Jak to jest z tymi niewierzącymi
Z badań CBOS-u wynika, że typowy niewierzący Polak to: młody mężczyzna mieszkający w dużym mieście, dobrze wykształcony, zajmujący raczej wysoką pozycję zawodową lub uczący się, dobrze sytuowany i zadowolony ze swojej sytuacji materialnej.
Zdaniem autorów badania strata papieża Polaka nie pozostała bez wpływu na wiarę i religijność jego rodaków. Skąd taki wniosek? Stąd, że od 2005 r. w miarę systematycznie przybywa osób określających się jako niewierzące, a jeszcze bardziej znacząco ubywa tych, które przyznają się do regularnego uczestnictwa w praktykach religijnych.
Przeczytałem kilka omówień raportu CBOS-u o niewierzących. Nie wszystkie odnotowały, że stwierdza on, iż grupa osób niewierzących stanowi zbyt małą populację, by móc ją analizować na podstawie reprezentatywnych badań ogólnopolskich realizowanych na standardowych próbach około 1000 osób. A sprawa jest istotna, ponieważ jak wynika z sondażu, powszechnie deklarowana wiara w Boga jest dość trwałą cechą polskiego społeczeństwa.
Ilu jest więc niewierzących? A właściwie, by rzecz ująć precyzyjnie, jaki jest odsetek mieszkańców Polski, którzy deklarują, że są raczej lub całkowicie niewierzącymi? "Od lat pozostaje na stosunkowo niskim poziomie (od 3 proc. do 7 proc.), przy czym - jak już wcześniej zauważono - od 2005 roku obserwowany jest jego systematyczny wzrost" - czytamy w omówieniach badania.
Pokazałem wyniki sondażu kilku osobom (płci różnej, duchownym i świeckim), które znam jako mocno zatroskane o Kościół katolicki w Polsce i na świecie. Zastanowili mnie. Wszyscy zareagowali w stylu Zuzy ze znanej reklamy nagrywanej w windzie: "Jak tak, to spoko". Nie zauważyli w przedstawionych im liczbach powodu do niepokoju. Dowiedziałem się nawet, że jestem przewrażliwiony, jeżeli stresuję się paroma procentami polskich obywateli, którzy mówią, że są niewierzący. "To przecież kompletny margines!" - ktoś mi wyjaśnił uprzejmie.
Nie zrobiły na nich również większego wrażenia moje wywody na temat znaczenia zjawiska nazywanego tendencją albo trendem. Ani zwracanie uwagi na fakt, że według wyników sondażu, jako niewierzący określają się przede wszystkim ludzie młodzi. Ponad dwie piąte z nich to osoby w wieku od 18 do 34 lat, podczas gdy - dla porównania - ponad połowa respondentów głęboko wierzących ma co najmniej 55 lat. "Dostrzec można zatem wyraźny trend, zgodnie z którym im bardziej pogłębiona wiara respondentów, tym wyższa średnia wieku" - przeczytałem z naciskiem. Usłyszałem, że młodzi zawsze się buntują, ale z wiekiem wiara dojrzewa.
Wzruszeniem ramion kwitowali dane dotyczące wykształcenia. Tymczasem, jak czytamy w omówieniu przygotowanym przez Katolicką Agencję Informacyjną, "Trzy czwarte polskich niewierzących (75 procent) to osoby z co najmniej średnim wykształceniem, podczas gdy mniej więcej połowa wierzących i głęboko wierzących (odpowiednio 51 procent i 49 procent), ma wykształcenie podstawowe lub zasadnicze zawodowe". Żeby mnie całkiem pognębić, ktoś mi zacytował słowa Pana Jezusa: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie".
Mimo wszystko, moim zdaniem, opublikowanych właśnie wyników badania niewierzących w Polsce nie powinniśmy w Kościele lekceważyć. To, że nadal ponad 90 procent mieszkańców Polski deklaruje się jako ludzie wierzący, może być bardzo mylące.
W tych dniach biskup Henryk Tomasik, komentując dane GUS, z których wynika, że w ubiegłym roku w Radomiu 400 małżeństw zdecydowało się na rozwód, powiedział: "Zawsze boję się, że osoby stojące przy ołtarzu bardziej kierują się tradycją, czy zwyczajem niż wiarą". Mam podobne obawy za każdym razem, gdy czytam wyniki badania religijności oparte na deklaracjach. Nie potrafię w tej sprawie ulec magii małych liczb.
Skomentuj artykuł