Dzielni ludzie, których mijamy na ulicy
Ludzie, którzy gorzej się urodzili, bez urody i zdolności, są kopani przez silniejszych, a mimo to noszą głowę wysoko i nie biadolą.
Zrobienie nowej strony internetowej Wspólnoty zajęło mi 4 dni i noce. Mogłoby być nieco krócej, gdyby nie problemy z internetem. U mnie na wsi jak jeden grzebie w sieci, to reszta może się oblizać, bo sygnał słaby. Jako, że korzystanie z bezpłatnego internetu dla mieszkańców (bo płaci Wspólnota), zostało uznane za należny grant, to musiałam latać po pokojach i sprawdzać, kto mi wlazł na transfer. I byłam prawie miła. Nawet jak po kilku godzinach pracy program powiadomił mnie, że z powodu słabego sygnału nie zapisywał pracy i proponuje robotę od początku. Cnota wytrwałości kiedy pod górkę, przerobiona.
W niedzielę ubiegłą nasz młody przyjaciel Łukasz miał w remizie w niedalekiej wiosce swój wernisaż. Zorganizował mu instruktor, z byłej jego szkoły. Pasją Łukasza jest wypalanie w drewnie. Pognały wszystkie nasze dzieci czyli Tomasz, Lena, Miki, Marcycha, Brygida oraz Inżynier z Tamarą. Pognali bo chcieli chłopakowi zrobić przyjemność. Okazało się w trakcie, że Łukasz ma tego dnia urodziny oraz dziwnie stawia nogi na scenie, co zaintrygowało Mikiego. Urodziny obszedł z naszą młodzieżą w McDonaldzie, a po wizycie w sklepie z butami zaczął stawiać nogi normalnie, bo nowe buty, w przeciwieństwie do starych, miały całe podeszwy. Wiadomo, artyści boso chodzą. Ja musiałam zostać z Arturem, który po kilku dniach braku Gosi nie pozwalał mi nawet wyjść z pokoju. O wyjeździe z domu nie mogło być mowy, nawet razem, we dwójkę. Łukasz to jeden z tych, co żyją za 600 z niewielkim kawałkiem, renty. Kandydat do nowej linii stypendium. Pracujemy nad tym.
Inżynier z Mikim objechali pół Polski zbierając dobra, które ludziska dla nas zbierali. Reszta chłopaków dzielnie posuwała remont domu w Medyni Głogowskiej do przodu, leżała w łóżkach z powodu przeziębienia i trzymała Zochcin co by nie upadł. Jeszcze Tamara z doskoku z kilkoma zaczęła sprzątać Kraków.
Wszystkich Świętych to ostania szansa na "pójście w tango" przed zimą. Mieszkańcy domu dla chorych doznają cudownego uzdrowienia i proszą o przepustkę na 10 dni, bo przecież groby rodzinne mają daleko: na warszawskich cmentarzach lub np. w Radomiu. Renia dopuściła dwudniowe wyjazdy przytomnie stwierdzając, że jak ktoś chce wybyć na dwa tygodnie, to znaczy ma gdzie mieszkać.
No i zdarzyła się katastrofa kolejowa! Dziś miała telefon od byłego mieszkańca, że ten miał telefon od mieszkańca obecnego, pana Henia. W skrócie: pan Henio pojechał na groby bliskich. Jechał pociągiem, pociąg się przewrócił. Pan Henio jest wierzący. Pan Henio się modli, nad nim zwisa wagon, wagon się chwieje, ale nie przewraca. Pan Henio w związku z tym powróci do schroniska za dwa tygodnie, bo chyba Renia rozumie, że po takiej traumie musi dojść do siebie.
Pan Henio, rzecz jasna może sobie szukać nowego lokum dołączywszy do grona mieszkańców byłych. Następnym razem prosimy o wersję nie dla idiotów. Cóż, tak wygląda życie, nie inaczej. A mieszkańcy schroniska pokładali się ze śmiechu, kiedy im Renia tę wersję zniknięcia Henia przekazywała.
Dla równowagi - nasz były mieszkaniec odwiedził Renię, ot tak pogadać. Nikt za niego nie dawał złamanego grosza. Chłop był w depresji, nasz Doktor od Głowy skierował go do szpitala. Teraz pracuje za 3,50 zł na godzinę, (słownie: trzy zł pięćdziesiąt groszy) jako ochroniarz, śpi w stróżówce, bo łóżko w pokoju w Warszawie kosztuje 700 zł, a on zarabia 900 zł i jakoś sobie radzi z nadzieją na lepsze. Ilu takich dzielnych ludzi mijamy na ulicy? Ludzi, którzy gorzej się urodzili, bez urody i zdolności, są kopani przez silniejszych, a mimo to noszą głowę wysoko i nie biadolą.
Arturowy papug Aleksander, czyli Olek robi postępy. Janek jest jego szefem, kumplem i treserem. Obaj rozmawiają ze sobą, papug czule dziobie Jaśka w ucho i od czasu do czasu ląduje na arturowym łóżku, ku oburzeniu psów, które się tam wylegują i zadowoleniu Artura, choć ostrożnym, bo to może dziobnąć.
Nad-obowiązkowo:
Pozwól mi, Panie prosić Cię
nie o gotowe cuda,
ale o to, co potrzebne
żebym je sam czynił.
Także nie proszę Cię, Panie o zdrowie,
ale o odwagę
do znoszenia moich cierpień ze spokojem.
Nie proszę Cię o bogactwo,
ale o serce dość wielkie
aby miało zawsze coś do dania
Nie proszę Cię o mądrość,
ale o światło
które oświeci mi drogę, abym się nie potknął.
Traktuj mnie jak syna, nie jak żebraka.
Daj mi ziarno na początek
i pozwól pracować w polu.
Tak będę mógł dorzucić do Twoich dzieł
dzieło mojej wiary.Nie proszę o smak sukcesu,
ale smak wysiłku
aby zasłużyć czasem na powodzenie,
a zawsze na szczęście.
Nie proszę o długie życie
ale tylko o życie
(trochę Twojego na dodatek),
aby zrobić coś dobrego.
Nie proszę Cię o dziesięć talentów, a o jeden
aby pracować z wytrwałością
i zarobić sto za jednego.
I tak z dumą będę nazwany Twoim synem
bo będę mógł oddać
to, co mi dałeś
z "wartością dodaną"ks.Hilaire Leonard Etienne
* * *
Tekst pierwotnie ukazał się na blogu: siostramalgorzata.chlebzycia.org
p>
Skomentuj artykuł