Kościół nie jest sojusznikiem politycznym
"Zwrot Kościoła w lewo, tak mocno wspierany przez papieża Franciszka, staje się coraz bardziej widoczny". Czy katolicy od polityki mają się trzymać z daleka? Czy Kościół może wpierać prawicę, lewicę albo centrum?
"Larum grają! Wojna! Nieprzyjaciel w granicach!" - ten sienkiewiczowski cytat świetnie oddaje ton, w jakim jeden z krajowych publicystów zaalarmował ostatnio, że co prawda w Polsce jeszcze nie jest źle, ale poza naszymi granicami "zwrot Kościoła w lewo, tak mocno wspierany przez papieża Franciszka, staje się coraz bardziej widoczny". Dowodem "radykalnego zwrotu" Kościoła mają być trzy niedawne wydarzenia: poparcie włoskich biskupów dla marszu na rzecz powszechnej amnestii dla więźniów, wybór nowego generała jezuitów oraz spotkanie papieża Franciszka z niemieckimi katolikami i luteranami w Rzymie. Co prawda Tomasz Mann stwierdził, że nie ma nie-polityki, a więc wszystko jest polityką, jednak nakładanie politycznych kalek i schematów myślowych na aktywność Kościoła to coś więcej niż ryzykowny pomysł. To wypaczanie istoty rzeczy. Kościół nie jest i nie może być po żadnej stronie politycznego sporu.
Nie znaczy to, że katolicy od polityki mają się trzymać z daleka. Nie tylko papież Franciszek czy św. Jan Paweł II bardzo mocno zachęcają wiernych świeckich do aktywności w tej sferze ludzkiego życia. Paweł VI w encyklice "Populorum progressio" napisał: "Jeśli rzeczą hierarchii jest nauczanie i autorytatywne wyjaśnianie praw i przykazań moralnych, którym w tej sprawie trzeba być posłusznym, to świeccy - nie czekając biernie na nakazy i wskazówki skądinąd - mają obowiązek przez śmiałe projekty i inicjatywy przepoić zmysłem chrześcijańskim nie tylko obyczaje i świadomość ludzi, ale również prawa i struktury społeczności świeckiej". W liście apostolskim "Octogesima adveniens" z roku 1971 do kardynała Maurice'a Roy, przewodniczącego Rady do spraw Świeckich i Papieskiej Komisji "Iustitia et Pax" zwrócił uwagę, że "W sytuacjach konkretnych licząc się z poczuciem solidarności, przeżywanej przez każdego - należy uznać uprawnioną rozmaitość możliwego wyboru. Ta sama wiara chrześcijańska może prowadzić do różnych form zaangażowania".
Opublikowane w 2004 roku "Kompendium nauki społecznej Kościoła", poruszając kwestię aktywności katolików w dziedzinie społecznej i politycznej, wielokrotnie mówi o potrzebie rozeznania. Wskazuje przy tym jednoznacznie, że to sprawą wiernych świeckich, a nie duchownych, jest wybór "narzędzi politycznych, czyli poparcia dla partii lub innych wyrazów uczestnictwa politycznego". Przypominając, że tego wyboru należy dokonywać w zgodzie z wartościami i mając na uwadze rzeczywiste okoliczności oraz że wszelkie decyzje powinny być zakorzenione w miłości i zmierzać do realizacji dobra wspólnego, "Kompendium" (wydane przez Papieską Radę Iustitia et Pax) stwierdza stanowczo: "Trudno znaleźć jedną pozycję czy opcję polityczną, która byłaby w pełni zgodna z wymogami wiary chrześcijańskiej. Twierdzenie, że jakaś partia lub ugrupowanie polityczne w pełni odpowiadają wymogom wiary i życia chrześcijańskiego powoduje niebezpieczne nieporozumienia. Chrześcijanin nie może znaleźć partii w pełni odpowiadającej wymaganiom etycznym zrodzonym z wiary i przynależności do Kościoła".
To nie wszystko. Przynależność lub poparcie dla jakiejś partii albo bloku politycznego uważane jest w Kościele za decyzję osobistą. Jest ona uprawniona "przynajmniej" w odniesieniu do partii czy stanowisk politycznych, które dają się pogodzić z wiarą i wartościami chrześcijańskimi. Nie powinna to być jednak decyzja wyłącznie indywidualna. Paweł VI w cytowanym wyżej Liście apostolskim nie zostawił wątpliwości, że do wspólnot chrześcijańskich należy obiektywna analiza sytuacji kraju, wyjaśnienie jej w świetle Ewangelii, odwołanie do społecznego nauczania Kościoła. Jednak Kościół w Konstytucji duszpasterskiej "Gaudium et spes" Soboru Watykańskiego II zastrzegł jednoznacznie, że w żadnym wypadku "nikomu nie wolno zawłaszczać autorytetu Kościoła wyłącznie na rzecz własnego rozwiązania". Nikomu! Żadnej opcji politycznej. Żadnej partii.
Kościół nie jest i nie może być sojusznikiem którejkolwiek ze stron sceny politycznej. Nie może wpierać ani prawicy ani lewicy, ani centrum. Nie tylko w sensie "sojuszu tronu i ołtarza". Kto próbuje go w ten sposób traktować, pokazuje, że po prostu zamierza go zinstrumentalizować i wykorzystać do własnych celów politycznych.
Biskup Rafał Markowski w telewizyjnym wywiadzie powiedział 2 listopada br.: "Jakiekolwiek angażowanie się polityczne ze strony Kościoła instytucjonalnego, kapłaństwa hierarchicznego, jest nie do przyjęcia". Trudno sprawę postawić jaśniej. Nie ma powodu do paniki. Kościół nie skręca ani w prawo ani w lewo. Po prostu głosi Ewangelię o zbawieniu. W Polsce i na całym świecie.
ks. Artur Stopka - dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI.
Skomentuj artykuł