Jak poprawnie czytać Ewangelię?

Jak poprawnie czytać Ewangelię?
(fot. unsplash.com)

To jest męczące. Dobrze, gdy możemy nie czytać lub nie słychać takiego publicysty, o którym wiemy, jak zakończy, z góry domyślamy się do czego zmierza. Gorzej, gdy nie możemy zmienić kaznodziei.

W książce "Otwieranie drzwi" jest taki fragment:

DEON.PL POLECA

"Dominique Wolton: Jak można być katolikiem i reakcjonistą, gdy czyta się Ewangelię?

Papież Franciszek: Do lektury zawsze przystępujemy z pewnym nastawieniem. Ewangelię należy czytać z otwartą duszą, bez uprzedzeń, bez gotowych idei. Dlaczego? Dlatego, że Ewangelia to przesłanie. Należy je przyjąć tak, jak przyjmujemy coś zupełnie nowego. Jeśli przyjmujemy Ewangelię sterylnie jako ideologię lub źródło uprzedzeń, ona sama nie jest w stanie się przebić. Ewangelia ma nas poruszyć. A skąd wiemy, że należy ją czytać właśnie w ten sposób, wprost? Stąd, że doświadczamy zdumienia. Zadziwienia. Reakcjonista, jaki by nie był — gdyż są też reakcjoniści lewicowi, by użyć tu «klasycznego» podziału na prawicę i lewicę — to ktoś, kto sprzeciwia się Ewangelii, kto chce nagiąć ją do swojej partyjnej ideologii. I zawłaszcza Ewangelię. Może ją nawet chwalić, mówić: «Jaka Ewangelia jest piękna!», ale nigdy nie doznaje zadziwienia tak, jak ktoś, kto czyta ją i przeżywa bez. (gest towarzyszący słowom) Przeżywa ją tak, jakby rozmawiał za pośrednictwem tłumacza. To trudne doświadczenie — z panem jakoś daję radę, bo mniej więcej rozumiem i patrzymy sobie w twarz, a tłumacz tak naprawdę nie jest tłumaczem. Kiedy muszę rozmawiać w jakimś języku za pośrednictwem tłumacza, co za kłopot! A więc właśnie, reakcjonista jest reakcjonistą, gdyż ma wewnętrznego tłumacza: jego własną ideologię". (s. 288-289)

Nawet wziętym kaznodziejom grozi "lądowanie" zawsze w tym samym miejscu. Mają wspaniałą formę, różnorodne przykłady, ale zawsze chodzi im o jedno, o to, by doprowadzić słuchaczy tam, gdzie kaznodzieja się zachwyca. A niestety bywa, że zachwyca się ciągle jednym i tym samym.

Tak też bywa z publicystami, którzy piszą zawsze pod jedną tezę i każde zjawisko oceniają pod jednym kątem. Najczęściej chodzi o lewactwo lub prawactwo.

To jest męczące. Dobrze, gdy możemy nie czytać lub nie słuchać takiego publicysty, o którym wiemy, jak zakończy, z góry domyślamy się, do czego zmierza. Gorzej, gdy nie możemy zmienić kaznodziei.

Ostatnio Biblioteka Narodowa opublikowała badania, z których wynika, że (generalizując) w Polsce ludzie czytający książki szukają informacji w internecie, a nieczytający ich raczej w telewizji i radiu. To o tyle ciekawe, że wydawałoby się, iż powinno być odwrotnie. Wiernym tradycyjnym mediom i dlatego czytającym bliższe winno być radio (lub TV), natomiast niecierpiącym papieru internet. Okazuje się, że jednak jest inaczej. Dlaczego?

Być może chodzi o poszukiwanie różnorodności, o zainteresowanie różnymi źródłami, a zwłaszcza o umiejętność przeprowadzenia takich poszukiwań. To wiąże się z tym, o czym powiedział papież Franciszek, tzn. z zachwytem.

Albo umiemy się zachwycać. I to ciągle się zachwycać, odkrywać nowe zachwyty, pozwalać sobie na zachwyty. Albo jesteśmy ludźmi tylko jednego (starego) zachwytu. To zwykle oznacza, że zachwycamy się czymś o tyle, o ile możemy to sprowadzić czy zredukować do naszej ideologii, która nas kiedyś zachwyciła (raz na zawsze).

Gdy zachodzi to drugie, wystarczają nam media, które nas utwierdzają w naszej ideologii. Nie potrzeba nam sztuki, która nas konfrontuje, która zadaje niebezpieczne pytania, która podważa nasze przekonania. Wtedy wystarcza jedna stacja, jedna opcja. Po co szukać jeszcze jakichś innych książek, skoro mamy autorów już wypróbowanych? Wybrany program informacyjny niech sobie nadaje w ciągle tym samym kierunku. Nie muszę szukać, nie muszę się wysilać.

Książka to wysiłek, to długa przygoda. Nowy autor to ryzyko.

A wracając do Ewangelii. Kapłani bywają kaznodziejami "jednego kazania" zawłaszcza wtedy, gdy się nie przygotowują. Wtedy wszystko im się z jednym kojarzy i tam "lądują". Ale ten brak przygotowania nie polega na np. nieszukaniu odpowiednich przykładów i porównań. Raczej na niepozwalaniu sobie na nowe zachwyty, na zadziwienie (czyli otwarcie na nowe). W pewnym sensie tekst biblijny przestaje być natchniony, bo nie jest już źródłem natchnienia. Tchnienie oznacza m.in. otrzymanie czegoś z zewnątrz, nie mojego. Jest w tym jakieś poruszenie płynące spoza mnie.

Dlatego i książka może być natchnieniem, i dobry film, i sztuka, a także spotkanie z kimś ciekawym. Chyba że jest to ciągłe sprawdzanie, na ile to wszystko pasuje do mojego "wewnętrznego tłumacza", który, jak to tłumacz symultaniczny, ma już gotowe formułki na każde powiedzenie i nie pozostawia czasu na zachwyt, automatycznie ocenia, sądzi.

A kto chce słuchać uczonych w Piśmie, ludzi ciągle takiego samego osądu? Chyba tylko ci, którzy boją się nowych zachwytów, boją się intensywniejszego życia...

Jacek Siepsiak SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM i redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Papież Franciszek, Dominique Wolton

„Niczego się nie boję…”
Papież Franciszek podsumowuje pięć lat swojego pontyfikatu

Zwolennicy nazywają go prorokiem, zagorzali krytycy – heretykiem. Od momentu objęcia urzędu wprowadza rewolucyjne zmiany w Kurii Rzymskiej. Zadziwia świat, rezygnując z mieszkania...

Skomentuj artykuł

Jak poprawnie czytać Ewangelię?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.