Tak wygląda łączenie światów
"Żeby kogoś poznać, musisz choć zajrzeć do jego pokoju". O bezdomnych w Watykanie, mnichach-włóczęgach i kurach znoszących jajka na papieski stół - pisze s. Małgorzata Chmielewska.
Najpierw smutna uroczystość. W Pabianicach pogrzeb Pani Stanisławy, mamy Reni. Nawet taki moment może być jednak przeżyciem nadziei. Starsze panie z klubu seniorek, każda z czerwoną różą w ręku na znak wspólnoty, ks. Jacek wspominający sernik specjalnie dla niego upieczony, kiedy był w pobliżu w jednej ze swoich podróży, niewidoma kobieta dziękująca ze łzami za regularne podwożenie na spotkania klubowe, co umożliwiało jej kontakt z ludźmi. Renia od lat szefuje w schronisku dla chorych. Nasi bezdomni mieszkańcy, biedacy, zrzucili się, każdy co miał, po grosiku, na kwiaty i znicze. Pani Zdzisia przyjechała jako reprezentantka. Ma 80 lat, Reni zawdzięcza to, że chodzi. Pani Zdzisia przez wiele lat sprzątała grób Marka Kotańskiego. Ot tak, z potrzeby serca, bo dobry człowiek był, powiedziała mi w czasie wędrówki za trumną. U nas nie usiedzi - nawet garnie się do mycia okien, a ostatnio sprząta na godziny w jakimś barze.
Pani Stanisława, skromna, zwykła, dobra kobieta. Jej spadek to dwoje dobrych ludzi - jej dzieci.
Zaraz potem - Warszawa. Konferencja bankowców i siostra od biedaków do nich mówiła. Pomysł rzuciła, żeby wypuścili linię kredycików dla ubogich, którzy mogliby się poratować w trudnej sytuacji, nie zatapiając się w ratach i odsetkach. Nie wiem, czy chwycił. Na dziedzińcu Ministerstwa Rozwoju pogawędziłam z panem, który od lat przekazuje sporo na klasztory kontemplacyjne. Przypadkowy przechodzień, brat w Chrystusie spotkany na... papierosku.
Kongres Kultury Chrześcijańskiej w Lublinie też po drodze zaliczyłam, o uchodźcach, których nie ma, a jakże. Pytanie było, dlaczego nie ma.
Na koniec wylądowałam w Rzymie. Z elitą jechałam, co to elita za podróż i hotel zapłaciła w celu kształcenia swojej duszy i umysłu. Mój nieelitarny umysł i dusza również uległy wykształceniu. Oprócz luksusowych restauracji było kilka ciekawych spotkań, a nawet jeden profesor od fizyki dokonał cudu - zrozumiałam co mówi, choć ze wstydem przyznam, że w tej dziedzinie byłam totalne zero, a na studiach zdawałam egzaminy... nie wydam jak, bo młodzież może przeczytać.
Watykan od zupełnie innej strony - kaplica Redemptoris Mater odnowiona przez św. Jana Pawła II za kasę, którą dostał w prezencie na 50 rocznicę święceń. Wyposażył ją w piękne i pasjonujące w formie mozaiki, łączące tradycje wschodnią i zachodnią. Spotkania z jezuitami w Castel Gandolfo (prowadzą obserwatorium astronomiczne, łącząc świat wiary ze światem nauki). I z kurami, co jajka na papieski stół znoszą. Kury mają tak luksusowe kurniki, że niejeden człek mógłby pozazdrościć chałupy. Pierwszy raz w życiu zobaczyłam prawdziwy teleskop, niestety nie było możliwości zerknięcia na gwiazdy.
W Watykanie ludzie bezdomni mają łaźnię, fryzjera, dentystę co sobotę otwiera swój gabinet dla 10 ludzi gratis, noclegownię, a w mieszkaniu ks. abp. Krajewskiego mogą też cosik zjeść, pogadać i dostać informacje, jak sobie radzić. Niezbyt licznie jednorazowo, bo całe mieszkanie ma nie więcej niż 40 m kw. Raczej Arcybiskup u nich mieszka, niż oni u niego. Pralnia dla ludzi bezdomnych w przygotowaniu.
BCC ofiarowało Papieżowi piękną, złotą statuetkę i podejrzewam mocno, że jej los jest przesądzony.
Coś dla feministek kato i nie kato. Dzielni jezuici przez teleskopy patrzyli w gwiazdy, ale potem ktoś musiał spisywać i przeliczać ich obserwacje. Od dawien dawna wiadomo, że kobiecy umysł sprawniejszy w rachowaniu. Robiły to siostry zakonne, do dziś bezimienne, choć nazwiska mężczyzn-odkrywców znamy doskonale. Takie ówczesne komputery w habitach. I co byście, panowie bez nas zrobili?
Artur czekał na mój powrót, a właściwie na świeżą dostawę papieży. I wczoraj w nocy się doczekał.
Papuga - niejaki Olek - nowy kolega Artura, prezent wraz z klatką, jeszcze nie mówi, ale pracujemy nad tym, choć nie wiem, czy to dla nas będzie bezpieczne, jak zacznie powtarzać, co słyszy. Na słonia z trąbą się nie zgodzę. Dwa psy, kot, rybki i papuga to kres moich możliwości w obsłudze tego arturowego świata. Słoń zostanie na YouTubie.
Czy to nie o mnie pisał św. Benedykt w swojej regule z odrazą i potępieniem?
Czwarty rodzaj mnichów to ci, których nazywają mnichami wędrownymi (gyrovagi). Przez całe życie wędrują oni po różnych okolicach, goszcząc po trzy lub cztery dni w rozmaitych klasztorach. Zawsze się włóczą, pozbawieni wszelkiej stałości, a służą tylko własnym zachciankom i rozkoszom podniebienia...
Czas osiąść, co mam zamiar i nigdzie nie jadę. Życie się nie zatrzymało, siostry i bracia - cała ekipa - pracują pełną parą. Na mój żartobliwy SMS z Placu św. Piotra, że nie wracam, Tomasz odpisał: "Podaj hasło do konta, numery do sponsorów i możesz spadać na emeryturkę" (ujął to nieco mocniej, ale przekładam na język możliwy do publikacji). Kochane dzieci i współpracownicy!
Tak wygląda łączenie światów. Żeby kogoś poznać, musisz choć zajrzeć do jego pokoju.
O tym, co w domach - w następnym odcinku.
Nad-obowiązkowo
Jedyny Polak - laureat Nagrody Templetona, "katolickiego Nobla" - pracuje w Watykańskim Obserwatorium Astronomicznym.
(…) wyobraźmy sobie małe dziecko, któremu ktoś chce wbić do głowy rachunek różniczkowy i całkowy… Dla dziecka te wszystkie wzory i przekształcenia nic nie znaczą. A czy my nie jesteśmy w podobnej sytuacji wobec zagadki Wszechświata?
Największym hazardem jest ludzkie życie, w którym stawką jest ono samo.
Ks. prof. Michał Heller
* * *
Tekst pierwotnie ukazał się na blogu: siostramalgorzata.chlebzycia.org
Skomentuj artykuł