Kościół i osiem tłustych lat

Fot. Tomasz Suszczynnski / depositphotos.com

Po wyborach z 15 października ubiegłego roku niektórzy wskazywali na liczne znaki i sygnały, że Kościół katolicki w Polsce czekają poważne zmiany w różnych przyziemnych sferach. Czy minione lata zostały wykorzystane przez katolicką wspólnotę na przygotowanie do tych zmian?

Biblijny Józef, syn Jakuba, nie zmarnował siedmiu tłustych lat. Wiedział, że nie zawsze będą sprzyjające warunki. Dlatego wykorzystał siedem lat urodzajów i obfitości na przygotowania do czasów niepomyślnych. Dzięki swej roztropności i umiejętności patrzenia w przyszłość z realizmem, ocalił nie tylko wiele ludzkich istnień, ale również swój prestiż i autorytet. To do niego zwracano się w sytuacji kryzysowej, gdy wydawało się, że znikąd nie ma ratunku.

Można powiedzieć, że w perspektywie doczesnej Kościół katolicki w Polsce również otrzymał swój czas „obfitości”. I to nie siedem, a osiem lat. Przez osiem lat dysponujący władzą nie poruszali na forum publicznym kwestii finansowania kościelnej aktywności, w tym nie straszyli, że zlikwidują Fundusz Kościelny, wciąż odkrywający istotną rolę m. in w kwestii ubezpieczenia emerytalnego księży i sióstr zakonnych. Nie zapowiadali też, mimo malejącej liczby uczęszczających na lekcje religii w szkołach, zmniejszenia ich tygodniowego wymiaru. Wręcz przeciwnie, podejmowano działania mające w różny sposób zapobiec dalszemu spadkowi frekwencji na szkolnej katechezie.

To nie wszystko. Chociaż rządzący nie wprowadzili pełnego zakazu aborcji, co byłoby zgodne z nauczaniem Kościoła, to jednak zastosowali rozwiązania prawne, które znacznie ograniczyły możliwość „terminacji ciąży”. Dzięki temu poprawiona została ochrona życia nienarodzonych. Także w dziedzinie finansowej parafie i rozmaite kościelne instytucje pod pewnymi względami miały łatwiejszy niż w innych okresach dostęp do sporych funduszy.

Były to więc, powtórzmy raz jeszcze, w perspektywie ziemskiej, doczesnej, dobre lata dla Kościoła w naszej Ojczyźnie. Jednak, jak śpiewała Anna Jantar, w tej perspektywie „nic nie może wiecznie trwać”. Coraz wyraźniej widać, że rację mieli ci, którzy po wyborach z 15 października ubiegłego roku wskazywali na liczne znaki i sygnały, że Kościół katolicki w Polsce czekają poważne zmiany w różnych, właśnie tych przyziemnych, sferach. Sugerowali odczytywanie tych znaków i sygnałów na bieżąca oraz podejmowanie w porę i adekwatnie reakcji. To ważne, ponieważ wyborczy wynik pokazał, że dotyczących Kościoła zmian chcą nie tylko politycy nowej większości parlamentarnej, ale znacząco wzrosła liczba zwykłych ludzi, którzy również ich oczekują. Chcą, aby wprowadzili je w życie nowi rządzący. I to szybko.

Nowa ekipa u władzy czuje presję tej grupy swoich zwolenników i – chociaż od zaprzysiężenia obecnego rządu upłynęło niespełna siedem tygodni – już zdążyła ona do dyskursu publicznego wprowadzić istotne dla katolickiej wspólnoty w naszym kraju tematy. Jest więc zapowiedź likwidacji Funduszu Kościelnego i zmian w sposobie finansowania duszpasterskiej działalności Kościoła. Jest błyskawicznie ogłoszony pomysł ograniczenia religii w szkole do jednej godziny w tygodniu. Jest też zapowiedź bardzo daleko idących zmian w kwestii dopuszczalności aborcji.

Z jaką reakcją ze strony Kościoła spotkały się te działania i zapowiedzi rządzących? Co przebiło się do medialnego obiegu?

Wygląda na to, że w sprawie Funduszu Kościelnego najskuteczniej wybrzmiał głos metropolity katowickiego abp Adriana Galbasa, który w jednym z wywiadów zasugerował, że „nikt za Fundusz Kościelny w Kościele życia nie będzie oddawał”. Dodał, że Fundusz to już jest „leciwy dziadek”, który  spokojnie może odpocząć. „Są bardziej nowoczesne metody wspierania działalności Kościoła” – zauważył abp Galbas. Jego głos mocno uspokoił emocje wokół tego tematu.

Mniej uspokajająco brzmią kolportowane w mediach reakcje przedstawicieli Kościoła w kwestii zmniejszenia tygodniowego wymiaru lekcji religii w szkołach. Powoływanie się w tej sprawie przez niektórych hierarchów na ustalenia Konkordatu, a nawet na Konstytucję, nie tylko nie studziło emocji, ale – biorąc pod uwagę, co te dwa wielkiej wagi dokumenty faktycznie mówią na ten temat – je rozgrzewało.

Także najnowsze krótkie „Słowo pasterskie” biskupa kieleckiego, w którym m.in. znalazł się taki fragment: „Zdajemy sobie sprawę, że w minionej historii, w Polsce Ludowej, usuwano katechezę ze szkół kilkukrotnie, czego sam doświadczyłem w 1961 roku. Uderzenie w podstawowe, konstytucyjne prawo obywatelskie do wolności sumienia i religii (art. 53.1. Konstytucji RP) byłoby więc i dziś czymś oburzającym, a zarazem powrotem do niechlubnych kart polskiej historii”, raczej nie uspokaja nastrojów.

Pojawiła się też kościelna reakcja na mocno akcentowany w ostatnich dniach przez część rządzących postulat radykalnego poszerzenia dopuszczalności aborcji. Przewodniczący KEP abp Stanisław Gądecki opublikował 26 stycznia br. oświadczenie, które oprócz licznych cytatów z encykliki św. Jana Pawła II „Evangelium vitae” zawiera apel do „wszystkich ludzi dobrej woli”, by jednoznacznie opowiedzieli się za życiem. „Szczególny apel kieruję do członków obu izb parlamentu i prezydenta Rzeczypospolitej, by dali świadectwo prawdziwej troski o życie bezbronne, bo nienarodzone” – napisał metropolita poznański. Jego odezwę wsparł bardzo mocno dwa dni później w kazaniu abp Marek Jędraszewski, który powiedział m.in. „Staje przed nami wielkie zadanie obrony życia przez modlitwę, przez post, przez świadectwo o świętości życia”.

We wszystkich tych sprawach rodzi się pytanie, czy jako wspólnota Kościoła spożytkowaliśmy sprzyjający okres, przygotowując się na ewentualne mniej korzystne uwarunkowania? Czy zadbaliśmy o to, aby przekonać jak największą liczbę Polaków do ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci? Aby pod tym kątem umocnić ich sumienia? Czy też zdaliśmy się na rozwiązania prawne, które nigdy nie są stabilne? Czy przygotowaliśmy wiernych do większego niż dotąd poczucia odpowiedzialności za sprawy materialne wspólnoty i do zmiany sposobu finansowania ewangelizacyjnej działalności Kościoła, w tym również do znalezienia rozwiązań dotyczących zdrowia i emerytur duchownych i osób konsekrowanych? A w kwestii katechezy i nauczania religii, czy przygotowaliśmy rozwiązania na wypadek, gdy państwo np. zechce oszczędzać na pensjach katechetów świeckich i duchownych?

Wreszcie, czy w ogóle braliśmy pod uwagę konieczność przygotowania się na zmianę zewnętrznych uwarunkowań, w których funkcjonujemy jako wspólnota wierzących? Czy przygotowaliśmy się w jakiś sposób do podjęcia dialogu? Odwoływanie się w obecnej sytuacji (zarówno przez reprezentantów Kościoła, jak i np. przez premiera) do PRL-owskiego reliktu, jakim jest Komisja Wspólna  przedstawicieli Rządu i Episkopatu, wydaje się dzisiaj swego rodzaju namiastką koniecznych rozwiązań. Gdzie i w jaki sposób toczyć się więc będzie naprawdę niezbędna w obecnej sytuacji rozmowa?

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kościół i osiem tłustych lat
Komentarze (14)
HZ
~Hanys Z Namyslowa
29 stycznia 2024, 21:42
Tak ,to byly tluste 8 lat, najwiecej brudu wyplynelo i bagna, za obecniej wladzy bedzie lepiej, wtedy stawia pomniki zboczencom. Dziwne ze za PiSu Wielgus nie zostal prymasem, Gulbinowicz i Peatz nie zostali pochowani w katedrach, za to pochowali Adamowicza w kosciele, ostatnie 8 lat wszystko stalo na glowie.chude to lata byly.
E3
edoro 333
29 stycznia 2024, 15:06
To były lata pozornie tłuste dla Kościoła.
PR
~Ppp Rrr
29 stycznia 2024, 12:47
Biskup nie zauważył jednej różnicy: Kiedyś religię ze szkół usuwała WŁADZA, wbrew woli ludzi. Dzisiaj religię ze szkół usuwają LUDZIE, spadkiem frekwencji sygnalizując swoją wolę. Pozdrawiam.
AM
~Agnieszka Mrozowska
29 stycznia 2024, 20:56
Większość ludzi w Polsce chce aby dzieci poznawały Boga i żyły wartościami chrześcijańskimi. Proszę nie wygadywać tu bzdur.
E3
edoro 333
31 stycznia 2024, 14:46
Skąd wiesz, że większość? Ankietę robiłaś? To naprawdę zależy z jakiej perspektywy na to patrzeć
JM
~Justyna Mic
31 stycznia 2024, 17:21
Większość uczniów uczęszcza na religię, a frekwencja jest tam trzy razy większa niż w kościele.
AR
Awdotia Romanowa
31 stycznia 2024, 21:38
Właśnie dlatego wypisują dzieci z religii. Chyba nie jest już możliwe nauczenie się wartości od tzw.ludzi kościoła.
BC
~Beda Czcigodny
2 lutego 2024, 21:16
Właśnie nie dlatego. Wypisują bo religia jest na ostatniej lekcji i chcą żeby dzieci miały godzinę wolną, a nie z powodu jakiegokolwiek stosunku do samej religii
AE
Anna Elżbieta
29 stycznia 2024, 11:30
Dobry, konkretny, rzeczowy artykuł i obserwacje. Dziękuję. No nie za bardzo myśleliśmy o przyszłości. Łatwo jest spocząć na laurach, kiedy jest dobrze. Myślę, że teraz nie ma co rozdzierać szat, tylko osoby odpowiedzialne, fachowe, znające się na rzeczy, powinny spokojnie przeanalizować sytuację i zastanowić się, co można teraz robić. Nie rozpaczać, tylko zacząć działać. Z pewnością znajdą się różne rozwiązania, gdyż jest wielu mądrych ludzi wierzących. Co do ograniczenia lekcji religii w szkole - no cóż, ten projekt nowej władzy może zostać przyjęty. Czyli tak na wyższym szczeblu Kościoła, jak i w parafiach trzeba się sprężyć, zorganizować, przedyskutować, w jaki sposób przyciągnąć dzieci i młodzież do kościołów, a przede wszystkim do Boga. Kto może się tym zająć, co zainteresuje młodych, jak pokazywać im prawdę Ewangelii, życie nią na co dzień itp. Do września jest trochę czasu.
GL
~Grzegorz Lasocki
29 stycznia 2024, 19:30
Raczej Episkopat będzie bronił 2 godzin religii w szkole i wątpię żeby nie przekonał władzy. W parafiach nie ma możliwości zorganizowania katechizacji.
RC
~Roman Czytelnik
29 stycznia 2024, 21:38
My nie myslelismy o przyszlosci? My o swojej przyszlosci myslelismy, rzadzacy tez kler tez ale chyba rzadzacy i kler z nimi bratajacy sie inaczej te swoja przyszlosc rozumial, bardziej prywatnie. ...nic tak nie odpycha od Kosciola jak uwiklanie sie przedstawicieli Kosciola w przyjaznie z wladza i bycie za profity marionetka tej wladzy
GL
~Grzegorz Lasocki
30 stycznia 2024, 19:23
Iluż to ludzi wygodnie sobie tłumaczy swoje odejście od Jezusa, wiary, żywej więzi z Nim tym że "Kościół to się brata z polityką, więc ja tam nie będę chodził" Wielu ludzi nigdy nie usłyszało w Kościele żadnej politycznej przemowy, ale przecież muszą sobie jakoś usprawiedliwić swoją niechęć do niego. Z trzeciej strony Kościół będzie zawsze bronił wartości ludzkiego życia, zawsze będzie przypominał swoje prawo do swobodnego wyznawania i nauczania wiary - a setki ludzi w Polsce będzie wtedy krzyczało: "To jest niedopuszczalne mieszanie się Kościoła do polityki. Muszę walczyć z takim Kościołem, bo nie chcę żeby to głosił"
AR
Awdotia Romanowa
31 stycznia 2024, 21:43
Nie setki a tysiące. I słusznie, bo kościołowi nie są potrzebne milionowe dotacje z budżetu na głoszenie Ewangelii. Na Ewangelię nikt nie zwraca już uwagi, nawet kościół.
GL
~Grzegorz Lasocki
1 lutego 2024, 15:52
Niech pani walczy z Kościołem, jeśli uważa pani, że to pani misja, lub jeśli tak uważa ten, komu pani służy. Każdy jest wolny, więc może służyć temu, kogo sam wybierze