Kościół między synodalnością i korporacją
Synod o synodalności, który właśnie rozpoczął się w Rzymie, wbrew pozorom nie dotyczy kwestii odległych. To próba - jak mówił sam Franciszek już w trakcie Synodu - budowania „Kościoła bliskości”.
To, że Kościół jest niezbędny do głoszenia Dobrej Nowiny, jest oczywiste. Świetnie pokazuje to znakomity brytyjski filozof (w młodości anglikanin, w późniejszym okresie przeszedł na prawosławie) Richard Swinburn w opublikowanej właśnie po polsku książce „Zmartwychwstanie Wcielonego Boga”. Jeśli Bóg chciał objawić się światu w postaci człowieka, jeśli chciał powiedzieć coś o sobie, to - aby pozostawić ludziom wolność musiał to zrobić dyskretnie, tak by człowiek sam musiał dokonać wyboru, czy chce wierzyć czy nie, a jednocześnie - aby być skutecznym - musiał powołać grupę/organizację/Lud, który będzie świadkiem prawdy, jaką sam o sobie przekazał. Izrael i Kościół są takimi właśnie Ludami, a w istocie jednym - choć podzielonym - Ludem.
Oba te ludy, co także jest dość oczywiste, podlegają wszystkim ludzkim wadom, problemom, słabościom. Bóg mógłby oczywiście stworzyć Lud doskonały, bez grzechu, bo jest Wszechmocnym, ale to oznaczałoby nieustanny cud, a ten - po pierwsze - łamałby nieustannie prawa natury ludzkiej (co oznaczałoby, że nie jest to już cud, a zmiana zasady istnienia), a po drugie odbierałaby ludziom wolność, bo tego rodzaju doskonała wspólnota byłaby pewnym znakiem prawdziwości Objawienia. Z tego powodu grzech, upadek, słabość muszą być obecne w Kościele, ale jednocześnie, co niemniej ważne, obecne musi być także świadectwo przemiany życia, czyli ostatecznie prawdziwości objawienia, wiary samych członków w Kościoła, choćby w to, że Jezus rzeczywiście ustanowił wspólnotę na nowych zasadach. Ich istota zawarta jest choćby w słowach Jezusa skierowanych do uczniów, którzy posprzeczali się o to, kto z nich jest najważniejszy. „Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!” (Mk 9,35) - mówi Jezus. Wiarygodność Kościoła oznacza, że te słowa, także hierarchia, musi brać śmiertelnie poważnie. Wyniesienie się ponad innych, władza pozbawiona empatii, korporacyjne chronienie swoich uderza w wiarygodność świadków Objawienia, jakimi są następcy Apostołów, a wraz z nimi cały Kościół. Dlatego, gdy papież mówi o konieczności budowania Kościoła bliskości, to w istocie mówi o wiarygodności świadectwa.
Szczególnie mocno, można tak powiedzieć, ta kwestia wiarygodności staje przed nami w kwestii stosunku do skrzywdzonych wewnątrz Kościoła, skrzywdzonych seksualnie, psychicznie i emocjonalnie. To, jak do nich podchodzimy, ale także jak podchodzimy do odpowiedzialnych jest miarą wiarygodności. I żeby nie pozostawać na poziomie ogółu weźmy jeden przykład: ostatni pogrzeb biskupa Edwarda Janiaka. To, że uczestniczyli w nim biskupi - rozumiem, to, że jego brat budował apologię - choć uważam za niedobre - mogę przyjąć do wiadomości, ale to, że w kolejnych mszach publicznych uczestniczyli obłożeni karami biskupi, i nikt z pasterzy, nie wskazał choćby na to, że to symbol bardzo niedobry, jest już smutnym przykładem niszczenia wiarygodności świadectwa i ukazywania złego oblicza korporacyjności w miejsce synodalności.
Kary, jakie nałożono na tuszujących przestępstwa seksualne biskupów są czysto symboliczne, i jeśli mają być rzeczywiście znaczące, to muszą być także symbolicznie dotkliwe. Oczywiście nikt nie może ukaranym biskupom zakazać uczestnictwa w mszach na terenie, gdzie kary nie obowiązują, ale wydawać by się mogło, że powinno być przynajmniej - i to ustami innych pasterzy - jasno powiedziane, że w ten sposób dokonuje się coś złego, niegodnego, symbolicznie dotykającego pokrzywdzonych, że w ten sposób - by posłużyć się terminami Franciszka - buduje się Kościół władzy i korporacji, a nie Kościół bliskości. I pokrzywdzeni i wiernie dostają w ten sposób - po raz kolejny sygnał - że dla wielu biskupów bardziej istotna jest solidarność korporacji, niż wspólnota z pokrzywdzonymi, w których - co wielokrotnie powtarzał Franciszek - objawia się Chrystus.
I nawet jeśli ta korporacyjność jest czymś związanym z grzechem, nawet jeśli nie da się jej do końca wyeliminować, nawet jeśli będzie ona zawsze dotykać Kościół, to Synod i jego czas, jest dobrym momentem, by mówić o tym, że niszczy to wiarygodność, że ukazuje, że słowa Jezusa o władzy w Kościele, o pierwszeństwie, o zgorszeniu, nie są poważnie traktowane przez tych, którzy są powołani do świadectwa wiary. Nasza wiara, co nieustannie warto przypominać, budowana jest na świadectwie apostolskim, na tym, że Jedenastu, a potem także Paweł, doświadczyli zmartwychwstania Jezusa i byli gotowi ponieść za nie śmierć. Czy były między nimi korporacyjne zależności? Czy upadali? Jasne, że tak, ale właśnie ich wiara sprawiała, że potrafili - jak choćby Paweł Piotra - wzajemnie niekiedy ostro się strofować, że potrafili - z miłością - ale jasno odciąć się od postaw niegodnych. Niestety we współczesnym Kościele często zwycięża mentalność biurokracji i korporacji, mentalność klerykalna, a nie ewangeliczna troska o wiarygodność świadectwa.
Skomentuj artykuł