Jestem z Kościoła otwartego

Jestem z Kościoła otwartego
Grzegorz Kramer SJ

Tak, jestem z Kościoła otwartego i to bez cudzysłowu. Po prostu nie ma innego Kościoła, bo on z natury swojej jest otwarty. Kościół jest Ciałem Pana Jezusa, w związku z czym musi być otwarty na każdego człowieka - tak jak Bóg.

Po wtóre bardzo nie lubię, kiedy ktoś chce to bardzo instrumentalnie wykorzystać. Albo żeby mi przyłożyć, mówiąc o mojej otwartości w domyśle wyrażania zgody na zło (tu też można podstawić co bądź, w zależności od potrzeby sytuacji), albo żeby wykorzystać mnie jako "księdza, u którego wszystko można".

W tle kampanii "Przekażmy sobie znak pokoju", która w założeniach miała zbliżyć dwa środowiska - LGBT i katolickie - po raz kolejny wybuchła bitwa "wszystkich ze wszystkimi". Najpierw bijemy się my - w Kościele: jedni próbują otwierać szerzej drzwi na tych spoza Kościoła, drudzy mówią non possumus i w ten sposób się tłuczemy. A później tłuczemy się z tymi, którzy z Kościołem nie mają po drodze.

DEON.PL POLECA

Znak pokoju to nie jest zwykłe podanie ręki drugiej osobie. W liturgii Mszy Świętej następuje on po modlitwie o pokój, a bezpośrednio przed przyjęciem Ciała i Krwi Pana Jezusa. Wynika to z Ewangelii, kiedy Jezus mówi wprost: "Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj!" (Mt 5, 23-24).

Tu jest mowa o relacji osobistej: ja - drugi. Jasne, że podczas liturgii bardzo często jest to symboliczne, bo obok stoi osoba, której nie znam. Czym innym jest podanie ręki drugiemu człowiekowi na znak zgody czy po prostu znak tego, że od teraz nie chcemy na siebie patrzeć wrogo.

Prawda jest taka, że Kościół od dawna naucza, że to nie orientacja seksualna jest najważniejsza. Nigdy przez lata formacji i studiów nie słyszałem od moich profesorów i formatorów, że mam pytać ludzi o ich orientację seksualną i przez ten pryzmat z nimi rozmawiać. Sam bardzo często podkreślam w rozmowach i spowiedziach, że seksualność jest bardzo ważna, ale tak to Bóg wymyślił, że jej kwestia pojawia się na szóstym miejscu, nie pierwszym. Dekalog najpierw określa nasz stosunek do Boga, później do innych ludzi.

Kościół od dawna, a bardzo wyraźnie od ukazania się Katechizmu, naucza, że homoseksualizm nie jest grzechem. Do dziś nie wiemy jednoznacznie, dlaczego niektóre osoby są homoseksualne, dlatego nie można mówić o czymś takim jak wina. Kościół mówi wyraźnie do każdego chrześcijanina i zachęca każdego człowieka: żyj w czystości. Jasne, że czystość nie jest żadnym celem. Celami zawsze są Bóg i świętość, czystość jest jednym ze środków, który ma mi pomóc do tych celów dojść.

Prawdą jest także to, że niektórzy ludzie w Kościele, czyli katolicy, ale i szerzej chrześcijanie, wykorzystują homoseksualność do tego, aby wykluczać, prześladować i upokarzać inne osoby. Ale trzeba zawsze jasno podkreślić, że nie jest to nauczanie Kościoła. Tak jak Kościół nie naucza, że można kraść, kłamać, zabijać czy prześladować innych (z różnych powodów), a jednak ludzie wierzący to robią. Nazywamy to grzechem, z którego trzeba się nawracać.

Żadna kampania nie może wprost lub "między wierszami" spodziewać się tego, że Kościół zmieni nauczanie wynikające wprost z przykazań Bożych (w tym kontekście chodzi o przykazanie "nie cudzołóż").

Zdaję sobie sprawę, że życie w czystości, wstrzemięźliwości i brak możliwości zbudowania relacji na wzór mężczyzna - kobieta jest dla wielu ludzi czymś bardzo ciężkim, ale ani ja, ani Franciszek, ani żaden ksiądz czy biskup nie mamy prawa, by to zmieniać. Głoszenie Ewangelii nie może i nie polega na tym, że zmieniamy jej treść, ale na tym, że ją głosimy taką, jaką nam ją zostawił Jezus. Ewangelia ma w sobie momenty, które są trudne do realizowania, nie tylko dla osób homoseksualnych, ale dla KAŻDEGO, kto próbuje za Panem Jezusem iść. Tak w kwestiach dotyczących naszej seksualności, ale także wielu innych. I nie wolno nam wykorzystywać Ewangelii jako argumentu "przeciw".

My - chrześcijanie - nie możemy jej cytować przeciw człowiekowi, który według nas źle żyje, ale nie możemy także pozwalać na manipulowanie jej słowami, tak by czynić z niej opowiastkę o "dobrym Jezusku, który na wszystko pozwalał". Warto, zanim zacytujemy kawałek Pisma "przeciw homoseksualistom", zajrzeć najpierw do Kazania na Górze i skonfrontować nasze intencje z tym, co Jezus mówi o przeciwnikach. Warto, zanim powiemy "wszystko mi wolno" - traktując to jako argument o wolności człowieka - zajrzeć do końcówki Ewangelii i popatrzeć na Jezusa Ukrzyżowanego.

Chrześcijaństwo jest poważną sprawą. Sprawą życia i śmierci. To nie jest jeszcze jeden manifest, który ogłosili ludzie, by uprzykrzyć życie innym, ale tekst o tym, że Bóg ukochał każdego i każdą z nas do końca, na poważnie. A to, co głosił, jest wyzwaniem dla każdego człowieka, nie tylko dla niektórych.

Cieszę się z szumu wokół kampanii. Bo to kolejny pretekst do tego, byśmy wszyscy pomyśleli o tym, jak sami przestrzegamy nauki Jezusa, a później zobaczyli, na ile jesteśmy otwarci na tych, którzy patrzą na świat inaczej. "Otwarci" to nie znaczy "zgadzający się z każdym postulatem". Zgadzać się z każdym postulatem i wizją drugiego to utopia i wiemy, że to nie działa i nie będzie nigdy działać.

Moje doświadczenie uczy mnie, że dialogi z (różnymi) środowiskami często nie prowadzą do niczego innego jak tylko utwierdzania się stron w swoich racjach. A w chrześcijaństwie nie chodzi o rację, ale o Prawdę, która jest Jezus, i której nikt nie może posiąść. Osobiście wolę dialog z konkretną osobą. Wtedy mogę słuchać i nie próbować przekonywać. Wtedy łatwiej mi zobaczyć to, co w mojej wierze jest ważne: dialog Boga z człowiekiem. Wiem jednak, że nie wszyscy widzą świat tak jak ja, że są osoby, które widzą wartość tam, gdzie ja mam z tym trudność i bardzo jestem im wdzięczny, że idą tam, gdzie ja pójść nie potrafię. To, że ja nie potrafię, jest moim ograniczeniem, ale nie musi być takim dla innych. Chrześcijaństwo mnie uczy, że prowadzić dialog trzeba jednak z każdym człowiekiem, również z takim, który nie ma czystych intencji. Jeden jest, z którym nie wolno rozmawiać: Zły. Jednak żaden człowiek nie jest Złym.

I tak całkiem osobiście. Ostatnie sześć dni spędziłem na osobności z Bogiem. I On przez te wszystkie dni nie przekonywał mnie o tym, że jestem grzesznikiem, ale uświadamiał o tym, że mnie kocha.

Na końcu wyjeżdżałem tylko z jednym: rób to samo. Nie udowadniaj grzechów innym ludziom, ale pokazuj im miłość Boga. Udawać, że nie ma grzechu? Żadną miarą. Duch przekonuje człowieka o prawdzie. I tylko On potrafi robić to tak, żeby doszło do nawrócenia.

Wszyscy musimy się przyznać do tego, że brakuje nam pokory w relacjach z drugą osobą. Jest chyba tak, że zanim usiądę do rozmowy z drugim i nie powiem sobie "jestem egoistą skupionym na sobie", żadna rozmowa, nawet poparta Ewangelią, nie będzie głoszeniem Jezusa czy - jak kto woli - Prawdy.

Tak, jestem z Kościoła otwartego. Otwartego na każdego, kto uznaje swój grzech (ja też) i chce się nawrócić do Boga.

Grzegorz Kramer SJ - jezuita, blogerpomysłodawca mszy w intencji mężczyzn w kościele św. Barbary w Krakowie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jestem z Kościoła otwartego
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.