostatnio - jak co roku - pytania o halloween. Z pewnym zdziwieniem widzę, ilu jest znanych aktorów i celebrytów, którzy odpadają od głównej narracji, mówiąc, że nie świętują śmierci i brzydoty, ale życie. Z drugiej strony słyszę szyderczy śmiech ludzi, którzy wrzucają zdjęcia tańczących z dziećmi księży, z podpisem, że to katolicka atrapa halloween, z dopiskiem, żeby na te dzieci uważać, bo wiadomo, że ksiądz równa się pedofil. Nie czuję się zdziwiona, nie wywołuje to we mnie już żadnych uczuć, a szkoda.

Pamiętam zeszłoroczny bal wszystkich świętych w mojej parafii. Gdy odprowadzałam na niego mojego syna, mijaliśmy masę dzieciaków przebranych za potwory. Jednak jeden widok zapadł mi w pamięć głęboko. Bal rozpoczynał się nabożeństwem różańcowym w kościele. W pewnym momencie do świątyni weszła grupa dziewczynek. Większość z nich przebrana w kolorowe święte i w anioły oraz ich koleżanka. Cała w czerni, z bardzo mocnym, profesjonalnie wykonanym makijażem. Na oko 9-10 latka, więc od razu domyśliłam się, że to dziecko przyprowadziły koleżanki i że nie spodziewała się, że będzie na tym balu jedynym upiorem. Z opowieści syna wiem, że bawiła się świetnie, razem z innymi. W sercu jednak kołysało mi się wtedy pytanie: co czuli jej rodzice, gdy dowiedzieli się gdzie ich córka chciała spędzić ten czas? Co takiego zadziało się w nich samych, że nie zobaczyli wcześniej tego pragnienia?

Dla mnie pytanie o halloween nie jest tylko zagadnieniem czysto teologicznym - czy jest to zagrożenie duchowe, czy nie. Dla mnie pytanie brzmi: co zrobić, by dzieci i ich rodzice zaczęli widzieć alternatywę do bylejakości, brzydoty, do świętowania bez głębi? Co zrobić by nie zapychali swoich pustek, tęsknot, poszukiwania prawdziwej radości jakimiś ochłapami?

DEON.PL POLECA

Powiedzmy sobie szczerze - ilu z nas ma takie koleżanki jak wspomniana dziewczynka? Takie, które nie boją się powiedzieć koleżance: chodź, u nas w kościele jest fajnie, czeka nas super zabawa. Ilu z nas jest takimi świadkami wiary dla innych? Nie chodzi o to, żeby wychodzić teraz na ulicę i zaciągać dzieci i ich rodziców do kościoła, ale by być takim człowiekiem, który będzie przyciągał swoją postawą, który całym sobą będzie pokazywał jak relacja z Bogiem jest żywa, piękna, wartościowa.

Skupiamy się często - my, katolicy - na złu. Mówimy o zagrożeniach, brzydocie, często walimy innych po głowach naszą jedyną słuszną racją, w której nie ma milimetra miejsca na empatię, relację, chęć zrozumienia. Myślę, że skoro Pan Bóg jednoczy, a szatan dzieli, to chyba jednak nie tędy droga. Może warto by podjąć inną taktykę? Dzieciom, które pukają do naszych drzwi po cukierki podarować np. boskie krówki i porozmawiać z nimi o świętych, jak od lat robi moja znajoma, która emanuje taką radością i ciepłem, że te dzieciaki wracają do niej po kilka razy w ciągu wieczora. Może zachęcić nasze dzieciaki, które wybierają się na bal wszystkich świętych, żeby powiedziały do swoich kolegów i koleżanek, że jest fajne spotkanie w parafii, że nie tylko napchasz się słodyczami po brzegi, ale też pobawisz się w bezpiecznym, fajnym miejscu, razem z innymi dziećmi. Do tego trzeba pewnej odwagi, potrzeba bycia świadkiem. Wiem, że to wcale nie jest łatwe. Wiem, że do tego trzeba samemu mieć przekonanie o wartości naszej wiary (a co za tym idzie, jednoznacznego sposobu jej przeżywania) i z drugiej być bardzo stanowczym w tym, by nie celebrować czegoś, co nie niesie dobra. Trzeba wierzyć, że warto się z tym wychylać.

Gdy myślę o moim wzrastaniu w wierze, widzę konkretne twarze. To ludzie, którzy swoim życiem pokazali mi, że chrześcijaństwo to religia pełna radości, miłości, wsparcia, akceptacji, wspólnego przechodzenia przez trudności. Tego doświadczenia nie da się osiągnąć w pojedynkę. Pan Bóg przychodzi przez drugiego człowieka, pytanie czy pozwolę Mu by przychodził do innych również przeze mnie. Zbliżające się halloween jest świetnym sprawdzianem tego, na ile jest w nas otwartości, odwagi, poszukiwania większego dobra - obyśmy tego testu nie oblali, wszak mamy celebrować w tych dniach świętość.

Z wykształcenia pedagog i doradca rodzinny. Z wyboru żona, matka dwóch synów. Nie potrafi żyć bez kawy i dobrej książki. Autorka książki "Doskonała. Przewodnik dla nieperfekcyjnych kobiet". Prowadzi bloga oraz Instagram.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Gdy myślę o moim wzrastaniu w wierze, widzę konkretne twarze
Komentarze (1)
JL
Jan Laski
26 października 2024, 22:46
Pytanie zasadnicze: czy świątynia to miejsce na tego typu zabawy oraz czy mamy akceptować brzydotę w swoim otoczeniu, bo inaczej sprawimy sobie przykrość? "chrześcijaństwo to religia pełna radości, miłości, wsparcia, akceptacji, wspólnego przechodzenia przez trudności." Ale także mówienia tego co jest dobre a co złe. Jak rozumiem to "wspólne przechodzenie przez trudności" to chodzi o współczucie a nie nabywanie cudzych trudności. Nawiasem mówiąc nie trzeba czekać na halloween, aby doświadczyć halloweenowych kreacji. Pełno wytatuowanych z z kolcami i różnymi okaleczeniami na ciele. Od razu widać duchowe okaleczenia, depresje, zagubienia psychiczne. Chrześcijaninowi nie wolno tego akceptować!