Jean Vanier, prawda i kłamstwo

Jean Vanier, prawda i kłamstwo
fot. youtube.com

Jean Vanier nie wahał się kłamać, że o niczym nie wiedział i jest zaszokowany rewelacjami na temat o. Thomasa. Przyznam, że to mnie dobiło. Bo wierzę w to, co uczą mistrzowie życia duchowego: od upadku,  grzechu, choćby bardzo poważnego, ważniejsze jest, co się z nim zrobi.

Nie tak dawno, zajmując się osobą pewnego znanego normandzkiego księdza, który - choć krótko - był kierownikiem duchowym św. Teresy z Lisieux, dotarłam do informacji łączącej tego rekolekcjonistę z pewną wysoko postawioną Kanadyjką francuskiego pochodzenia. Teresa de Salaberry (1874-1969), z którą ksiądz Almire Pichon był zaprzyjaźniony, okazała się babką Jeana Vanier. Jak to bywa wtedy, kiedy chcemy  pisać rzetelnie, przyjrzałam się dokładniej  również jego biografii. Na tej drodze pojawiła się niezwłocznie osoba ojca Thomasa Philippe OP (1905-1993), a także jego rodzonego brata Jeana-Marie (1912-2006), założyciela wspólnoty braci świętego Jana. Na obu duchownych ciążyły poważne oskarżenia. Sięgnęłam więc do francuskich doniesień, oficjalnych komunikatów Arki, przeczytałam upublicznione zeznania ofiar. We wspomnianym artykule na temat ks. Pichona, powstrzymałam się od wszelkich wzniosłych słów na temat Jeana Vanier. W przeczuciu dalszych rewelacji zastosowałam zasadę: niech wystarczą fakty dotyczące Arki.  Muszę wyznać, że mam cichą satysfakcję, że nie wyszłam poza przesłanki.

Artykuł skończyłam latem zeszłego roku, a od tej pory rozszerzyła się wiedza na temat Jeana Vanier. Trzeba powiedzieć, że rzadko  niestety mamy do czynienia z taką klarownością w podejściu  do skomplikowanej i jakże przykrej sprawy. Kierownictwo międzynarodowej federacji wspólnoty Arka  nie od dziś stara się  dojść do prawdy, a jednocześnie wdrożyć politykę “zera tolerancji”.  Ofiary traktowane są poważnie i ze współczuciem. Podkreśla się, że  nie szukają zemsty ani korzyści materialnych. Dba się o ich prywatność.

W 2019 roku, ostatnim posunięciem federacji, po świadectwach oskarżających założyciela Arki dochodzenie powierzono niezależnej firmie GCPS Consulting, specjalizującej się w ocenie i prewencji nadużyć seksualnych. Celem  badań  stało sie ustalenie okoliczności związanych z początkami Arki, uzyskanie wiedzy “jak o. Thomas Philippe mógł popełnić tak poważne  przestępstwa”  oraz jaka była rola Vaniera  w tej całej sprawie.

DEON.PL POLECA

Sporządzono chronologiczny przebieg  wydarzeń, tak w przypadku o. Thomasa Philippe’a , jak i Jeana Vanier. I wyniki ekspertyzy w formie skróconej  ujawniono 22 lutego.

I tak:

Ustalono, że już w 1952 pojawiły się świadectwa kobiet oskarżające o. Thomasa Philippe’a, który zajmował się grupą formacyjną młodych intelektualistów pod nazwą Eau Vive, założoną przez niego w 1946 w Soisy-sur-Seine, ok. 40 km na południe od Paryża. Kiedy  władze zakonu dominikanów  odwołały o. Thomasa z tego ośrodka,  zadbał on, aby jego funkcję objął dwudziestoparoletni Jean Vanier. Jednocześnie sprawa trafiła do Kongregacji Świętego Oficjum. W wyniku  dochodzenia  o. Thomas  został uznany winnym. Otrzymał  zakaz nauczania, posługi kapłańskiej i udzielania sakramentów.  Zniknął. Kazano zamknąć Eau Vive, a jego członkom zabroniono tworzyć nowe wspólnoty  w jakikolwiek sposób nawiązujące do grupy macierzystej.

W 1963 roku jednak (i tu informacja podana bez żadnych wyjaśnień, jak do tego doszło, budzi zrozumiały niedosyt) o. Thomasowi zezwolono na “powrót  do Francji”.  Znalazł się w Trosly (niewielkiej miejscowości 100 km na północ od Paryża) i został kapelanem Val Fleury, małej grupy skupiającej osoby niepełnosprawne umysłowo, zainicjowanej przez ludzi świeckich. W 1964 roku Jean Vanier, po powrocie z krótkiego  pobytu w Kanadzie,  osiedlił się w Trosly i tam założył Arkę. O.  Thomas został kapelanem Arki i był nim do swojej śmierci w 1993 roku.

Blisko dwadzieścia lat później, w  2014 pojawiły się nowe zeznania dotyczące nadużyć o. Thomasa. Arka zwróciła się  wtedy do władz kościelnych, które  przeprowadziły kolejne  dochodzenie kanoniczne potwiedzające wcześniejsze zarzuty.

Na czym więc  polegały przestępstwa o. Thomasa? Nie, nie przytoczę zachowań, które pojawiają się w zeznaniach kobiet o różnym statusie “cywilnym” -konsekrowanych, stanu wolnego i mężatek.  Powiem oględnie, że jako kierownik duchowy stworzył on “doktrynę złączenia mistycznego”, w którą wplótł odniesienia do ofiary Abrahama, Księgi Ozeasza, Pieśni nad Pieśniami, tajemnic chwalebnych. Powoływał się na osoby Jezusa i Maryi. Wspominał o swojej nadprzyrodzonej misji w kwestii norm moralnych. Wobec nieśmiałego sprzeciwu emocjonalnie i duchowo uzależnionych kobiet, którym  nakazywał bezwzględną uległość,  dowodził, że jest instrumentem w ręku Boga. W kontekście seksualnych działań nazwanych przez niego “wyjątkowymi łaskami”, “których nikt nie rozumie”,  twierdził, że ”po osiągnięciu doskonałej miłości  wszystko  jest zgodne z prawem, bo grzech już nie istnieje”. W komunikacie czytamy: Niezależnie od tego, ile o. Thomas zrobił dobra, za co wielu ludzi jest mu wdzięcznych, te czyny i jego tłumaczenia są dowodem spaczonego sumienia. Zwiódł wiele osób, które  znamy, i pewnie inne, o których nie wiemy. Im wszystkim  należy się sprawiedliwość”.

W ostatecznym komunikacie  pojawia się passus rzucający mroczne światło na założyciela Arki.  “Ponieważ Jean Vanier  nie odciął się stanowczo od teorii i praktyk o. Thomasa Philippe’a, o których wiedział już w latach 1950., o. Philippe  mógł w dalszym ciągu seksualnie wykorzystywać kobiety pracujące w Arce. Pozwoliło mu to  rozszerzyć swój duchowy wpływ na założycieli i członków innych wspólnot”. Firma konsultingowa w swoich badaniach historycznych ujawniła kolejną rewelację: w latach 50. Jean Vanier (obok o. Thomasa i paru kobiet) był członkiem małej tajnej grupy, która uczestniczyła w praktykach seksualnych w oparciu o “mistyczną doktrynę” o. Thomasa, potępioną  przez Kościół katolicki.  Niedawne zeznania sześciu kobiet ujawniły dodatkowo, że aż do 2005 Jean Vanier jako  świecki kierownik duchowy skłoniał  je do relacji intymnych, posługując się  pseudomistycznymi argumentami.

Na światło dzienne wyszły dawne fakty z biografii Vaniera. Mimo że tuż po suspendowaniu o. Thomasa  dominikanie powiadomili osobiście Vaniera o wysoce nagannej moralności jego metora, Jean Vanier utrzymywał  z nim kontakty listowne, wykonywał jego polecenia i – można się domyślać – pracował nad tym, aby swojego mentora z powrotem przywrócić do aktywności. W ówczesnej korespondencji, do której dotarli pracownicy firmy konsultingowej, przewinęła się uwaga na temat  o. Thomasa jako osoby  “nieodpowiedzialnej” (czy może to świadczyć o podejrzeniu choroby psychicznej?), przy jednoczesnym  zaskoczeniu postawą Vaniera. Pod adresem jego i paru innych osób z tego środowiska pojawił się zarzut  zmowy milczenia i  tuszowania nadużyć w imię zasady “nie sądźcie”. 

W tym kontekście wręcz niewiarygodnie brzmią słowa, które znalazłam w nie tak dawno wydanej biografii Jeana Vanier: “O. Thomas nauczył Vaniera czegoś więcej niż tylko dyscypliny myśli arystotelesowskiej i tomistycznej. Odsunięty od oficjalnych funkcji we własnym zakonie z powodu nieustannych podejrzeń w kwestii ortodoksji pewnych aspektów mistycznych teorii, o. Thomas eksplorował  nowe drogi…” (Michael W. Higgins – Jean Vanier. Logician of the Heart, Liturgical Press, Collegeville, Minnesota 2016,  s. 25)

Idąc po śladach swojego nieszczęsnego mistrza, Jean Vanier skrzywdził kilka kobiet. Kobiet dorosłych. Nie ma wśród nich osoby niepełnosprawnej, co akcentują komunikaty. Ani na nim, ani na o. Philippe nie ciąży piętno pedofilii. Vanier nie był  osobą duchowną, choć mała to pociecha, bo otaczał go nimb świętości. Nie mamy wglądu w jego duszę i nie chodzi o potępienie jego jako osoby, bo do tego nikt nie ma prawa. Pozostają smutne fakty, które wyszły na jaw. I dwa listy otwarte (maj 2015 i październik  2016), w których - nazwijmy to po imieniu – Jean Vanier nie waha się kłamać, że o niczym nie wiedział i jest zaszokowany rewelacjami na temat o. Thomasa. Przyznam, że to mnie dobiło. Bo wierzę w to, co uczą mistrzowie życia duchowego: od upadku,  grzechu, choćby bardzo poważnego, ważniejsze jest, co się z nim zrobi.

Jaka jest lekcja dla nas? Może  poczujemy pokusę niezdrowego dreszczyka wobec kolejnego skandalu. Odrzućmy jednak  pobudki voyeura, czyli osoby doznającej przyjemności seksualnej w podglądaniu spraw intymnych. Nie gorszmy się, co by znaczyło, że  pod wpływem  widoku cudzego upadku stajemy się gorsi. Ani nie pysznijmy się, że jesteśmy lepsi. Znając już ciemną stronę życia  Vaniera, nie przekreślajmy osoby, ale też na przyszłość uważajmy z peanami i  gloryfikowaniem ludzi. Dojście do pełnej prawdy o człowieku bywa niemożliwe. Nie w naszej jest gestii.  Ewangeliczne “nie sądź” nie  odnosi się tylko do ferowania potępiających  wyroków. Odnosi się  też do pochopnych zachwytów, wynoszenia pod niebiosy.

Nie możemy też chyba mieć pretensji, że tak o tej sprawie głośno. Bo Jean Vanier wyrósł na autorytet. Czy  będzie nim dalej? Wątpię. Ale  niech zostanie bohaterem ludzi niechcianych, zapomnianych przez sprawnych tego świata.

Dokonań Jeana Vanier, obrońcy upośledzonych, nie da się ani negować , ani umniejszać. Arka nie może cierpieć za jego winy. Ludzie Arki podkreślają, że główną wartością dzieła  Jeana Vaniera jest przesłanie, że relacja z osobą upośledzoną ma moc przemieniania serca. Niech tak zostanie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jean Vanier, prawda i kłamstwo
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.