"Krzyż powinien łączyć, a nie dzielić"
"Krzyż powinien łączyć, a nie dzielić" - mówi bp Zbigniewa Kiernikowskiego w związku z wydarzeniami przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie w rozmowie z ks. Mateuszem Czubakiem.
W pewnym sensie tak. Trzeba jednak dodać i podkreślić, że dotyczy to tego krzyża. Czyli trzeba postawić pytanie, jakiego krzyża oni bronią i o co w tym chodzi. Czy ten konkretny krzyż jest znakiem pojednania? Czy nie przybrał on przypadkiem innych treści, zabarwionych także politycznie? Na podstawie tego, co widzieliśmy w mediach, można przypuszczać, że krzyż przed Pałacem Prezydenckim nie jawi się jako znak miłości Boga do człowieka. Niewątpliwie ten krzyż został ustawiony, aby jednoczyć w modlitwie Polaków, gromadzących się w dniach żałoby narodowej po katastrofie smoleńskiej. Jednak po ogłoszeniu przez Prezydenta elekta decyzji usunięcia krzyża, powstało niemałe zamieszanie wśród ludzi. Wskutek tej decyzji zrodziły się pytania, czy nie chodzi tu o walkę z krzyżem jako znakiem chrześcijańskiej wiary.
Jeżeli chodzi o wygranych i przegranych wobec logiki krzyża, to prawdziwymi przegranymi są ci, którzy uważają samych siebie za zwycięzców. Widziałem w telewizji, jak niektórzy ludzie na znak zwycięstwa podnosili w górę ręce ze znakiem „V”. Takie zwycięstwo jest jednak pozorne i nie ma wiele wspólnego z logiką i przesłaniem krzyża. Człowiek, który sądzi, że o własnych siłach obronił krzyż i uważa się za zwycięzcę, już przegrał. Taki obrońca bowiem stracił swoją chrześcijańską tożsamość, mimo że bronił krzyża jako znaku. Prawdziwe zwycięstwo należy do Jezusa Chrystusa. Nikt z ludzi nie przylgnął tak mocno do krzyża jak Zbawiciel. Dlatego chrześcijańskie zwycięstwo polega na pokornym gromadzeniu się wokół krzyża i oddanej służbie wobec krzyża, w której akceptuje się swój krzyż. Człowiek wierzący będzie robił wszystko, by dostosować swoje życie do rzeczywistości krzyża. Taki człowiek jest gotów nawet przegrać, byle tylko Chrystus zwyciężył i zatriumfował w jego życiu. Gdybym miał oceniać, kto przegrał, a kto wygrał, to decyzja o rezygnacji z walki jest bliższa Ewangelii. Nie chcę przez to powiedzieć, że decyzja Kancelarii Prezydenta była chrześcijańska. Proszę też nie myśleć, że biskup siedlecki jest przeciwny krzyżowi i że nie chce obecności krzyża w życiu, także publicznym. Noszę codziennie biskupi krzyż na piersi i robię wszystko, by być posłusznym Ewangelii, co nieodłącznie wiąże się z przyjmowaniem krzyża.
Przede wszystkim nie możemy zapomnieć, że krzyż wzywa nas do nawrócenia. Setnik widząc umierającego na krzyżu Jezusa wyznał wiarę w Boga (por. Mk 15,39). Każdy z nas musi więc siebie pytać, o co w życiu mi chodzi. Czy szczerze szukam zwycięstwa Jezusa ukrzyżowanego we mnie? Czy też za wszelką cenę próbuję przeforsować swoje plany? Bez wiary w Ewangelię obrona krzyża jako krzyża nie wpłynie na zmianę naszego życia. Cała ta sytuacja jasno pokazuje, że brakuje nam ludzi ożywionych ewangelijną wiarą, którzy rozumieliby tajemnicę Kościoła zgromadzonego wokół krzyża Jezusa Chrystusa. Najlepszym rozwiązaniem tej sytuacji jest przylgnięcie do krzyża Zbawiciela i wejście na drogę nawrócenia.
Odpowiedź na to pytanie znajdujemy u św. Pawła, który podkreśla, że Kościół głosi „Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan” (1Kor 1,23). Dla ludzi wierzących krzyż jest „mocą i mądrością Bożą” (1Kor 1,24). Ci więc, którzy nie wierzą, będą patrzeć na krzyż jako na życiowy balast i przeszkodę. Będzie to tak długo, dopóki nie zostaną oświeceni i pociągnięci do wiary oraz nie odkryją prawdziwego przesłania płynącego z krzyża. To zaś może się dokonywać w świecie przez to, że chrześcijanie będą utożsamiali się z logiką krzyża Zbawiciela i będą żyli zgodnie z nauką krzyża ukazując światu, że to jest właściwa propozycja życia. Wówczas ten znak może stawać się powszechnie akceptowany. Krzyż Jezusa Chrystusa jest coraz częściej kontestowany we współczesnym świecie, m. in. także z tego powodu, że chrześcijanie dają za mało przekonywające świadectwo o prawdzie krzyża. Taka letnia postawa ochrzczonych albo radykalne bronienie krzyża jako znaku z pominięciem jego prawdziwego przesłania, nierzadko rodzi kontestację i swoistą przemoc ze strony ludzi niewierzących.
Zwrócę uwagę przede wszystkim na to, że Kościół zawsze gromadzi się wokół krzyża i głosi pojednanie w Jezusie Chrystusie. Jeżeli więc pod krzyżem powstaje chaos i konflikty, nie można w takiej sytuacji mówić o wspólnocie Kościoła, lecz o gromadzeniu się tych, którzy w jakiś sposób na nowo krzyżują Jezusa. Ewangelia pokazuje, że pod krzyżem Jezusa zgromadzili się też tacy, co mieli swoje interesy, rozdzielali szaty Jezusa, grali w kości o Jego tunikę, chcieli by zszedł z krzyża, wybawił siebie i innych, czyli wprowadził nowy porządek społeczny itp. Jezus zaś został na krzyżu aż do śmierci, aż do zdjęcia Go z krzyża. Wiele zarzutów dziennikarzy wobec hierarchii Kościoła czy komentarzy w tej materii poniekąd mija się z rzeczywistością, gdyż patrzy się na te wydarzenia głównie z punktu widzenia organizacyjno-społecznego czy wręcz politycznego. Nie zostają zaś rozumiane w duchu Ewangelii. Na pierwszym planie, nie tylko tego, co dzieje się na placu przed Pałacem Prezydenckim, ale także w mediach, często nie stoi prawda krzyża jako znaku wiary, lecz jakiś partykularny interes. Tego, co się wokół tej sprawy dzieje, nie można porównywać z obroną krzyża w Miętnem czy innych podobnych wydarzeń. Trzeba też jasno powiedzieć, że ta sytuacja wyraźnie pokazuje nam, biskupom, że nie mamy w Kościele ludzi wystarczająco ugruntowanych w wierze. Nie jest bowiem dobrze, że odbywają się uroczystości liturgiczne z udziałem polityków, którzy później na różny sposób odstają od tego, co przedstawia krzyż Chrystusowy i co głosi Kościół. Łatwo jest bowiem fotografować się z przedstawicielami Kościoła i uzyskiwać od nich poparcie, trudniej jest stanąć w prawdzie krzyża. Podobnie też i innym może wydawać się słuszne takie bronienie krzyża z jakim mamy do czynienia, a co może być jednocześnie jakimś zatraceniem tożsamości chrześcijańskiej i eklezjalnej wynikającej z krzyża. To wszystko pokazuje, jak społeczność wierzących w Kościele w Polsce nagląco potrzebuje właściwej formacji do wiary. Na koniec apeluję do wszystkich diecezjan, o zachowanie spokoju, o przyjęcie postawy pokory wobec tych wydarzeń, które objawiają tak wiele prawdy o nas wszystkich. Proszę o modlitwę i refleksję, by pozwolić działać Bogu. On nam przez to wszystko wiele mówi. Chciejmy słuchać. Niech każdy pyta się, jaka jest jego osobista relacja do krzyża.
Skomentuj artykuł