Powiedz sobie teraz bardzo świadomie: "Mam w sobie Ducha Świętego, który uzdalnia mnie do wielkich rzeczy. Do tego, żebym wychodził ze swoich kompleksów i lęków, żebym wierzył w to, że moim Panem jest Jezus. On uzdalnia mnie też do tego, żebym odpuszczał winy innym ludziom".
Pamiętam, że około 1992 r. pojechaliśmy całą paczką chłopaków z Gliwic (mojego rodzinnego miasta) na rekolekcje powołaniowe. Byli na nich obecni charyzmatycy, którzy poprowadzili nam mocną modlitwę. Do dziś pamiętam miejsce, gdzie wtedy siedziałem - pod ołtarzem. Kiedy moi koledzy się modlili, także językami, mocno doświadczali Ducha Świętego. A ja siedziałem sobie pod tym ołtarzem, patrzyłem na nich i czułem się dziwnie, bo…we mnie nic się nie działo.
Było we mnie bardzo silne pragnienie przeżycia czegoś, a tu nic. Gdy później o tym rozmawialiśmy, lider tej modlitwy stwierdził, że widocznie żyję w jakimś grzechu ciężkim, skoro Duch Święty nie mógł działać. Pamiętam, że zostawiło to we mnie taki nieprzyjemny ślad: jestem nie w porządku, w związku z tym Bóg nie może działać w moim życiu.
Piszę o tej historii dlatego, że wiem, iż wielu ludzi bardzo by chciało doświadczać niesamowitych rzeczy na modlitwie, a nie doświadczają. I często w to "niedoświadczanie" wchodzą ich lęki i kompleksy, które jeszcze bardziej ich pogrążają, bo człowiek wyobraża sobie wtedy, że jest kimś gorszym. A w to wchodzi zły duch, który utwierdza go w takim myśleniu: "Widzisz, jesteś gorszy. Ty nie masz takich spektakularnych doświadczeń". Ja na szczęście w historii swojego życia spotkałem św. Ignacego, który mi to wszystko ładnie wyjaśnił. Pokazał, że nawet w Piśmie świętym jest napisane, że Duch Święty wieje kędy chce i wcale nie musi działać u wszystkich tak samo.
Do każdego człowieka Duch Święty przychodzi indywidualnie, w sposób niepowtarzalny. Nie działa tylko i wyłącznie w sposób charyzmatyczny, ale również w sposób spokojny i "bezobjawowy".
Na przestrzeni dwudziestu paru lat od tamtego wydarzenia, po drodze nie raz doświadczyłem mocnej modlitwy charyzmatycznej. Ale dzisiaj nie ma już we mnie takiego ciśnienia, żeby doświadczać Pana Boga w ten właśnie sposób. Natomiast bliskie jest mi to, co pisze św. Paweł w 1. Liście do Koryntian (12, 3b) - że bez pomocy Ducha nie mogę powiedzieć, że Panem jest Jezus. Oczywiście każdy człowiek na świecie, jeśli tylko potrafi mówić, może powiedzieć to zdanie, nawet ludzie niewierzący. Chodzi o coś innego - to Duch uzdalnia mnie do tego, żebym wierzył, że Panem jest Jezus. I to wierzył w taki sposób, że naprawdę oddaję swoje życie Jezusowi. Co nie znaczy, że odtąd jestem człowiekiem bezgrzesznym, który zawsze staje na wysokości zadania. Ale wierzę w to, iż pomimo mojej grzeszności i tego, że czasem jestem kiepski - jestem dzieckiem Pana Boga i jestem przeniknięty Duchem Świętym.
Wszyscy mamy Ducha Świętego, bo Bóg nie może się zaprzeć samego siebie w swoich dzieciach. Ale tylko ci, którzy chcą Go przyjąć, czyli podejmują taką decyzję - mogą pod Jego wpływem robić wielkie rzeczy.
Chciałbym dedykować ten artykuł wszystkim tym, którzy bardzo by chcieli przeżyć coś niesamowitego na modlitwie - zaśnięcie w Duchu Świętym, modlitwę językami, swobodę poodnoszenia rąk na modlitwie, cokolwiek. Proszę was, zostawcie to swoje "chciałbym przeżyć", a spróbujcie uwierzyć tylko w to, że On jest! I to wystarczy. Może przyjdzie taki czas, że Duch Święty uniesie twoje ręce na modlitwie, że zaczniesz ze swojego gardła wypowiadać słowa, których nie rozumiesz, że po prostu padniesz - ale to nie jest istotne. Istotne jest to, abyś uwierzył, że On jest, że jest Bogiem wiernym, że uzdalnia cię do tego, o czym mówi Ewangelia św. Jana: "Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane" (J 20,22-23). On uzdalnia cię do tego, żebyś poszedł do swoich wrogów, odpuścił im winy i całe zło, jakiego wobec ciebie się dopuścili. Ważne jest to, żebyś ze swojego lęku wyszedł do ludzi, których się boisz, i swoim życiem, swoją twarzą i działaniem pokazał innym, że Bóg cię przemienił. To jest najważniejsze.
Nie daj sobie wmówić, że trzeba jeździć do jakiejś pustelni, że trzeba pojechać na Forum Charyzmatyczne, chodzić na spotkania Odnowy w Duchu Świętym, żeby doświadczyć Ducha Świętego. Nie trzeba, ponieważ On już w tobie jest.
To nie jest tak, że kiedy zawołasz: "Przyjdź, Duchu Święty!", to On nagle schodzi z drzewa lub wychodzi z szafy. Kiedy zawołasz: "Przyjdź, Duchu Święty!" - to znaczy, że w końcu chcesz sobie uświadomić, iż On jest w tobie, bo tak ci obiecał.
Na chrzcie świętym potwierdził, że jest w tobie, ponieważ jesteś człowiekiem, czyli dzieckiem Boga. Duch Święty jest w każdym z nas, nawet jeśli sobie tego nie uświadamiamy. Nawet jeśli jesteśmy ludźmi niewierzącymi, to On w nas jest, ponieważ nas stworzył. To nie jest tak, że wyłącznie ci ochrzczeni i po bierzmowaniu nagle dostają jakąś dodatkową moc. Duch Święty w nas po prostu jest - a chrzest, bierzmowanie i inne sakramenty sprawiają, że w sposób świadomy wchodzimy w Jego obecność i możemy z Nim współpracować.
To jest podobne do sytuacji rodziców i dzieci. Rodzice kochają swoje dzieci bez względu na to, czy one odpowiadają na tę miłość. Jeśli dzieci odpowiadają (tu jest podobieństwo do przyjmowania sakramentów), to wtedy rodzicom łatwiej jest kochać dzieci, współpracować z nimi i razem robić dobre rzeczy. Ale to nie znaczy, że dopiero gdy dzieci powiedzą: "Kocham was, mamo i tato" - rodzice zaczynają je kochać. Ich miłość jest pierwsza, jest wyprzedzająca, ich miłość po prostu jest zawsze.
Z Zesłaniem Ducha Świętego nie jest tak, że w pięćdziesiąt dni po zmartwychwstaniu Chrystusa dostajemy Ducha Świętego, a potem On tak sobie w ciągu roku wygasa i pod koniec tego cyklu czujemy, że znowu potrzebujemy Jego mocy. A wtedy jedziemy gdziekolwiek, żeby doświadczyć jej na nowo. On przez cały rok jest w nas tak samo intensywnie obecny, bo jest Bogiem, który nigdy nie odchodzi. Ale my w dzień Zesłania Ducha Świętego przypominamy sobie, że było takie wydarzenie w historii Kościoła i od tego momentu Kościół zaczął wychodzić na zewnątrz, mógł odpuszczać grzechy i rozpoznawać działanie Pana Boga w sobie. To dzień, w którym przypominamy sobie, że mamy Ducha Świętego. Ale On jest w nas tak samo obecny zarówno w sobotę poprzedzającą Zesłanie Ducha Świętego, jak i w poniedziałek po Zesłaniu.
Nie bój się żyć Duchem, to znaczy pełnią swojego życia. Nie bój się żyć na wysokim poziomie duchowym, do którego Pan Bóg cię stworzył!
Jesteś tego godny bez względu na to, czy przeżywasz euforię na modlitwie, czy spokój. Jeśli nie przeżywasz nic spektakularnego, jesteś tak samo wartościowym chrześcijaninem i człowiekiem. I masz prawo do tego, żeby cieszyć się z bycia dzieckiem Pana Boga.
Powiedz sobie teraz bardzo świadomie: "Mam w sobie Ducha Świętego, który uzdalnia mnie do wielkich rzeczy. Do tego, żebym wychodził ze swoich kompleksów i lęków, żebym wierzył w to, że moim Panem jest Jezus. On uzdalnia mnie też do tego, żebym odpuszczał winy innym ludziom". Chrześcijaństwo jest proste, nie komplikujmy go sobie zbyt mocno.
Grzegorz Kramer SJ - jezuita, bloger, pomysłodawca mszy w intencji mężczyzn w kościele św. Barbary w Krakowie
Skomentuj artykuł