Kogo obroni Franciszek?
Jacek Siepsiak SJ
Czy papież Franciszek dołączy do podcinających skrzydła?
Przed Światowymi Dniami Młodzieży zastanawiamy się, co nam powie Franciszek. Oczywiście można sądzić, że to jest nieprzewidywalne. Papież już nieraz zaskoczył. Można też zauważyć, że będzie mówił do młodych z całego świata, a nie tylko do Polaków. To prawda. Nietrudno odgadnąć, że skupi się na miłosierdziu. Taki rok. Taki temat. Taki papież.
A jednak papieskie pielgrzymki zawsze wiążą się z jakimś oczekiwaniem: czegoś byśmy chcieli, coś jest nam szczególnie potrzebne. Chcemy usłyszeć głos Kościoła i to taki, którego na co dzień nie słyszymy. Głos z zewnątrz, z Watykanu. Jesteśmy wszyscy jakoś uwikłani w spory, bierzemy czyjąś stronę, trudno o stanie ponad... Dlatego oczekiwało się tego, co powie Jan Paweł II, na co zwróci uwagę Benedykt XVI. I teraz mamy "wojenkę". Czy Franciszek znajdzie odpowiednie dla nas słowa?
Myślę, że tak. Tym bardziej że nasza "wojenka" nie jest tylko nasza. Jest częścią zjawisk obserwowanych w Europie, na świecie, a nawet w Anglii. Papież przemawiając nie tylko do Polaków, powie coś, co jest ważne i u nas, nad Wisłą (tuż za wałem w Brzegach).
Obserwujemy zwłaszcza w krajach "demokratycznych" z jednej strony radykalizację postaw przekładającą się na wyniki wyborów, a z drugiej strony pewne przebudzenie uśpionej większości. Dobrobyt, demokracja, wspólne bezpieczeństwo itp. sprawiły, że ludzie zwolnili się z aktywności na rzecz dobra wspólnego. Wielu doszło do wniosku, że najlepiej będą pomagać społeczeństwu, budując własny biznes, zabezpieczając swoją rodzinę. Zaangażowanie polityczne było "be", a egoizm "cacy". Tam się lepiej nie mieszać, bo wszystko jest brudne (niech się tym zajmują ekstremiści), a my (porządni i wyważeni) dbajmy o ekonomię, ewentualnie o kulturę. Dyskusja o polityce dla wielu stała się niemodna, czytanie o niej było marnowaniem czasu i od glosowania w końcu się zwolnili. Teraz żałują.
Różne uczucia przelewają się przez ludzkie serca, różne oceny. Ale niewątpliwie wzrosła aktywność. Nie tyle chodzi o chęć, co o poczucie obowiązku. Nie można przyglądać się obojętnie. Jedni demonstrują, drudzy czytają i informują się, inni dyskutują. Obserwujemy przebudzenie. W przestrzeni publicznej coraz więcej jest humoru, dowcipnych haseł, ciętej riposty... Kwitnie twórczość. To, co społecznościowe, zaczyna zajmować się dobrem wspólnym.
Niespodziewany owoc? Reakcja na akcję? Antyteza do tezy? Można to różnie nazywać. Można różnie oceniać. Duchowieństwo jednak nie jest od tego, by podcinać skrzydła.
Ludzie się obudzili. Przynajmniej wielu lub więcej niż dotychczas. Szukają różnych rozwiązań, mniej lub bardziej sensownych. Podejmują wysiłki dla dobra wspólnego. Jeżeli dostają za to "po głowie" od części duchowieństwa, to jak się mają czuć? Jeżeli się ich publicznie i z ambony wyzywa i wrzuca do jednego worka ze zdrajcami, to co mają myśleć? Z jednej strony nauczano ich, żeby nie być egoistami, nie myśleć tylko o własnej wygodzie i spokoju, a teraz, gdy się aktywizują, to wpycha się ich do kotła piekielnego.
Co im powie Franciszek? Nie wiem. Ale mam nadzieję, że oni mają nadzieję, że coś usłyszą od niego. Że to będą słowa takie jak te Jana Pawła II (też nie skierowane tylko do Polaków), które pomogły nam wygrać wolność, gdy prawie nikt w to nie wierzył. Tym bardziej że już z ust Franciszka słyszeliśmy takie stwierdzenia: "Dobry katolik miesza się do polityki. Polityka jest jedną z najwznioślejszych form miłości, bo służy dobru wspólnemu. Rządzący, który nie kocha, nie może rządzić; może najwyżej wymuszać dyscyplinę, wprowadzać trochę porządku, ale nie rządzić.
Każdy, kto chce być u steru władz kraju, powinien zadać sobie pytanie: - Czy ja kocham mój naród, by mu dobrze służyć? Czy jestem pokorny i słucham innych, różnych opinii, by wybrać najlepszą drogę?
Obywatele nie mogą nie interesować się polityką. Nikt nie może powiedzieć: «Ja nie mam z tym nic wspólnego, to oni rządzą». Przeciwnie, każdy jest odpowiedzialny za rządy i musi dołożyć starań, aby oni rządzili dobrze i musi uczestniczyć w życiu politycznym. Jak głosi nauka społeczna Kościoła, polityka jest jedną z najwznioślejszych form miłości, bo służy dobru wspólnemu. Nie można umywać rąk".
Według nauki społecznej Kościoła odpowiedzialność za politykę to nie tylko prawo, ale i obowiązek. Potępianie ludzi za takie zaangażowanie przez duchownych to niekonsekwencja (delikatnie mówiąc). To gorszy, podważa autorytet Kościoła, odpycha.
Czy Franciszek, jak zwykle, weźmie w obronę wypychanych i… gorszonych?
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł