Już dorosły, a wciąż niedojrzały...

Fot. depositphotos.com

Kocham cię. Cieszę się, że jesteś. Jesteś dla mnie darem od Boga i bardzo cieszyłam się, gdy się urodziłeś. Uwielbiam, gdy się uśmiechasz. Twoje przytulenie dodaje mi sił i jest jak balsam na serce...

Takie i inne słowa staram się wypowiadać swoim dzieciom jak najczęściej. Jakiś czas temu wydawało mi się to sztuczne i bardzo trudne, dziś widzę jaką moc mają słowa miłości – wypowiadane nie tylko w stosunku do dzieci.

Nosimy w sobie różne deficyty. Jednym nie przeszkadzają one w codziennym funkcjonowaniu, bo dostali od własnych rodziców mocny pakiet miłości na „start” w dorosłe życie. Innym wręcz przeciwnie. Wchodząc w dorosłość pokaleczonym i nieutulonym – nie potrafią kochać i przyjmować miłości tak, jak tego pragną.

Nie ma rodzin idealnych, w każdym są i będą jakieś przestrzenie pragnące zapełnienia akceptacją, obecnością, miłością. Czasem nie znajdzie się nikt, kto by je wypełnił. Nikt poza Bogiem.

Niedawno obchodziliśmy Dzień Matki, w tym tygodniu również Dzień Dziecka. Kurz opadł, słodkie zdjęcia w social media rozmyły się już wśród innych uśmiechniętych kadrów. A życie pozostało życiem. Być może z pustką i tęsknotą.

Znam wiele osób, które choć są już dorosłe, nadal nie są dojrzałe. Jestem daleka od tego, by winę za taki stan rzeczy widzieć wyłącznie w trudnościach wyniesionych z okresu dzieciństwa. Dziś mamy wiele możliwości, by nie zatrzymywać się na etapie emocjonalnego rozwoju dziecka. Terapie, grupy wsparcia, wspólnoty, kierownictwo duchowe, mądrzy przyjaciele. Całe morze możliwości.

A gdzieś wśród nich może pojawić się lęk, by z nich skorzystać, bo czasem łatwiej całe życie przejść jako ofiara trudnego dzieciństwa, niż zająć się sobą tak, by wyjść z tego położenia. To drugie wymaga bowiem ogromnego wysiłku. Wymaga tego, by dotknąć ran, może już zabliźnionych. Wymusza w jakiś sposób zaufanie, którego nikt wcześniej nie nauczył. Pozbawia wygodnej wymówki, że wolno mi ranić innych, bo rodzice mnie skrzywdzili i proszę teraz, by się nade mną trochę poużalać.

W tym wszystkim pojawiają się kolejne pokolenia, nasze dzieci, może wnuki.

Mam dwóch synów, skrajnie różnych. Starszy, o którym lekarze mówią „nienormatywny”. Czuje inaczej niż młodszy, który jest chodzącą wrażliwością na wszystko co wokół. Pośrodku my – rodzice. Mamy teraz wybór - możemy nauczyć się wrażliwości dopasowanej do ich potrzeb i pozwolić im być sobą, wychowując ich mądrze i na różne sposoby. Możemy też stłamsić, ustawić do pionu mocną ręką, nie pozwolić na wyrażanie emocji, własny sposób patrzenia, czucia, bycia.

Daleka jestem od tego, by pozwalać dzieciom na wszystko, raczej jestem jak matka siekiera niż helikopter, który fruwa dziecku nad głową, nadskakując mu we wszystkim. Uczę się jednak tego, by stawiając granice, nie naruszać tych, które są w dziecku.

Wielokrotnie słyszałam, że „taki duży chłopak” to już nie może się bać. Powinien umieć „się zachować”, powinien opanować złość i jej w żaden sposób nie wyrażać. Pytam wtedy tego dorosłego, który daje takie „rady”: czy sam zawsze wiesz jak się zachować, czy zawsze potrafisz opanować złość, czy nigdy nie odczuwasz strachu?

Cóż… Nasza kultura przez lata stosowała czarną pedagogikę – dziecko miało być ociosane z emocji, byleby było posłuszne, ciche i uległe.

Kiedy takie dziecko wkracza w dorosłość, oczekuje się od niego asertywności, którą mu podcinano całe dzieciństwo oraz dojrzałego wyrażania emocji, które ono spychając przez lata, przestaje odczuwać i rozpoznawać…

Łatwiej jest skarcić dziecko, niż je wysłuchać. Łatwiej jest też dorosłemu nie patrzeć w siebie – swoje zranienia, reakcje i braki – bo wtedy wypadałoby się nimi zająć, pokazałyby przy okazji naszą nieidealność, a to boli.

Czy jednak nie warto? Choćby dla kolejnych pokoleń dzieci, by nie musiały płacić okrutnie wysokiej ceny za niedojrzałość dorosłych? Pamiętając, że są takie pustki, które wypełnić może tylko Bóg, ale są też takie, które są w zasięgu ludzkim – moim zasięgu.

Z wykształcenia pedagog i doradca rodzinny. Z wyboru żona, matka dwóch synów. Nie potrafi żyć bez kawy i dobrej książki. Autorka książki "Doskonała. Przewodnik dla nieperfekcyjnych kobiet". Prowadzi bloga oraz Instagram.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Już dorosły, a wciąż niedojrzały...
Komentarze (8)
JW
~Jonasz Warszawski
4 lipca 2022, 07:47
Tak jak Pani napisała: Nie ma rodzin idealnych. Tylko, że powinna Pani napisać, brakuje w ogóle brakuje rodzin! Systematycznie prowadzi się kampanię niszczenia rodziny, w zamian "podrzucając" wszelkiego typu związki, nazywając je rodzina. Bo przecież trzeciego wujka i rodzeństwo od dwóch innych wujków wychowywane jednocześnie przez mamę to teraz nowoczesna rodzina. I tylko młody człowiek, zarówno chłopak czy dziewczyna nie wie kim jest w tym świecie. Jeszcze kilkanaście lat temu, kiedy kobieta i mężczyzna wiązali się na całe życie to ich dzieci wiedzieli jasno kto jest kim. Mieli oparcie w rodzinie. A tak co!? Nie ma rodziny to nie ma bazy, bezpiecznego portu. Rozwalają nam rodziny bo łatwiej jest sterować ludźmi z problemami psychicznymi.
IS
~Irena S
4 czerwca 2022, 17:37
Pokolenia dzieci wychowanych inaczej niż teraz nie miało tylu problemów co obecne: co krok przychodnia psychologiczna, psychiatrów brakuje, na psychoterapię czekają po kilka, kilkanaście miesięcy - tyle chorych. Poprzednie pokolenia dzieci karcone i wychowywane tradycyjnie nie potrzebowały takiego wsparcia. Co lepsze?
AB
~Abel Babacki
4 czerwca 2022, 20:17
To jest uproszczenie. Było znacznie więcej innych problemów. Ludzie nie mieli czasu na przemyślenia, a podrygujace gdzieś cicho emocje uciszali. Alkoholizm i samobójstwa, agresja w rodzinach to nie są nowe wynalazki, a są to skutki takiego wychowania z przemocą, również cicha, psychiczną
AN
~Alicja Nowak
5 czerwca 2022, 15:14
Nie tyle nie potrzebowały, co nie wiedziały, że można coś zmienić. Nie gratuluję Pani wrażliwości.
IS
~Irena S
6 lipca 2022, 12:32
Szpitale psychiatryczne dla dzieci zawsze były, ale nigdy nie były zapełnione tak jak w ostatnich latach. Od kiedy? Stawiam , że od 2010 roku.
MM
~Maria Maliszewska
28 sierpnia 2022, 19:03
A kto jest rodzicami tych, którzy teraz potrzebują pomocy psychiatry, psychologa, psychoterapeuty? Rodzice, którzy zostali właśnie wychowani w byciu karconym, bitym, w poczuciu winy i nie posiadaniu własnego zdania, będący podporządkowani bezwzględnie starszym. No i mamy idealny przykład tego, że prędzej czy później "bekniemy" tym brakiem szacunku do dzieci, którym byliśmy karmieni od pokoleń.
GW
~Gocha Wójcik
3 czerwca 2022, 13:36
Warto. Na pewno warto.
KK
~Karolina Ka
3 czerwca 2022, 13:33
Mój 4-latek jak usłyszał życzenia na dzien dziecka, to radosnym głosem wszystkim rozpowiadał „a wiesz skad ja się wziąłem? Z milosci mamy i taty”. Ta radosc w głosie tak poruszyła moje serce, ze świeczki w oczach mi stanęły, bo sobie przypomniałam, ze jak byłam mała, to powiedzieli mi ze znaleźli mnie w kapuście, a ja płakałam, ze ktoś mnie tam wyrzucił, bo mnie nie chciał. Praca nad sobą jest cudowna. Najpierw boli, ale Bóg wyciąga potem tyle dobra, ze nie mozna przestać go chwalić ☺️ Aż chce się krzyczec jaki dobry jest nasz Pan. Wiem o czym Pani pisze, bo tez wiele zranień niosłam z dziecinstwa włącznie z molestowaniem seksualnym, przemocą fizyczna i psychiczna. Jak cały ten bol wkoncu z siebie wyrzuciłam, miałam Zespół stresu pourazowego. Wyszłam. Bol nie był na marne. Dziękuje za ten ból dzisiaj.