Idziemy cierpieć za swój lud – chcę umrzeć za niego

Brama obozu Auschwitz - xiquinhosilva, CC BY 2.0 www.creativecommons.org, via Wikimedia Commons

Sytuacje ekstremalne zawsze sprawdzają charakter, pokazują prawdziwe motywacje, ujawniają małość, ale także wielkość, a nawet świętość. Kiedy się o tym czyta, człowiek mimo woli nie może się nadziwić: jak było możliwe takie nieludzkie okrucieństwo? A jednocześnie pyta sam siebie: a ja, jak bym się zachował w takiej sytuacji? Dzisiaj te pytania, w obliczu wojny na Ukrainie, wracają do nas złowrogim echem.

W ubiegły wtorek, 9 sierpnia, minęło 80 lat od męczeńskiej śmierci Edyty Stein, zakonne imię Teresa Benedykta od Krzyża, karmelitanki, wyniesionej na ołtarze przez Jana Pawła II. Urodziła się w 1891 r., w niemieckim wówczas Wrocławiu jako jedenaste dziecko żydowskiej rodziny. Ojciec pochodził z Gliwic, matka z Lublińca.

Mając kilkanaście lat uważała się za ateistkę. Studiowała na kilku uniwersytetach. W czasie I wojny światowej była sanitariuszką Czerwonego Krzyża, pracowała w lazarecie na Morawach, była nauczycielką w gimnazjum we Wrocławiu.

Nawróciła się na katolicyzm po przeczytaniu autobiografii św. Teresy z Avili. Prowadziła wykłady i pogadanki w radio. Była docentem w Münster.

DEON.PL POLECA

Modlitwa o. Pio w trudnych i beznadziejnych sytuacjach

Wstąpiła do karmelitanek w Kolonii w roku 1933. Z powodu nazistowskich prześladowań Żydów została przeniesiona do klasztoru w Holandii. Mimo to, aresztowano ją 2 sierpnia 1942 r., m.in. wraz ze swoją starszą siostrą Różą, która także została karmelitanką. Miała przy tej okazji powiedzieć do swojej siostry: „chodź, idziemy cierpieć za swój lud”.

Ostatni raz widziano ją we Wrocławiu, na dworcu kolejowym, w drodze do Auschwitz, 7 sierpnia. W obozie zagłady zginęła w komorze gazowej 9 sierpnia 1942 r. Jej ciało spalono w obozowym krematorium w Auschwitz-Birkenau. Miała niespełna 51 lat.

Bez skargi, bez szemrania, jak Chrystus oddająca życie ‘za naród’ i nie tylko… (por. J 11,51-52).

O. Maksymilian Maria Kolbe urodził się w 1894 roku w Zduńskiej Woli. Uczył się m.in. w małym seminarium franciszkanów we Lwowie. W 1910 r. wstąpił do zakonu Braci Mniejszych, rozpoczął nowicjat i studia. Doktorat z filozofii uzyskał na jezuickim Gregorianum w Rzymie, z teologii na fakultecie franciszkańskim.

Przyglądając się temu, czym się interesował, zobaczymy, że był wszechstronny, zaskakująco innowacyjny i ‘w lot’ chwytający wszelkiego rodzaju nowinki techniczne, które wykorzystywał w swojej misji.

‘W lot’ i to dosłownie, bo np. w 1915 roku złożył w urzędzie patentowym projekt pojazdu międzyplanetarnego (‘Eteroplanu’), który miałby umożliwić podróż w kosmos. Korzystał z wszelkich nowości technicznych: zbudował elektrownię, używał dalekopisu, chciał zbudować telewizję, studio filmowe, a nawet lotnisko. Chciał uruchomić radiostację i został krótkofalowcem.

Cela śmierci o. Maksymiliana Marii Kolbego - Dnalor 01, CC BY-SA 3.0 AT www.creativecommons.org, via Wikimedia CommonsPo wybuchu II wojny światowej został aresztowany przez Niemców i więziony w kilku obozach. Zwolniono go w grudniu 1939 r. Ponownie został aresztowany 17 lutego 1941 r., a do obozu w Auschwitz trafił 28 maja tegoż roku.

Na karnym apelu 29 lipca zostało wybranych 10 więźniów, którzy mieli zginąć z głodu w komorze śmierci. Jednym z nich był Franciszek Gajowniczek, mąż i ojciec. Kiedy o. Kolbe usłyszał jego jęk żalu, wyszedł z szeregu, stanął wobec komendanta, wprawiając wszystkich w konsternację, i powiedział: „Chcę umrzeć za niego”, wskazując na strapionego współwięźnia.

Komendant zapytał tylko, kim jest, na co uzyskał niespodziewaną odpowiedź: „jestem polskim księdzem katolickim”. Wcześniej zwracał się do o. Maksymiliana: „czego chce ta polska świnia”, ale teraz, zaskoczony, powiedział: „dlaczego chce pan umrzeć za niego”? Gdy usłyszał, że z powodu żony i dzieci Gajowniczka, zgodził się na zamianę.

Modlitwa Jana Pawła II o uwolnienie świata od wszelkiego zła

Dziesiątka więźniów z celi śmierci głodowej, rozpoczęła swoją ostatnią podróż. Jak przekazał naoczny świadek, początkowo buntowali się, bluźnili Bogu. Potem jednak, pod wpływem o. Maksymiliana, zaczęli się modlić, śpiewać pieśni maryjne. On ich pocieszał, spowiadał, przygotowywał na śmierć. Kiedy jego agonia się przedłużała, został zamordowany zastrzykiem trucizny, a ciało spalono w obozowym krematorium 14 sierpnia 1941 r.

Wobec takich przekazów człowiek staje osłupiały. Okazuje się, że bestialstwo było i, także dzisiaj, jest możliwe. Zło nas może osaczać, ale to zawsze człowiek wybiera, jak się zachowuje w takich ekstremalnych sytuacjach. Czy można się jakoś na to przygotować? Nie sądzę, brakuje nam wyobraźni, by przewidzieć te zaiste diabelskie pokuszenia. Jedyne, co pozostaje, to dbać o prawość sumienia, by nigdy nam nie zabrakło ludzkich odruchów, współczującego serca i wrażliwości ducha.

DEON.PL

Wcześniej duszpasterz akademicki w Opolu; duszpasterz polonijny i twórca Jezuickiego Ośrodka Milenijnego w Chicago; współpracownik L’Osservatore Romano, Studia Inigo, Posłańca Serca Jezusa i Radia Deon oraz Koordynator Modlitwy w drodze i jezuici.pl;

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Idziemy cierpieć za swój lud – chcę umrzeć za niego
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.